środa, 30 kwietnia 2014

Szafirowy skarb II. [AoKise]

jest to druga część, pierwszą macie tu: szafirowy skarb I
tą część pisałam tylko z perspektywy Aomine, będę tak się 'bawić'.
wybaczcie, że musieliście czekać tak długo.
następna część, będzie ich jeszcze trochę, pojawi się szybciej.
enjoy! (:
~♠~♠~♠~


 Następnego dnia Kise nie przyszedł do szkoły. Nie był też na treningu. Kolejnego dnia to samo. Postanowiłem, że jeśli nie pokaże się w piątek, sam do niego pójdę i skopie mu tyłek. O tak! Mieliśmy grać 1on1 codziennie, lecz mnie olewa. Zastanawiałem się też, czy nie przesadziłem.. Może jego wrażliwa duszyczka źle odebrała moją próbę pocieszenia?
Wraz z dzwonkiem kończącym lekcje udałem się prosto do domu blondyna. Byłem już u niego kilka razy. Mieszkał w miłej, lecz przeciętnej, dzielnicy w domu jednorodzinnym. Całą drogę układałem sobie to co mam powiedzieć, zupełnie zapominałem o podziwianiu jego pięknych, hojnie obdarzonych przez Boga, sąsiadek. Przystanąłem przy furtce, spojrzałem w okna pokoju przyjaciela. Żaluzje były zaciągnięte, jednak przez lekką szparkę przedostawała się słaba muzyka.
Wysłałem mu dziś kilka smsów i dzwoniłem, ale miał wyłączony telefon. Zadzwoniłem dwa razy do drzwi. Nic. Zapukałem donośnie. Kompletna cisza, nawet śpiew ustał. Czy on naprawdę myślał, że jestem taki głupi? Wykorzystując ciszę wydarłem się.
-KIIIIIIIIIIISE, OTWIERAJ! RUSZ TĄ DUPĘ, BO CI PODEJDĘ!
Po chwili usłyszałem szczęk zamka, a drzwi uchyliły się.
-Aominecchi, jestem chory, zarazisz się, jeśli zaraz nie pójdziesz.-Wyszeptał słabym głosem.
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.-Pchnąłem drzwi, a chłopak zatoczył się. Musiał być naprawdę osłabiony. Był w samych bokserkach i koszuli, która wydawała się być kilka rozmiarów za duża.
-Dlaczego nie chodzisz do szkoły?-Spytałem, rozsiadając się na kanapie.
-Mówiłem, jestem chory..-W jego głosie pojawiła się jakaś oschłość i obojętność. Stał przy kominku patrząc w ogień, przez co nie mogłem zobaczyć jego twarzy.
-Kłamiesz.-Wstałem i chwyciłem go za ramię, syknął przeciągle i wyrwał się, chowając rękę za plecami.-Co ty tam masz?
-Idź już sobie. Chciałbym odpocząć.-Dawny Kise nigdy nie zachowałby się tak nieuprzejmie.
-Ryota co się z tobą dzieje? Rzygasz w kiblu, wagarujesz, wyglądasz już jak szkielet, dodatkowo chowasz rę..
-ZAMKNIJ SIĘ I IDŹ JUŻ!-Wmurowało mnie. Chłopak opierał się o ścianę, tak jakby krzyk wyczerpał jego ostatki sił. Popatrzył na mnie szklistymi oczyma. Tylko nie to, nie potrafię pocieszać.-Proszę Aominecchi, idź..-Dodał już spokojniej.
-Nie.-Zabrzmiało to jak bunt czterolatka.
-Słucham? To mój dom, więc..
-Nie. Nie pójdę. Nie pozwolę ci się wyniszczać.
-To moje życie, zrobię co będę chciał!
-Nie.-Zbliżyłem się do niego.-Kiedy ostatnio jadłeś?
-Nie wiem, nie twoja sprawa!-Krzyknął. Czyli się głodzi. Super.
-Oi, pokaż rękę, skoro nic tam nie masz..
-Nie muszę nic udowadniać.-Wycofał się do rogu pokoju. Podszedłem na tyle blisko, by chwycić jego dłoń. Bez zbędnych czułości podwinąłem jego rękaw i automatycznie skrzywiłem się. Jego jasną i delikatną skórę zdobiły czerwone szramy, ciągnęły się od nadgarstków aż do łokci. Niektóre z nich już się goiły, z innych ciekła świeża krew. Przyglądałem się, natomiast on robił wszystko, by wyswobodzić się. Miałem ochotę go przytulić.
-Modelowi nie przystaje szpecić swoją skórę.-Popatrzył na mnie zbity z tropu.-Chodź.
Niezbyt subtelnie zaprowadziłem go do łazienki. Milczeliśmy. Posadziłem go na pralce. Przeszukałem apteczkę, gdy znalazłem wodę utlenioną, gazy i bandaże położyłem je obok niego. Trzymał ramiona blisko ciała, nie widziałem jego oczu, więc nie wiedziałem o czym myśli. Gdy wyciągnąłem dłoń w jego stronę, odrzucił ją.
-Zostaw mnie! Nikt cię o to nie prosił.-Nie odpowiedziałem. Wykorzystując jego rozproszenie złapałem jego lewe ramię i polałem obwicie wodą, skrzywił się, nie zwracając uwagi na jego pojękiwania, założyłem opatrunek i zabandażowałem całe jego przedramię. Z drugą zrobiłem to samo.
-Gdzieś jeszcze?-Przerwałem ciszę. Zaprzeczył ruchem głowy. Nie uwierzyłem. Zdjąłem jego koszulę. Jego tors i uda również pokrywały blizny oraz nowe rany. Bez słowa zabrałem się za oczyszczanie ich. Gdy skończyłem dodałem.-Co chcesz zjeść?
-Nic.
-Co chcesz zjeść?-Nalegałem.
-Nie jestem głodny.
-Czyli jajecznica. Zaraz zrobię.
-Aominecchi, bardzo dziękuję, ale nie będziesz mną rządził!
-Będę. Będę póki stwarzasz zagrożenie dla siebie.
-Czyli tylko dlatego? Nie chcesz mieć mnie na sumieniu? Wiedziałem.
-Czy ty nie rozumiesz, że się o ciebie martwię? Nie pozwolę, by mój przyjaciel stoczył się!-Nie wytrzymałem. On kiedyś doprowadzi mnie do białej gorączki.
-Nie potrzebuję litości.
-Potrzebujesz pomocy.-Otworzył szeroko oczy i osunął się na ziemię.
-Chcesz wody?-Spytałem.
-Tak, poproszę.-Wyszedłem więc do kuchni. Był to poważny błąd. Kise zamknął się w łazience i okręcił wodę, zagłuszając w ten sposób wszelkie dźwięki.
-Ryota?! Otwórz te pieprzone drzwi! Słyszysz?!
Nie czekając na odpowiedź z całej siły naparłem na nie, aż odskoczyły. Blondyn siedział nad ubikacją, a ja poczułem się, jakbym miał deja-wu. Chciał sprowokować wymioty, lecz nie był w stanie. Nie miał czym wymiotować. Odciągnąłem go od kibla. Ręcznikiem wytarłem jego zapłakaną twarz. Był wycieńczony, przelewał się przez ręce. Mamrotał coś bez większego sensu. Zaprowadziłem go do łóżka i zmusiłem, by zjadł choć trochę. Musiał nic nie jeść przez te kilka dni, gdyż prawie natychmiast zwymiotował to co zjadł. Trzeba będzie od nowa przyzwyczaić jego żołądek do posiłku. Usnął ze zmęczenia. Postanowiłem zostawić go tak, sam udałem się do kuchni poszukać jakiejś kaszy czy kleiku. Moi rodzice zawsze, gdy miałem zatrucie pokarmowe dawali mi to do jedzenia. Może smakuje średnio, ale czyni cuda. Po przeszukaniu niemal każdej szafki znalazłem trochę płatków owsianych, lepsze to niż nic. Ugotowałem je i wróciłem do pokoju blondyna. Nawet przez sen rozdrapywał rany do krwi.
-Kise, pobudka!-Spróbowałem łagodnie. Otworzył najpierw jedno, potem drugie oko.
-Co ty tu jeszcze robisz?
-Zrobiłem coś lżejszego do jedzenia.-Podźwignął się na łokciach i oparł o poduszki.
-Dzięki za troskę, ale nie jestem głodny.-Jak na zawołanie, zaburczało mu w brzuchu. Postanowiłem go nakarmić, dopiero wtedy miałem stu procentową pewność, że zjadł wszystko. Trwało to dość długo, ze względu na jego opór. Pozbierałem naczynia i wstałem. Ryota złapał skrawek mojej koszulki.
-Zostań ze mną, proszę..-Patrzył na mnie wielkimi, złotymi oczyma, a ja nie potrafiłem mu odmówić. Odłożyłem więc miseczki na stolik i półleżąc, półsiedząc znalazłem się koło blondyna. Oparł głowę o moje nogi i bezgłośnie płakał.

-Na razie nigdzie się nie wybieram głuptasie.-Poczochrałem jego włosy, zastanawiało mnie co lub kto doprowadził go do tego stanu.

czwartek, 24 kwietnia 2014

sexy.~ [MidoTaka x AoKise]

trochę groteskowe.miało być na 600 wyświetleń,ale nie miałam czasu, by wrzucići jest na 700.arigatou!~♠~♠~♠~


-Kazunaricchi, dziękuję! Jesteś super!-Krzyknąłem do telefonu, gdy brunet zgodził się na zakupy ze mną.-Widzimy się za pół godziny pod twoim blokiem!-Rzuciłem i rozłączyłem się.
-Dokąd to?-Spytał Aominecchi znad gazety.
-Na zakupy!-Pocałowałem go przelotnie i wybiegłem z domu. Miałem trochę czasu, ale i tak nie wytrzymałbym w domu. Przysiadłem na ławeczce i oczekiwałem przyjaciela, gdy zobaczyłem jak zamyka drzwi podbiegłem. Przywitaliśmy się i poszliśmy w stronę centrum.
-Kise co chcesz kupić? Wydawałeś się taki podekscytowany!-Spytał z uśmiechem chłopak.
-Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz!
-Obiecuję, gadaj!
-Chciałbym kupić jakąś seksowną bieliznę, żeby podobać się Aominecchiemu!-Odparłem speszony.
-Jej, kawaii!-Wydarł się.-Szkoda, że Shin-chan nie lubi..
-Nie lubi seksu?-Zdziwiłem się.
-Nie.. Lubi, czasem aż za bardzo.. Chodziło mi o bieliznę i zabawki.. On woli po staroświecku, wiesz o co mi chodzi?-Trochę posmutniał.
-W sensie klasycznie? Możesz kupić coś ładnego, ale niezbyt wyzywającego.-Jestem genialny.
-Czyli?-Zaintrygowałem go, więc podjął temat.
-No nie wiem, a jaki on jest w łóżku?-Ciekawość mnie zżerała.
-Zupełnie inny.. Lubi patrzeć na moją twarz i całować mnie dosłownie wszędzie. Nie pozwala mi być na górze, ale ja nawet nie chcę.. Zawsze zaczynamy od gry wstępnej i Shin-chan naprawdę długo wytrzymuje, bo średnio koło dwóch godzin. Uwielbia gdy mu obciągam, ale nie chce się przyznać.-Zakończył monolog i popatrzył na mnie rozbawiony. Nie wiedziałem co powiedzieć.
-Eee, to może jakaś koronkowa koszula nocna? Te są słodkie!-Podbiegłem do półprzeźroczystej, miętowej kreacji, jednak nie spodobała mu się. Po kilkudziesięciu minutach wybrał komplet czarnych stringów i koronkowej koszulki w tym samym odcieniu, lecz z zielonym brokatem. Natomiast ja wybrałem granatowy gorset z mocnym wiązaniem, który miał podkreślić talię, stringi oraz zakolanówki w tym samym kolorze. Byliśmy naprawdę szczęśliwi wychodząc ze sklepu.
-Ryota, chodźmy do mnie przymierzyć to co kupiliśmy!-Zawołał podekscytowany Takao. Przytaknąłem mu głową.
Pierwszy przebrał się brunet. Wyglądał zjawiskowo w obcisłym stroju. Normalnie krew z nosa. Później ja szybko przywdziałem seksowne ciuszki i poszedłem mu się pokazać. Zaczęliśmy się wygłupiać i śmiejąc się upadliśmy na ziemię. Na nasze nieszczęście w tym momencie do domu wrócił Midorima, a towarzyszył mu Daiki.
-Co kur..?-Zatkało ich, patrzyli oniemieli na tą dwuznaczną sytuację. Z ich nosów popłynęły strużki krwi. W końcu nie codziennie znajduję się swoich chłopaków turlających się po ziemi w seks bieliźnie.
-Shin-chan! Bo my byliśmy na zakupach, kupić jakąś ładną bieliznę dla was.. W sensie dla siebie, ale dla was do podziwiania i chcieliśmy ją przymierzyć. I wygłupialiśmy się, ale do niczego nie doszło, więc..-Tłumaczył się kulawo Kazunari. Popatrzyłem na granatowowłosego, świdrował mnie wzrokiem.
-Czyli kupiliście je dla nas?-Spytał z dziwnym błyskiem w oku, przytaknąłem szybko głową.-Gwałcić!-Rzucił się na mnie i zaczął rozbierać.
-Aominecchi!
Z tego co opowiadał mi Takao, Midorimacchi złapał go w tym samym momencie i zaprowadził do sypialni, gdzie zdarł z niego skąpy strój. Zaczął całować go po całym ciele, jednocześnie nie przestając powtarzać 'słodki'. Kochali się całą noc. Natomiast Daiki szybko doszedł, kazał mi się ubrać i obiecał, że ukarze mnie, gdy będzie ciemno. Napaliłem się. Okazało się, że miałem spać samemu. Murzyn chyba nie do końca wierzył w nasze tłumaczenia.. A chciałem spędzić z nim upojną noc!   

niedziela, 20 kwietnia 2014

Banan, truskawka, pomarańcza czy jabłko? [AoKise]

borze sosnowy.nie ma to jak dokształcać się przed napisaniemna durex.com..

~♠~♠~♠~


  Stałem przed półką, na której w rządku stały równo ustawione żele, prezerwatywy i inne tego typu gadżety. Nie miałem pojęcia, że tyle tego jest. Musiałem kupić kilka z nich w trosce o tyłek Ryoty. Podczas ostatniego razu zagalopowałem się, co skutkowało tygodniowym wykluczeniem blondyna z gry i treningów, nie wspominając o sesjach. Mając w głowie godzinny wykład Akashiego o lubrykantach i ich użyciu, miałem pod jego czujnym okiem wybrać razem z blond ciotą coś co 'sprawi, że nasze życie seksualne będzie przyjemne dla obu stron, w szczególności dla dupy Kise'. Tsk. Gdyby samo przyznanie się było małą karą. Patrzałem tępo na opakowania. Chcąc przerwać niezręczną ciszę rzuciłem:
-Oi, Kise, banan, truskawka, pomarańcza czy jabłko?-Chłopak spiekł jeszcze większego buraka.
-Sa-sam wybierz..-Jąkał się.
-Ty to będziesz ssał, więc musi ci smakować.-Nie zdążyłem ugryźć się w język. Topazowe oczy patrzały na mnie z wyrzutem.-Jezu.. Nie udawaj takie świętego. Za dużo tego tuuuu.-Zawyłem.-Prążkowane, klasyczne, grube, ultracienkie, z wypustkami, smakowe, upierdliwe..
-Daiki, przypominam ci, że jeżeli nie zdecydujesz się na nic, osobiście cię wykastruję moimi cudownymi NOŻYCZKAMI. No i polecam truskawkowe.-Oznajmiła ze stoickim spokojem czerwona gnida. No kurwa, ale pojeb. Zgarnąłem pierwsze lepsze kondomy i chciałem się zabrać za wybór żelu, lecz Ryota złapał mnie za rękaw.
-Co jess..?-Zabrał mi z dłoni kwadratową paczuszkę i podmienił na inną. Napis na niej był następujący „Prezerwatywy Durex Real Feel gwarantują niezwykle zmysłowe doznania. Dzięki materiałowi, z jakiego są wykonane, idealnie nadają się dla alergików uczulonych na lateks. Dzięki specjalnej technologii wytwarzania prezerwatywy Durex Real Feel mają przyjemniejszy zapach. Nic nie przeszkadza, więc możesz się zrelaksować i cieszyć przyjemnością.” -Jesteś uczulony..?
Przytaknął głową wyraźnie speszony, borze i lesie, niech ten dzień już się skończy. Chciałem wrócić do domu i zerżnąć modela. Na samą myśl o nagim, wyginającym się w spazmach bólu i rozkoszy chłopaku, mój żołnierz stawał na wartę. Przystanąłem przy lubrykantach, miałem dylemat pomiędzy dwoma.
-"Durex Play Soczysta Wiśnia żel intymny o smaku wiśniowym jest jedwabisty w dotyku, słodki w smaku i cudownie owocowy. Używaj go gdzie chcesz i kiedy chcesz" oraz "Durex Play Żel intymny Potęgujący doznania rozgrzewa skórę podczas kontaktu i zapewnia zarówno cudowne nawilżenie i uwrażliwienie skóry, jak i uczucie przyjemnego ciepła w miejscu aplikacji. Dodatkowa wskazówka: jeśli chcesz wzmocnić wrażenia, lekko podmuchaj na miejsce, w którym został nałożony żel".-Przeczytałem bez krępacji.-Który wolisz blondi?
-Wiśniowy.-Szepnął niemal bezgłośnie.
-Wypróbujemy obu.-Uśmiechnąłem się złowieszczo i uszczypnąłem go w tyłek. Pisnął i odsunął się gwałtownie. Spodobało mi się wybieranie, więc wróciłem do poprzedniego stoiska i zabrałem jakieś antyalergiczne, smakowe durexy.


Gdy podeszliśmy do kasy, kobieta patrzyła na nas zdziwiona. Trzech facetów kupujących kilka paczek gumek i żele. Akashi dopiero zauważył swój błąd, a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu, przez co zarobiliśmy dodatkowe 3 godziny biegania, oczywiście w inne dni, tak by wykluczyć ewentualne ruchanko, gdy nikt nie patrzy.

LOST. [AoKise]

kolejna miniaturka,pomysł wpadł mi podczas
zabawy z kuzynką.
ciekawe, nieprawdaż?
~♠~♠~♠~


Mamo, proszę, powiedz, jak do domu wrócić,
Zgubiłam się w lesie, chciałam drogę skrócić.
Spotkał mnie wilkołak i w swej okropności,
Pokazał mi zęby i wyrwał wnętrzności.

Mamo, proszę, powiedz, jak do domu wrócić,
Zgubiłam się w lesie, chciałam drogę skrócić.
Zatrzymał mnie wampir, miał krzaczastą brew,
Pokazał mi zęby i wyssał krew.

Mamo, pomóż, proszę, chciałabym iść spać.
Jestem już półżywa, nie mam siły stać.
Spotkałam Odmieńca, co urzekł mnie wielce,
Pokazał mi uśmiech i skradł moje serce.”


Szybko zrobiło się ciemno i przeraźliwie zimno. Wiatr targał moje włosy, deszcz przemoczył moje ubranie. Pojedyncze błyskawice oraz częstsze grzmoty przyprawiały mnie o zawał serca. Byłem głodny i spragniony, ledwo świadomy. Utykałem. Upłynęło dużo czasu odkąd drużyna zniknęła mi z oczu. Przysiadłem pod złamanym konarem, chronił mnie choć trochę od deszczu. Usłyszałem jakieś nawoływania, zbyt osłabiony by się odezwać, przymknąłem powieki.

Szukaliśmy go od kilku godzin. Rozdzieliliśmy się na 3 grupki, ja z Momoi, Kuroko z Midorimą i Murasakibara z Akashim. Bałem się, że już go nie znajdziemy. Pewnie leżał teraz gdzieś ledwo żywy. My mieliśmy ciepłe ubrania i jedzenie, on nic. Miałem wyrzuty sumienia.
-KISE! KIIIIISEEE!-Krzyczała dziewczyna.
-To moja wina Momoi.. Gdybym bardziej go pilnował, byłby z nami..-Opadłem na ziemię.
-Nie poddawaj się, tylko wołaj, może zareaguję na twój głos.-Posłuchałem jej. Nie czas na użalanie się. Może spotkał jakiegoś psychopatę i zaszył się. Potrząsnąłem głową, by odgonić złe myśli. Na pewno nic mu nie jest. Może wrócił do obozu? Przecież nie jest taki głupi. Deszcz zamienił się w grad. Po kolejnych dwóch godzinach bezowocnych poszukiwań spotkaliśmy się w szóstkę w umówionym miejscu.
-Powinniśmy wrócić do obozu, zanim sami się pogubimy.-Powiedział Midorima.
-Chyba cię popierdoliło! Nie możemy zostawić go samego w lesie!-Wydarłem się. Jak on mógł w ogóle o tym pomyśleć?
-Uspokój się Daiki, musimy pomyśleć racjonalnie. Będziemy szukać jeszcze godzinę, mimo wszystko powinniśmy zawiadomić policję, bo sami go nie odnajdziemy. Mógł już zemdleć lub zostać zaatakowany. Chodzenie w nocy, w czasie burzy, po lesie jest głupotą. Wszystkim zależy na tym, żeby znaleźć go całego i zdrowego.
-Ja go nie zostawię!-Odwróciłem się na pięcie i zacząłem nawoływać. Odpowiadało jedynie echo.
-Daichan, Kuroko i Midorima pójdą do obozu, reszta dalej ma szukać. Znajdziemy go, zobaczysz.-Satsuki próbowała mnie pocieszyć, jednak jedyne co w tej chwili sprawiłoby mi radość to blondyn, któremu nic nie jest. Od lat nie widziałem poza nim świata, choć spotkaliśmy się dopiero od kilku tygodni. Wycieczka do lasu w górach była jego pomysłem. Chciał spędzić trochę czasu z drużyną oraz ze mną spacerując po stromych zboczach. Przypomniał mi się jego uśmiech, gdy Akashi się zgodził. Już na tydzień przed wyjazdem nie mógł przestać paplać o tym co będziemy robić, chciał również spróbować czegoś więcej, mając na myśli seks. Było mi już słabo, ale krzyczałem jego imię donośnie.
-Aomine.. Ja nie daję rady.. Przepraszam..-Dziewczyna słaniała się na nogach. Wiedziałem, że to nie jej wina, mimo wszystko wkurzyłem się.
-Wytrzymasz jeszcze chwilkę, jeśli pomogę ci iść?-Spytałem, siląc się na w miarę spokojny ton głosu.
-Tak.
Złapałem ją pod ramię i szukaliśmy dalej.
Po godzinie Momoi była już w lepszej kondycji, dołączyli do nas policjanci z psami tropiącymi. Kuroko zabrał z obozowiska kilka bluzek Ryoty, by wiedziały jakiego zapachu szukać. Miały trudne zadanie, gdyż deszcz prawie całkowicie zatarł wszelkie ślady. Po dłuższej chwili jeden z owczarków złapał trop, więc pognaliśmy za nim. O krzak zahaczony był kawałek materiału w kolorze spodni Kise. Widniała na nim krew.
-Musi być niedaleko!-Krzyknął młody oficer. Wołałem więc głośniej. Wydawało mi się, że zobaczyłem jakiś ruch w gąszczu.
-Ryota?!-Pobiegłem w tamtym kierunku. Potknąłem się jednak o coś ciężkiego i przewróciłem się, uderzając mocno ręką o ostry kamień. Przeciął mi dłoń od palców do nadgarstka.
-Aomine!-Wydarła się dziewczyna biegnąc w moim kierunku. Obróciłem się i spostrzegłem ciało leżące pod złamanym konarem. Jedyne co odcinało się od ciemności to jasne kosmyki. Podczołgałem się bliżej.
-Kise? Kise!-Potrząsnąłem nim lekko. Miał zamknięte oczy, lecz oddychał. Płytko i nierównomiernie, ale oddychał. Jego przemoczone ubranie kleiło się, a zraniona noga była spuchnięta. Zdjąłem płaszcz przeciwdeszczowy i bluzę. Narzuciłem je na jego zimne, dygoczące ciało. Był siny i bezwładny. Grupa wystrzeliła czerwoną racę na znak, że znaleźliśmy modela. Podniosłem go z ziemi i szybko, przy obstawie strażników, pobiegliśmy w stronę miasta. Przy linii drzew czekała na nas karetka pogotowia. Przekazałem im blondyna i wepchnąłem się do ambulansu. Nikt nie protestował. Szybko owinęli go folią termoizolacyjną i podpięli milion elektrod. Zajęli się jego nogą. Pozwolili mi złapać jego dłoń.
-Ile czasu był zaginiony?
-Która godzina?-Spytałem tępo.
-Północ.-Odpowiedział jeden z sanitariuszy.
-Około 7 godzin.-Policzyłem szybko.
-Jak na tyle czasu, to i tak jest w dobrym stanie. Niech się pan nie martwi, obudzi się, gdy ustabilizujemy temperaturę.-Dotarliśmy do szpitala, Kise zabrali na ostry dyżur, mnie nie pozwolili wejść na salę.
-A jak się pan czuje?
-Nic mi nie jest.-Drżałem i nie potrafiłem się skupić.
-Niech pan pokaże dłoń, krwawi..-Zaprowadził mnie do podobnej sali i kazał usiąść na kozetce. Oczyścił ranę i zaczął zakładać kilka szwów.
-Kiedy będę mógł go zobaczyć?
-Gdy skończę szyć i gdy przewiozą go na obserwacyjną.-Spokojny ton działał mi na nerwy.
-Czyli?
-Za jakieś 30minut do godziny. Skończyłem.-Posłał mi uśmiech. W tym samym momencie na salę wpadła roztrzęsiona Momoi.
-Nic ci nie jest? Gdzie Kise?-Rzuciła się na mnie. Lekarz odciągnął ją delikatnie, byłem wdzięczny.
-Proszę się uspokoić, blondyn ma teraz podstawowe badania, a ten oto mężczyzna jest w dobrym stanie. Nie ma co panikować.-Puścił do niej oko. Spojrzała na niego spode łba i podeszła bliżej mnie.
-On mówi prawdę?-Spytała dyskretnie, udając, że mnie przytula.
-Miejmy nadzieję.
Pożegnaliśmy się ze specyficznym doktorkiem i udaliśmy się do poczekalni. Była tam reszta Kiseki no Sedai. Czekaliśmy do drugiej, Momoi zasnęła na ramieniu Kuroko. Poszedłem do automatu, kupić kawy. To chyba był mój piąty kubek. Bałem się dlaczego to tyle trwa.
-Pan Aomine?-Usłyszałem damski głos. Należał do pielęgniarki w średnim wieku.
-Tak?
-Kise Ryota jest już na oddziale. Może go pan zobaczyć pod warunkiem, że pójdzie tylko pan. Jest już późno i teoretycznie nie powinnam pana wpuszczać, ale wiem, że jest to dla pana ważna osoba.
-Oi.. Dziękuję, a czy.. Czy on się obudził?
-Niestety jeszcze nie, musimy dać mu trochę czasu. Proszę za mną.-Wskazała drogę ręką. Gdy dotarliśmy na miejsce, otworzyła drzwi.-Zostawię was samych.
Biała sala świeciła pustkami, na jedynym łóżku leżał mój chłopak podłączony do maszyny monitorującej pracę serca. Równomierne 'bipanie' obijało się echem. Całe szczęście oddychał samodzielnie. Przysiadłem na metalowym taborecie delikatnie ujmując dłoń modela. Jego twarz była posiniaczona, miał małe rozcięcie na policzku. Usta jeszcze sinawe wyginały się w grymasie niezadowolenia. Oparłem głowę o jego brzuch, przyglądałem mu się całą noc. Koło piątej, gdy moje powieki stały się niesamowicie ciężkie, poruszył się niespokojnie.
-Ryota?-Spytałem ostrożnie. Nie otworzył oczu, lecz skierował głowę w moją stronę. Poruszył wargami nie wydobywając jednak z siebie żadnego dźwięku. Trzymając jego dłoń, wpadłem na pomysł.-Kise, jeśli mnie słyszysz ściśnij moją dłoń.-Ścisnął.
-Dwa razy na 'nie' i raz na 'tak', zgadzasz się?
Pojedynczy uścisk.
-Czy coś cię boli?
Potwierdzenie.
-Iść po lekarza?
Dwa ściśnięcia. Spod przymkniętych powiek leciały łzy.
-Boisz się czegoś?
Nieme 'tak'. Położyłem wolną dłoń na jego włosach miarowo je gładząc.
-Shhhh.. Jestem tutaj. W szpitalu nic ci nie grozi. Nie masz poważniejszych ran, wyzdrowiejesz..
Uchylił nieznacznie oczy, widząc to uśmiechnąłem się. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem, próbując wydobyć z siebie jakiś głos. Jęknął przeciągle.
-Nie próbuj na siłę.. Powoli wszystko wróci do normy..-Wyczuł niepewność w moim głosie, próbował zakryć dłonią oczy, lecz nie udało mu się zakryć łez.
-To moja wina, Ryota.. Gdybym zwrócił uwagę..
Szybko zaprzeczył ruchem głowy. Uścisnął moją dłoń dwa razy, zdecydowanie za silnie. Raz jeszcze oparłem głowę o jego ciało, a on w zamian zaczął bawić się moimi krótkimi kosmykami.
Obudził mnie śmiech. Śmiech blondyna. Zerwałem się i od razu tego pożałowałem, gdyż uderzyłem głową w jego szczękę. Masując bolące miejsce rozejrzałem się. Było już całkowicie jasno, a wokół łóżka siedzieli wszyscy członkowie Kiseki.
-Aominecchi! Za co?-Spytał żałośnie Kise. Spojrzałem na niego oniemiały. Dużo przespałem. Złapałem go za brodę i pocałowałem czule.
-Wybacz mi.-Byłem szczęśliwy, że już wraca do dawnej formy.
-Wybaczę, jeśli mnie stąd zabierzesz..Chcę do domu!-Zachowywał się jak małe, rozkapryszone dziecko. Przewróciliśmy zgodnie oczami. Gdy zostaliśmy sam na sam, Kise poprosił mnie, bym go przytulił.-Wiesz, ja wiedziałem, że mnie znajdziesz. Nie wiedziałem tylko kiedy.-Pociągnął nosem wtulając swoje drobne ciałko we mnie. 
-Przepraszam, że musiałeś tak długo na mnie czekać.

sobota, 19 kwietnia 2014

Wielkanocna niespodzianka.

Z okazji zbliżających się świąt,wesołego jajka, zboczuszki! :3
~♠~♠~♠~



-A dałeś sztućce?

-Tak..
-Chleb?
-Tak..
-Starczy kiełbasy?
-Tak Kise! Skończ już!-Ciągłe pytania blondyna przyprawiały mnie o ból głowy. Ja rozumiem, że zaraz mają przyjść goście, ale dalej to tylko nasi przyjaciele. I nasze śniadanie. Z małą niespodzianką, ale na razie shhhh.
-Przepraszam.. To nasz pierwsze wspólne święta, więc chcę, żeby było idealnie.
-Wiem, wiem. Niepotrzebnie podniosłem głos.-Pocałowałem go w czoło. Uśmiechnął się i poszedł sprawdzić, czy krzeseł jest wystarczająco i czy czegoś nie pominął. Obserwowałem jego krzątaninę z bananem na ryju. Słodko wyglądał, gdy marszczył swoje cienkie brwi w konsternacji.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Kise poszedł otworzyć, ja natomiast schowałem się w kuchni. Zaczynały zżerać mnie nerwy. Coraz bliżej, coraz bliżej. Zdjąłem fartuch i poszedłem przywitać znajomych. Byli już Kuroko i Kagami, Atsushi i Akashi, Midorima z Takao, Momoi z Riko oraz Hyuga i Teppei. Zrobiło się trochę głośno i tłoczno, co nie pomogło mi się uspokoić. Zaszyłem się przy garach. Oparłem ręce o blat, wziąłem głęboki wdech. Nie przypuszczałem, że tak szybko stracę zimną krew.
-Aominecchi?-Objął mnie w pasie i wtulił się w moje plecy.-Wszystko w porządku?
-Tak, tak.. Barszcz prawie gotowy, możesz wracać do salonu, zaraz przyjdę.-Jego pogodny uśmiech był najlepszym środkiem uspokajającym na świecie. Z salonu dobiegł trzask, chwila ciszy, a potem śmiech. Murasakibara złamał krzesło. Dobrze, że mieliśmy dwa w zapasie.
Gdy już wszyscy złożyliśmy sobie życzenia i usiedliśmy do stołu daleko odpłynąłem myślami.
-Aomine-kun!-Z mojego świata wyrwał mnie głos Tetsuyi.
-Oi?
-Już czas.-Dopiero teraz zorientowałem się, że większość skończyła jeść. Kise, który siedział naprzeciwko mnie, przyglądał mi się badawczo. Poczekałem aż wszyscy odłożą sztućce i wstałem. Odchrząknąłem i podrapałem się po głowie. Wszyscy przyglądali się z zaciekawieniem. Odsunąłem krzesło i podszedłem do blondyna. Ręce pociły mi się, bałem się, że nie będę w stanie nic powiedzieć. Uklęknąłem przed nim na prawym kolanie, z kieszeni marynarki wyciągnąłem małe, kwadratowe pudełeczko. Kise zasłonił ręką usta, drugą zaś chwyciłem. W jego oczach zbierały się łzy szczęścia- miałem nadzieję. Odchrząknąłem raz jeszcze. Spojrzałem mu prosto w topazowe tęczówki.

-Ryota, wyjdziesz za mnie?-Głos mi drżał, a sekundy zamieniły się w godziny. Chłopak nie był w stanie nic powiedzieć, więc przytaknął głową. Wsunąłem mu złoty pierścionek z małym, szafirowym oczkiem na środkowy palec, pasował idealnie. Wstałem, a Kise rzucił mi się na szyję prawie przewracając. Wszyscy klaskali, Momoi i Riko płakały.
-Tak.-Wyszeptał mi na ucho Kise. Jego głos był ledwo dosłyszalny, lecz ja słyszałem. Stałem się najszczęśliwszym facetem na świecie. Pocałowałem go namiętnie, mając w dupie rozbawione spojrzenia innych. Kise Ryota, chłopak, który zawrócił mi w głowie, zostanie ze mną już na zawsze.

piątek, 18 kwietnia 2014

Maniac. [AoKise]

konbanwa!za nie cały tydzień egzaminy, a ja sobie piszę yaoice. hehe.mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu ten twór.~♠~♠~♠~


  Nasypałem chipsów i trochę popcornu do wielkiej miski. Na stole znajdowało się już kilka puszek piwa i pepsi dla Kise. Nie rozumiałem, jak można nie lubić tego bursztynowego nektaru bogów, szczególnie będąc mężczyzną. Choć w sumie jego niewinne wzbranianie się przed alkoholem rozbrajało mnie. DVD było włączone, film czekał tylko na odtworzenie. Jedyne 'czego' brakowało, a raczej 'kogo' to blondyna. Miał dzisiaj sesje. Wróci pewnie zmęczony i wysmarowany gównem, zwanym 'lekkim make-upem'. Borze i lesie, jak on może to kłaść? Przecież bez tego wygląda jeszcze bardziej słodko. Moją rozkmine przerwał szczęk kluczy w drzwiach. Podszedłem do nich i oparłem ramieniem o framugę.
-Aominecchi!-Chłopak rzucił mi się na szyję. Chciał mnie ucałować, ale delikatnie go odsunąłem.
-Znasz zasady, najpierw zmyj tą gładź z twarzy.-Rzuciłem, uśmiechając się złośliwie. Model nie dawał za wygraną. Zrobił oczy głodzonego psiaka. Jak ja nienawidzę psów!
-Tym razem ci się udało.-Pocałowałem go z języczkiem. Zarzucił mi ręce na szyję.-A teraz won się myć, śmierdzisz jak baba.
-Lubisz baby.-Wyszeptał kokieteryjnie.
-Ale tylko te, które mają duże cycki.
-Aominecchi!-Zawył, lecz posłusznie udał się w kierunku łazienki. Rozsiadłem się na kanapie, przymknąłem oczy. Zastanawiało mnie, czy Ryocie spodoba się film, który wybrałem.

Miał przymknięte powieki, więc spróbowałem po ciuchu podkraść się do niego. Zorientował się jednak i z szybkością geparda złapał mnie w pasie. Przyciągnął mnie do swojego ciała.
-Dzisiaj oglądamy Maniaca!-Oznajmił.
-Czy to horror?-Oby nie, oby nie, oby nie, modliłem się bezgłośnie.
-Oczywiście.-Uśmiechnął się diabolicznie. Chciałem zaprotestować, lecz dodał-Nie ma tam duchów, ani innych pierdół, spodoba ci się. Można powiedzieć, że to romans.
-Ale Aominecchi, wiesz, że potem nie mogę spać..
-Będę spał z tobą, więc nie marudź.
-Zawsze ze mną śpisz.
-Będziesz mógł robić wszystko, tulić się, owijać itd.
Zamilkłem. Byłem na przegranej pozycji, jak się uprze to nie odpuści.
-Zapalmy chociaż światło, już jest ciemno..
-Chcesz oglądać przy świetle? Co to za zabawa?
Wstałem i poszedłem po koc. Gdy wróciłem, Daiki poklepał wersalkę koło siebie, jednak ja wolałem wtulić się w fotel. Po kilkunastu minutach zmieniłem zdanie i usiadłem na miejscu przy chłopaku. Film może nie był bardzo straszny, ale obrzydliwy do granic możliwości. Nie pojmowałem, jak murzyn mógł jeszcze jeść. Główny bohater zabijał i zdejmował skalp ze swoich ofiar. Przeszedł mnie dreszcz. Położyłem się na kolanach granatowowłosego i zacisnąłem powieki. Chciałem by koniec nastąpił jak najprędzej.
-Oi, Kise, z zamkniętymi oczami wiele nie zobaczysz.-Powiedział rozbawionym tonem.
-I dobrze, przynajmniej zasnę.
-Nie podoba ci się?-Posmutniał.
-Doceniam, że się starałeś, ale boję się..
-To tylko film, fikcja.-W oczach stanęły mi łzy.
-Boję się Aominecchi.
-Czego?
-Nie wiem, po prostu mam przeczucie, że stanie się coś złego.-Zawyłem płaczliwie.
-Czy myślisz, że ja zabiłbym cię, oskalpował i zrobił lalkę, by mieć pewność, że już nigdy mnie nie zostawisz?
-A zrobiłbyś?-Żołądek podszedł mi do góry.
-Nie.-Uffffffff.-Ciepłe, miękkie ciałko rucha się lepiej od zimnego. Chyba. Tak myślę. No co?-Spytał, gdy zobaczył moją minę.-Żartowałem!-Dopowiedział, gdy odsunąłem się od niego subtelnie.-Nigdy cię nie skrzywdzę, za bardzo cię kocham. A teraz patrz na film i nie marudź.-Zgrywał twardziela, choć zarumienił się. Miał problem z wyrażaniem uczuć drugiej osobie, więc nie często słyszałem te proste słowa jakimi są 'kocham cię'. Podjąłem próbę skupienia się na filmie, było to trudne, bo Daiki bawił się moimi włosami, treść filmu również nie była zachęcająca. Wytrwałem jednak dzielnie do końca.
-Jak ci się podobało zakończenie?
-...-Nie mogłem wydusić słowa, gdyż gula w moim gardle skutecznie je tłumiła.
-Oi, w porządku?-Spojrzałem na niego oniemiały. Nagle przypływ mdłości zmusił mnie do pobiegnięcia w stronę kuchni. Gdy zerwałem się, Aomine chwycił moją dłoń, więc zwymiotowałem na panele.-Hej..
-Przepraszam.. Już mi lepiej..-Wytarłem usta w rękaw. Ciemnoskóry popatrzył na mnie niepewnie. Pomógł mi wstać i zaprowadził do łazienki.
-Przyniosę ci ciuchy. Chcesz coś do picia?-Coś się w nim zmieniło. Czyżby miał wyrzuty sumienia?

Kurwa, jak mogłem być takim debilem. Mówił, że nie chce patrzeć, a ja go zmusiłem. Teraz na pewno odbiję się to na jego zdrowiu. Skoro rzygał, to pewnie też będzie miał koszmary. Idiota. Uderzyłem dłonią w drzwi szafy z ubraniami. Wyciągnąłem dresy.
-Mogę wejść?-Spytałem.
-Nie chcę byś widział mnie w takim stanie.-Odpowiedział mi słaby głos.
-Nie pierdol.-Otworzyłem drzwi siłą, rzuciłem ciuchy na pralkę. Kise siedział skulony przy klozecie. Rozpocząłem przeszukiwanie apteczki.
-Zaraz mi przejdzie.-Wyszeptał między kolejnymi atakami.
-Przyniosę ci wodę, popijesz to.-Rzuciłem mu opakowanie jakiś tabletek hamujących nudności.
-Dziękuję.-Uśmiechnął się szczerze. Poczułem się jeszcze gorzej. Gdy wróciłem ze szklanką, siedział już na oparciu wanny i wpatrywał się w ścianę szklistymi oczami.-Już mi przeszło. Jest późno, idziemy spać?-Spytał tak czule, że przytuliłem go mocno. Nie stawiał oporu, wręcz przeciwnie, objął mnie zaborczo.
-Przepraszam, Ryota.-Wyszeptałem w jego blond kosmyki.
-Głupek.-Powiedział, uśmiechając się przez łzy.-Przejdzie, jak zawsze. Już przechodzi.
-Na pewno?
-Na pewno.-Pocałował mój policzek, wplótł swoje palce między moje i pociągnął w stronę sypialni. Opadliśmy ciężko na łóżko. Dziś Kise był wyjątkowo łasy na pieszczoty. Za każdym razem, gdy dotykałem go, niemo domagał się o więcej. Usiadł na mnie okrakiem i przyssał się do mojej szyi.
Dłońmi błądził po mojej klatce piersiowej, zjeżdżając coraz niżej. Rozpiął mi rozporek i palcem gładził mojego penisa. Nie pozostałem bierny, zdjąłem jego koszulkę i ścisnąłem mu sutki. Skrzywił się i zaczerwienił. Dobierał się do moich spodni, chciał je perfidnie zdjąć.
-Heeej, to nie będzie konieczne.-Zaprotestowałem. W złocistych oczach pojawił się błysk.-Zaraz, co ty chcesz..?
-Shhhh.. Dzisiaj ja będę na górze.-Wyszeptał, przyszpilając moje dłonie do zagłowia łóżka.
-Nie, nie będziesz.-Wyswobodziłem się z uścisku i po chwili Kise był na dole.
-Nigdy nie pozwalasz mi być na górze, chcę spróbować!-Bunt na statku.
-Nie spróbujesz, bo to ty jesteś UKE i masz grzecznie rozkładać nóżki, a ja jestem SEME i mam cię ostro rżnąć w dupkę.-Podkreśliłem.
-Jeżeli chcesz ostro rżnąć w dupkę to zamów sobie dziwkę!-Wykrzyknął prosto w moją twarz. Wyrwał się i wybiegł z pokoju. Wstałem. Kurwa, już drugi raz tego wieczoru zjebałem sprawę.
Poszedłem za nim. Siedział na kuchennym blacie wcinając lody. Totalnie mnie zignorował. Gdy zbliżyłem dłoń do jego włosów, odepchnął ją. Jego źrenice miały przerażający wyraz. Przemknęło mi przez myśl, że to może by koniec naszej miłości, że tym razem posunąłem się za daleko, że już mi nie wybaczy.
-Będę spał na kanapie, wracaj do łóżka. Przeziębisz się.-Nie dostałem odpowiedzi. Wygrzebałem dodatkową pościel i ułożyłem się na łóżku. Udawałem, że zasnąłem. Po chwili usłyszałem odgłos gaszonego światła i tupot bosych stóp Ryoty.
-Dobranoc Aominecchi.-Pocałował mnie w nos, dając się nabrać. Miałem ochotę przygarnąć go, lecz powstrzymałem się. Potrzebowaliśmy trochę czasu na ochłonięcie. Wyszedł z pokoju. Wpatrywałem się w zegarek, mijały sekundy, minuty, godziny.. Sen nie nadchodził. Z sypialni dochodziły dźwięki wiercenia się, po trzeciej również płaczu. Zerwałem się i pomknąłem do niego. Tak jak myślałem, łkał przez sen. Z jego bełkotania wynikało, że śni o horrorze, lecz nie tylko. Krzyczał tak, jakby ktoś go zmuszał do seksu.
-Ryota..! Ryota!-Potrząsnąłem nim kilka razy. Obudził się, zachłystując się śliną. Poklepałem go ostrożnie po plecach. Spojrzał na mnie i gwałtownie odskoczył ode mnie.
-Nie zbliżaj się!
-Co?
-Nie zbliżaj się do mnie!
-Oi, nie gniewaj się za to co powiedziałem, wiesz, że najpierw gadam, potem myślę..
-Nieeee! Nie dotykaj mnie!-Krzyknął. Zorientowałem się, że dalej śni, mimo iż oczy miał otwarte. Złapałem go za dłonie i pocałowałem mocno, teraz już musiał się obudzić. Wskoczył w moje objęcia, a ja oplotłem go ramionami. Otarł się członkiem o moje kolano.
-Jesteś twardy-Rumieniec cnotki niewydymki.-Oi, jeśli dalej masz ochotę, to..
-Mogę?-Szczęście szczeniaka.
-Tak, tylko nie przyzwyczajaj się.-Pocałował mnie z języczkiem. Założyłem mu swoją koszulę. Pozbył się moich spodni i bielizny. Pierwszy raz widziałem w nim taką pewność. Położyliśmy się. Dziwnie patrzyło się na to od 'dołu'. Zaczynałem twardnieć Całował moje sutki dłońmi pieścił podbrzusze. Gdy językiem dotknął mojego członka stęknąłem pojedynczo. Muskał nim czubek jednocześnie ściskając drżącą ręką jądra. Po chwili wsadził go w całości do ust. Wkładał i wyjmował go poruszając językiem. Poczułem jak sperma zbiera się we mnie. Nie zdążył wyjąć go, więc spuściłem mu się w ustach. Przełknął, jednak po brodzie spłynęła mu samotna strużka, scałowałem ją. Przysunął mnie bliżej siebie i podniósł moje nogi zginając je w kolanach. Byłem podekscytowany. Poślinił palec wskazujący i wsunął go delikatnie w mój tył. Było to dziwne uczucie, poruszał nim coraz szybciej, później dołożył drugi i trzeci palec. Poczułem lekkie szczypanie. Gdy przyzwyczaiłem się i jego palce poruszały się swobodnie, podmienił je sprawnie na swojego członka. Z początku nie wszedł cały. Odwróciłem twarz, ale on złapał moją brodę i zrobił mi malinkę na wardze. Pobudzał mojego penisa, jednocześnie wkładając coraz mocniej swojego we mnie. Dziwne uczucie ustępowało fali przyjemności. Nabierał szybkości. Jego złote tęczówki były obce, nie miały w sobie dawnej niewinności i niepewności. Nie miałem czasu na głębsze przemyślenia, ponieważ doszliśmy razem. Nie zdążył ze mnie wyjść, więc cały się kleiłem. Blondyn położył się na mojej piersi, a ja przykryłem go kocem.
-Aominecchi.. Podobało ci się?-Spytał nie patrząc w moje oczy. Czy podobało mi się? Nie było źle, jednak wolę być na górze.. Nie wiedziałem co powiedzieć.-Bo wiesz.. Ja chyba wolę po staremu..-Na jego twarzy pojawił się dawny, niewinny rumieniec, a ja się uśmiechnąłem.

-Było cudownie.-Skłamałem. Popatrzył na mnie i dał pstryczka w nos, wiedział, że to było łgarstwo. Wpiłem się w jego usta i zacząłem je przygryzać.-Choć się ze mną wykąpać.
-Mmmm..-Zamruczał i wypiął tyłek. Przewróciłem oczami, podniosłem się. Dupa mnie szczypała, lecz nie dałem tego po sobie poznać. Zaciągnąłem Ryotę niemal siłą do wanny, gdzie kochaliśmy się resztę nocy.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Fever. [AoKise]

Chciałam napisać wesołe opowiadanie.
Znowu się nie udało.
Gomenne. u.u
~Rui.14



   Siedziałem wtulony w ciepłe plecy Aominecchiego. Obejmował mnie prawą ręką, drugą bawił się moimi kosmykami. Dzisiaj ja wybierałem film, który obejrzymy, więc chłopak trochę się nudził. Nie mówił jednak nic, nie wiedziałem czy dlatego, żeby nie sprawić mi przykrości, czy może obawiał się braku seksów. Spochmurniałem. Zauważył to.
-Oi, co jest?
-Nic, zamyśliłem się.
-Jasne, mi nie powiesz?- Uniósł jedną brew do góry. Milczałem, więc przytulił mnie mocno. -Powiedziałbyś mi, gdyby coś cię dręczyło, co nie?
-Tak, ale to taka pierdoła.. Nie chcę..
-Mów.- Przerwał mi. Spoważniał. Wpatrywał się teraz uważnie w moją twarz, wiedziałem, że już nie uda mi się skłamać. Zawsze to wyłapywał.
-Bo zastanawiam się, dlaczego nie narzekasz.. Bo wiem, że na pewno się nudzisz, więc.. ja.. ten..
Spojrzał na mnie łagodnie, w jego szafirowych oczach widać było rozbawienie.
-Myślisz, że jestem cicho, bo boję się, że nie będzie seksów?- Wyczuł mnie. Czyżby czytał w moich myślach?- Powiem ci, że jestem cicho, bo mi się podoba. A seksy i tak by były.
-Psujesz atmosferę.
-Nie fucz na mnie.- Zaczął mnie gilgotać. W obronie chwyciłem poduszkę i pacnąłem go w głowę. Poszewka pękła i wszędzie zaczął wirować biały puch.
-Aominecchi, jak ja wyglądam?
-Pięknie.-Przygryzł mi płatek ucha. Zaczerwieniłem się.
-Przestań, chcę oglądać!-Zawyłem płaczliwie.
-Przepraszam.-Wróciliśmy do pozycji sprzed małej bitwy. Mimo słów jakie powiedziałem, nie potrafiłem skupić się na oglądaniu. Obraz i dźwięki docierały do mnie, lecz myślami byłem gdzie indziej. Daikiemu spodobał się romans, nie nie, nie 'romans', a bohaterka. W końcu była idealna. Piękna twarz, długie włosy, chuda, obfity biust i zgrabny tyłek. Ohh, nigdy jej nie dorównam. Wstałem z zamiarem udania się do sypialni i pogrążenia się w ponurych myślach.
-Kotku, gdzie idziesz? Akcja się rozkręca.-Wow, jak słodko mnie nazwał.
-Straciłem ochotę, chyba pójdę spać..
-Tak wcześnie?-Podszedł do mnie i dotknął mojego czoła.-Dobrze się czujesz? Nie przeziębiłeś się?
-Nie.-Delikatnie strąciłem jego dłoń.
-Zmierzmy chociaż temperaturę. Dla mnie.-Dodał widząc moją minę.
-Okej.-Nie było sensu się kłócić, jeśli postawił na swoim, zawsze to otrzymywał. Przyniósł szybko termometr i kazał mi usiąść. Oparłem głowę o oparcie kanapy. Było mi trochę zimno i ogólnie czułem się słaby, ale to już od kilku dni. Jak przyszło to i przejdzie, nie ma się czym przejmować.
Gdy urządzenie zaczęło pikać, podałem je Daikiemu.
-Oi, dobrze mierzyłeś?
-Taa, a co?
-39,0 stopni. Powinieneś już majaczyć.
-Jestem wytrzymały.-Na dowód tego wstałem i zrobiłem skłon. Niestety przy prostowaniu się świat zawirował. Przed upadkiem uratowały mnie silne ręce Aomine.
-Właśnie widać.-Był zdenerwowany. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
-Leż spokojnie, ja pójdę poszukać jakiś leków.-Nakrył mnie kocem i pocałował w czoło.
-Nie zostawiaj mnie..-Pojawił się we mnie jakiś niepokój.
-Wrócę za 5 min, nie zauważysz nawet.
Czas ciągnął się w nieskończoność. Przewróciłem się na bok, a moim ciałem wstrząsnęły pierwsze dreszcze. Zacząłem się pocić. Słyszałem w oddali krzątanie się i ciche przekleństwa. Naciągnąłem kołdrę na głowę i skuliłem się, mając nadzieję, że to pomoże. Mimo ogromnego zimna, pot lał się ze mnie strużkami.

-Ryota, muszę skoczyć do apteki, bo mamy tylko bandaże i wodę utlenioną!-Krzyknąłem z kuchni. Nie usłyszałem odpowiedzi, więc pobiegłem do pokoju. Blondyn kulił się na łóżku. Trząsł i pocił się. Był całkiem mokry, gdy złapałem go za ramiona.
-Ryota, słyszysz mnie?-Jego zamglony wzrok błądził po pokoju.-Ryota?-Poklepałem go po policzku.
-Zimno mi, Aominecchi..-Odpowiedział sennie.
-Nie zasypiaj, wytrzymasz chwilkę?
-Tak..
Chwyciłem telefon i zadzwoniłem do Kuroko. Opowiedziałem mu jak wygląda sytuacja. Poradził mi, żebym przebrał blondyna, zrobił trochę zimnych okładów, a on zaraz przywiezie mi kilka lekarstw. Jeśli pogarszałoby się, miałem zadzwonić na pogotowie.
-Wytrzymaj jeszcze trochę. Tetsuya zaraz przyjedzie, przyniesie leki i poczujesz się lepiej.
-Nie, nie chcę, pokonasz ich prawda?-Majaczył. Temperatura musiała mu rosnąć. Przebrałem go zwinnie i poszedłem po kompres. Uchyliłem lekko okna, by wpuścić trochę świeżego powietrza. Zadzwonił domofon. Gdy otworzyłem drzwi, ujrzałem Kuroko i Kagamiego. Wpuściłem ich.
-Gdzie Kise-kun?-Spytał niebiesko-włosy.
-W sypialni.-Odpowiedziałem szybko i zaprowadziłem do przytulnego pokoju.
-Najszybciej zadziałają czopki.. Wiesz jak je aplikować, Aomine-kun?-Spytał lekko zażenowany.
-Tak.-Nie było czasu do stracenia, Ryota z każdej minuty na minutę czuł się gorzej.
-Kagami, mógłbyś poczekać w salonie czy gdzieś?-Powiedział Kuroko do przyjaciela.
-Eee, jasne.
Przewróciłem blondyna na bok, był rozpalony. Odkryłem go lekko.
-Co ty robisz?-Kolejny przebłysk jego świadomości.
-Ciii, to lekarstwo. Poczujesz się lepiej.-Delikatnie wsunąłem czopek i założyłem mu bieliznę. Skulił się i przysnął. Machinalnie położyłem rękę na jego włosach i zacząłem je gładzić.
-Lekarstwo powinno zadziałać do 20min, teraz powinno już być dobrze, Aomine-kun.
-Dziękuję. Moglibyście zostać na noc? Wolałbym by ktoś tu był..
-Rozumiem, nie ma problemu.
-To może ja pościelę łóżka w salonie i tam się przeniesiemy, będzie wygodniej.
-Jasne, ja przypilnuję Kise.
Udałem się do pokoju i razem z Taigą przygotowaliśmy łóżka do spania. Poszło to całkiem sprawnie, więc przeniosłem Ryotę nim ten się obudził. Dałem Kuroko i Kagamiemu jakieś ubrania na zmianę, sam poszedłem zaparzyć herbatę i zrobić szybką kolację. Dzięki zburzeniu ściany działowej i zamianie jej w blat, widok na blondyna był dobry, pochrapywał cichutko tuląc się do pluszowego misia. Miał rozognione policzki, lecz nie trząsł się. Cieszyło mnie to. Bardzo martwiłem się o niego. Zastanawiałem się, czy coś mu się śniło. Zaniosłem jedzenie do salonu i oparty o wersalkę, przyglądałem się śpiącemu modelowi. Wyglądał tak niewinnie.
-Jesteśmy.-Obróciłem głowę. Mimo iż dałem Tetsuyi koszulkę Kise, pływał w niej. Z Kagamim było lepiej. Zaczęliśmy jeść i rozmawiać po cichu.
-Jutro, gdy Kise-kun poczuje się lepiej, ja z Aomine-kun pójdziemy kupić leki, bo nic nie ma, a Ty przypilnujesz Ryotę, dobrze Kagami?-Spytał błękitnooki.
-A jeśli skoczy mu temperatura lub zacznie majaczyć..-Przerwał, gdy napotkał mój wzrok.
-Zadzwonisz, a my wrócimy jak najszybciej.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, zmierzyłem temperaturę blondynowi i wszyscy poszlimy spać. Gdy położyłem się, Kise tak jakby wyczuł moją obecność i wtulił się we mnie. Był bardzo gorący i lekko spocony. Poza kilkoma przebudzeniami, spokojnie przespał całą noc, natomiast ja cały czas czuwałem. Bałem się, że gdy zasnę blondynowi może wrócić wysoka gorączka. Rano utrzymywał mu się stan podgorączkowy, był wyraźne osłabiony i pojawił się katar z kaszlem. Kuroko postanowił jednak iść do apteki, po podstawowe leki. Gdy byliśmy już przy kasie, rozległ się dzwonek połączenia, Kuroko odebrał.
-Co się stało Kagami?
-Kise chyba ma koszmar, chciałem go obudzić, ale się nie da.-Przerażony głos próbował uspokoić płacz i krzyk w tle. Wyrwałem telefon Tetsuyi.
-Nie budź go, pogorszysz sprawę. Połóż go sobie na rękach, tak jak małe dziecko i głaszcz go po plecach, powinien się uspokoić.
-Nie rzuca się, ale dalej płacze..-Powiedział nieco spokojniej Taiga.
-Znasz jakieś kołysanki?
-Mam mu zaśpiewać?-Zdziwił się.
-Tak, to też pomaga. Zaraz będziemy.
-Aomine-kun, śpiewasz Ryocie kołysanki?-Spytał rozbawiony Kuroko.
-Tak. Jak komuś powiesz, to zginiesz.-Rzuciłem groźnie. Szybko spakowaliśmy leki i wróciliśmy do domu. Odłożyliśmy torby na ziemię. Słychać było łkanie. Gdy zobaczyłem Taige trzymającego mojego chłopaka i jego wtulającego się w niego, poczułem uczucie zazdrości. Przysiadłem koło nich. Pocieszało mnie tylko, że blondyn powtarzał 'Aominecchi'.
-Daj mi go.-Powiedziałem trochę oschle i przejąłem Kise. Przytuliłem go mocno i pocałowałem w czoło, gładziłem po plecach. Po kilku minutach pieszczot uspokoił się i spał dalej, jednak nie wypuściłem go z ramion.
-Aomine, co się dzieje z Kise? Cały czas powtarzał twoje imię i że nie możesz umrzeć..-Spytał Kagami.
-Nie wiem dlaczego, ale od jakiś dwóch tygodni śni mu się moja śmierć.. Boi się bardzo, a gdy go raz obudziłem, zachowywał się jakby popadł w obłęd. Całą noc nie mogłem go uspokoić. Ciągle powtarzał 'Aominecchi, nie umieraj'.
-Nie powiedziałeś mu czegoś, co mogło go tak wystraszyć?
-Rozmawialiśmy o tym, co będziemy robić po szkole. Chciałbym przystąpić do policji.
-Jesteś idiotą Aomine-kun.-Spojrzeliśmy w stronę Tetsuyi.
-Kim jestem?
-Idiotą. Przecież wiesz, że Kise-kun jest przewrażliwiony, z pewnością naczytał się o śmierciach policjantów na służbie i teraz mu się to śni. Debil, kompletny debil.-Wstał rozzłoszczony i wyszedł z pokoju. Siedziałem zbaraniały. Blondyn poruszył się niespokojnie.
-Ryota? Obudź się, prześpisz cały dzień.-Otworzył sennie oczy.

Gdy zorientowałem się, że wszystkie te obrazy, były tylko wytworem mojej wyobraźni, rzuciłem się na szyję Daikicchiemu i rozpłakałem się. Zakręciło mi się w głowie i gdyby nie pozycja w jakiej się znajdowaliśmy, przewróciłbym się.
-Ogarnij się trochę. Żyję. Nic mnie nie zabiję. Jestem ze stali.-Ganił mnie. Nie pomogło, łzy ściekały jeszcze mocniej. Otarł je całusami.-Chyba gorączka minęła. Choć jesteś czerwony jak burak.-Gilgotał mnie.
-Aominecchi, przestań!-Wygiąłem usta w podkówkę.-Kagaaaami, weź go!
-Hahahaha, ja się z nim bić nie będę.-Odpowiedział.
-A będziesz coś chciał!-Rzuciłem obrażony.
-Już już, nie fochaj się..
-Mi tam może 'fochnąć'.-Rzucił niby od niechcenia granatowooki.
-AOMINE DAIKI, ZAMKNIJ SIĘ!-Krzyknąłem obrażony.
-Kise-kun, widać, że czujesz się lepiej.
-Kurokocchi, weź ich ode mnie!-Błagałem żałośnie chłopaka.
-Wydaję mi się, że w pojedynkę nie dam rady.
-Właśnie!-Krzyknął Daiki.-Jedynym, który może mnie pokonać jest.. AAAAAA-PSIK!
-Choroba.-Dokończył Tetsuya.

Kolejne kilka dni spędziliśmy w łóżku, wychodząc z niego tylko na siusiu i umyć się. Całe dnie spaliśmy lub rozmawialiśmy, nie mając siły na nic więcej. Kuroko i Kagami zajmowali się nami, dopóki nie wydobrzeliśmy.





niedziela, 13 kwietnia 2014

~~ [AoKise]


Zakochani wybrali się na zakupy do centrum. Kise jak zwykle wykupił połowę sklepów z ciuchami i jest zmęczony, Aomine natomiast bez narzekania nosi torby. Zostając w tyle, podziwia tyłek Ryoty.~

-Aominecchi.. Nogi mi do dupy same wchodzą.

-Oi, tylko ja mogę wchodzić w twoją dupcię.
-Zboczeniec.
-Bardzo lubię twój tyłeczek.
-Widzisz we mnie tylko 'tyłeczek'?!
-Nie. Masz też słodkiego peniska.
-...
-Kise?
-...
-Haloooo..
-...
-Jesteś zły?
-...
-Obraziłeś się?
-...
-Powiesz o co?
-Nie.
-Czyli jednak.
-...
-Ryota, pocaaaałuj mnie..
-Spadaj, jesteśmy wśród ludzi!
-A gdybyśmy byli sami?
-Nawet bym cię nie dotknął.
-Auć..
-...
-...
-...
-Kiseeee....
-Weź te łapy.
-Nie wezmę.
-Nie przy ludziach.
-Czemuuuu?
-Ostatni raz poszedłem z tobą na zakupy!
-A kto ci będzie nosił siatki jak nie ja?
-Sam sobie poniosę.
-Hahahahahahaha.
-Z czego rżysz?
-Z mojego słodkiego Uke.
-...
-Nie bierz zielonego, w granatowym ci ładniej.
-Granatowy jest za mały.
-Nie prawda. Nie chcesz go, bo jest w moim kolorze.
-...
-Widzisz!
-Jestem za gruby do granatowego.
-Jaki?!
-Gruby..
-Przecież jesteś chudy, chorobliwie. Sama skóra i kości.
-Jestem obrzydliwie gruby.
-Nie jesteś. Powinieneś przytyć.
-Co to to nie!
-Twoje pośladki byłby wtedy idealna, okrąglutkie mięciutkie.
-...
-Gdzie ty idziesz??
-...
-Czekaj na mnie.
-...
-Kise!
-Czego?!
-Co ty odpierdzielasz dzisiaj?
-Jakbyś nie zauważył nie jestem tylko 'dupką' i 'peniskiem'. Mam też osobowość i uczucia..
-Przecież ja tylko..
-Nie przerywaj mi!
Poszedł do przymierzalni.
-Weź ten granatowy załóż.
-Nie.
-Bo tam wejdę i siłą ci go założę.
Odsunął kotarę, stał w wybranym przeze mnie swetrze. Nie patrzył na mnie, przygryzał wargę.
-Widzisz jak ładnie!
-Jest opięty. Za mały.
-Idealny.
Wepchnąłem go z powrotem do kabiny i zasunąłem zasłonę.
-Aomienecchi, przestań!
-Chcę gwałcić.
-Nie tutaj przecież.
-Tu i teraz. Ciebie.
-Jeśli to zrobisz, nie odezwę się do ciebie nigdy więcej!
-Odezwiesz.
-Zostaw ten sweter.
-Nie.
-Będę krzyczał!
-Nie będziesz.
-Ahh.. Znaczy, przestań!
-Lubisz to.
-Taak, ale nie tu.. Poczekaj aż wrócimy do domu..
-Nie wytrzymam.
Obróciłem go tyłem do siebie, wsadziłem swoją męskość. Oparł się o ścianę kabiny.
-Aaaa.
-Shhhh.. Usłyszy cię cały sklep.
Wsadziłem mu palce w usta, drugą ręką pocierałem jego członka. Był już twardy i wilgotny.
Pchałem delikatnie w przód i w tył. On poruszał biodrami. Szybko doszliśmy, w tym samym momencie.
-Aominecchi..
-Hmmm..?
-Trzeba tu posprzątać..
-Mmmm.
Wytarliśmy ślady naszej działalności. Ogarnęliśmy się.
-Odłożę ubrania i możemy już iść.
-Nie bierzesz swetra?
-Przecież jest za mały..
-Dupa, bierz go. Jest w sam raz.
-Nie kłam. Chcesz mnie pocieszyć.
-Powiedziałem, że masz go wziąć.
-...
-No już.
Zapłaciliśmy. Poszliśmy w stronę parkingu, nasze auto stało w sektorze D5. Podczas gdy chowałem torby w bagażniku, Ryota wsiadł do środka. Ja prowadziłem.
-Kise..?
-...
Popatrzyłem na niego. Spał. Nie wiedziałem, że tak bardzo się zmęczył. Podniosłem koc z tylnych siedzeń i przykryłem go. Na szczęście się nie obudził.
-Oyasumi-nasai, Ryota.
Spał całą drogę, gdy dojechaliśmy dalej pochrapywał słodko. Nie budząc go zaparkowałem w garażu. Odpiąłem mu pasy. Wyszedłem, z Ryotą na rękach, z garażu, zakupy mogą poczekać do jutra pomyślałem. Położyłem go na kanapie. Przebrałem się w dres. Ściągnąłem jego spodnie i bluzę. Pozostał w samej, ciut za długiej, koszulce. Zaniosłem go do łóżka i nakryłem kołdrą. Mruczał coś sennie. Udałem się do kuchni. Nasypałem sobie chrupków i włączyłem jakiś ostry horror. Było już ciemno. Podczas sceny śmierci głównego bohatera, usłyszałem skradanie się. Odwróciłem się.
-AAAAAAAAAAAAAA!
W wejściu coś było, przypominało ducha..
-AAAAAAAAAAAAAA!
Wszystko jasne. Kise się obudził. Kucał teraz, chowając twarz w rękach. Bardziej niż robaków bał się tylko horrorów.
-AOMINECCHI!- Zawołał płaczliwie. Wpadł mi w ramiona.
-Przestraszyłeś się?
-Tak. Dlaczego oglądasz takie rzeczy..?
-Spałeś, nie myślałem, że się obudzisz..
-Boję się.
-Ciiii, chodźmy spać.
Kurczowo trzymał mnie za koszulkę. Wziąłem go na ręce. Koc ześlizgnął się z niego, ukazując mokrą bieliznę.
-Czy ty..?
-Tak..
-To musimy się umyć.
-Aominecchi, jest prawie 3, nie wejdę teraz do łazienki..
-Wierzysz w Krwawą Merry?
-Ja.. Ja nie wiem..
-To bajeczka dla dzieci, nic nam nie będzie. Idź po czyste ciuchu, ja napuszczę wody.
-Ale.. Ale sam?
-Przecież wiesz, gdzie co leży.
-Ano..
Pokręciłem głową. Przeciągnąłem się. Odkręciłem kurek z ciepłą wodą i rozebrałem się. Blondyn długo nie wracał.
-Oi, Kise! Pośpiesz się!
-I-i-idę.
Przybiegł szybko, wyglądał jakby zobaczył ducha.
-W porządku?
-T-tak.
-Widziałeś coś?
-T-t-tak.
-Co takiego?
-Robaka..
Strzeliłem facepalma. Ryota rozebrał się i weszliśmy do wanny. Ja opierałem się o ściankę, on o mój tors. Nabrałem trochę żelu o zapachu wanilii, jego ulubionego. Delikatnie myłem jego ciało. Wydawał się teraz chudszy niż zazwyczaj.
-Teraz ja!
Obrócił się twarzą do mnie. Jego oczy błyszczały.
-Co?
-Teraz ja cię umyję.
Łagodnie błądził po mojej skórze, kilka razy ocierając się o moje przyrodzenie. Przymknąłem powieki.
-Nie śpij! Kto zaniesie mnie do łóżka??
-Ponoć miałeś się do mnie nie odzywać?
-Fakt.
Wstał nagle i wyszedł z wanny. Wycierał się.
-Ryota?
-...
-Przecież żartowałem.
Założył dres. Wyglądał w nim niewiarygodnie korzystnie.
-Czyli śpię na kanapie, ok.
-...
Trzeba było wyciągnąć ciężkie działo.
-Mam nadzieję, że nic cię w nocy nie zaatakuje, jakiś duch czy robal.
Owinąłem się w ręcznik, wyszedłem z łazienki gasząc chłopakowi światło.
-AOMINECCHI!!!
Wybiegł za mną i wtulił się w moje plecy.
-Wiem, że masz ostatnio ciężkie noce, nie pozwoliłbym ci spać samemu.
-Dupek.
-Ale i tak mnie kochasz.
-Ano.
-Chodźmy spać.
Wziąłem swoją księżniczkę na ręce, dziś chyba już 3 raz, i zaniosłem prosto do łóżka. Położyłem się obok i przykryłem kołderką nas obu. Kise położył mi się na piersi, był obrócony tyłem głowy do mnie.
-Oi, powiesz mi co ci się śni, że tak się rzucasz w nocy?
-Dlaczego mam ci powiedzieć?
-Bo się martwię. Więc?
-Śni mi się twoja śmierć.
-Popatrz na mnie.
Spełnił moją prośbę.
-Nigdzie się nie wybieram, nie planuję umrzeć.
-Ale..
-Nie ma 'ale', za bardzo się przejmujesz.
-Wiem..
Pocałowałem go. Dzisiejszej nocy spał spokojniej.

polubiłam sposób pisania, 
w którym dominuje dialog.
kolejny twór.
~Rui.14