niedziela, 20 kwietnia 2014

LOST. [AoKise]

kolejna miniaturka,pomysł wpadł mi podczas
zabawy z kuzynką.
ciekawe, nieprawdaż?
~♠~♠~♠~


Mamo, proszę, powiedz, jak do domu wrócić,
Zgubiłam się w lesie, chciałam drogę skrócić.
Spotkał mnie wilkołak i w swej okropności,
Pokazał mi zęby i wyrwał wnętrzności.

Mamo, proszę, powiedz, jak do domu wrócić,
Zgubiłam się w lesie, chciałam drogę skrócić.
Zatrzymał mnie wampir, miał krzaczastą brew,
Pokazał mi zęby i wyssał krew.

Mamo, pomóż, proszę, chciałabym iść spać.
Jestem już półżywa, nie mam siły stać.
Spotkałam Odmieńca, co urzekł mnie wielce,
Pokazał mi uśmiech i skradł moje serce.”


Szybko zrobiło się ciemno i przeraźliwie zimno. Wiatr targał moje włosy, deszcz przemoczył moje ubranie. Pojedyncze błyskawice oraz częstsze grzmoty przyprawiały mnie o zawał serca. Byłem głodny i spragniony, ledwo świadomy. Utykałem. Upłynęło dużo czasu odkąd drużyna zniknęła mi z oczu. Przysiadłem pod złamanym konarem, chronił mnie choć trochę od deszczu. Usłyszałem jakieś nawoływania, zbyt osłabiony by się odezwać, przymknąłem powieki.

Szukaliśmy go od kilku godzin. Rozdzieliliśmy się na 3 grupki, ja z Momoi, Kuroko z Midorimą i Murasakibara z Akashim. Bałem się, że już go nie znajdziemy. Pewnie leżał teraz gdzieś ledwo żywy. My mieliśmy ciepłe ubrania i jedzenie, on nic. Miałem wyrzuty sumienia.
-KISE! KIIIIISEEE!-Krzyczała dziewczyna.
-To moja wina Momoi.. Gdybym bardziej go pilnował, byłby z nami..-Opadłem na ziemię.
-Nie poddawaj się, tylko wołaj, może zareaguję na twój głos.-Posłuchałem jej. Nie czas na użalanie się. Może spotkał jakiegoś psychopatę i zaszył się. Potrząsnąłem głową, by odgonić złe myśli. Na pewno nic mu nie jest. Może wrócił do obozu? Przecież nie jest taki głupi. Deszcz zamienił się w grad. Po kolejnych dwóch godzinach bezowocnych poszukiwań spotkaliśmy się w szóstkę w umówionym miejscu.
-Powinniśmy wrócić do obozu, zanim sami się pogubimy.-Powiedział Midorima.
-Chyba cię popierdoliło! Nie możemy zostawić go samego w lesie!-Wydarłem się. Jak on mógł w ogóle o tym pomyśleć?
-Uspokój się Daiki, musimy pomyśleć racjonalnie. Będziemy szukać jeszcze godzinę, mimo wszystko powinniśmy zawiadomić policję, bo sami go nie odnajdziemy. Mógł już zemdleć lub zostać zaatakowany. Chodzenie w nocy, w czasie burzy, po lesie jest głupotą. Wszystkim zależy na tym, żeby znaleźć go całego i zdrowego.
-Ja go nie zostawię!-Odwróciłem się na pięcie i zacząłem nawoływać. Odpowiadało jedynie echo.
-Daichan, Kuroko i Midorima pójdą do obozu, reszta dalej ma szukać. Znajdziemy go, zobaczysz.-Satsuki próbowała mnie pocieszyć, jednak jedyne co w tej chwili sprawiłoby mi radość to blondyn, któremu nic nie jest. Od lat nie widziałem poza nim świata, choć spotkaliśmy się dopiero od kilku tygodni. Wycieczka do lasu w górach była jego pomysłem. Chciał spędzić trochę czasu z drużyną oraz ze mną spacerując po stromych zboczach. Przypomniał mi się jego uśmiech, gdy Akashi się zgodził. Już na tydzień przed wyjazdem nie mógł przestać paplać o tym co będziemy robić, chciał również spróbować czegoś więcej, mając na myśli seks. Było mi już słabo, ale krzyczałem jego imię donośnie.
-Aomine.. Ja nie daję rady.. Przepraszam..-Dziewczyna słaniała się na nogach. Wiedziałem, że to nie jej wina, mimo wszystko wkurzyłem się.
-Wytrzymasz jeszcze chwilkę, jeśli pomogę ci iść?-Spytałem, siląc się na w miarę spokojny ton głosu.
-Tak.
Złapałem ją pod ramię i szukaliśmy dalej.
Po godzinie Momoi była już w lepszej kondycji, dołączyli do nas policjanci z psami tropiącymi. Kuroko zabrał z obozowiska kilka bluzek Ryoty, by wiedziały jakiego zapachu szukać. Miały trudne zadanie, gdyż deszcz prawie całkowicie zatarł wszelkie ślady. Po dłuższej chwili jeden z owczarków złapał trop, więc pognaliśmy za nim. O krzak zahaczony był kawałek materiału w kolorze spodni Kise. Widniała na nim krew.
-Musi być niedaleko!-Krzyknął młody oficer. Wołałem więc głośniej. Wydawało mi się, że zobaczyłem jakiś ruch w gąszczu.
-Ryota?!-Pobiegłem w tamtym kierunku. Potknąłem się jednak o coś ciężkiego i przewróciłem się, uderzając mocno ręką o ostry kamień. Przeciął mi dłoń od palców do nadgarstka.
-Aomine!-Wydarła się dziewczyna biegnąc w moim kierunku. Obróciłem się i spostrzegłem ciało leżące pod złamanym konarem. Jedyne co odcinało się od ciemności to jasne kosmyki. Podczołgałem się bliżej.
-Kise? Kise!-Potrząsnąłem nim lekko. Miał zamknięte oczy, lecz oddychał. Płytko i nierównomiernie, ale oddychał. Jego przemoczone ubranie kleiło się, a zraniona noga była spuchnięta. Zdjąłem płaszcz przeciwdeszczowy i bluzę. Narzuciłem je na jego zimne, dygoczące ciało. Był siny i bezwładny. Grupa wystrzeliła czerwoną racę na znak, że znaleźliśmy modela. Podniosłem go z ziemi i szybko, przy obstawie strażników, pobiegliśmy w stronę miasta. Przy linii drzew czekała na nas karetka pogotowia. Przekazałem im blondyna i wepchnąłem się do ambulansu. Nikt nie protestował. Szybko owinęli go folią termoizolacyjną i podpięli milion elektrod. Zajęli się jego nogą. Pozwolili mi złapać jego dłoń.
-Ile czasu był zaginiony?
-Która godzina?-Spytałem tępo.
-Północ.-Odpowiedział jeden z sanitariuszy.
-Około 7 godzin.-Policzyłem szybko.
-Jak na tyle czasu, to i tak jest w dobrym stanie. Niech się pan nie martwi, obudzi się, gdy ustabilizujemy temperaturę.-Dotarliśmy do szpitala, Kise zabrali na ostry dyżur, mnie nie pozwolili wejść na salę.
-A jak się pan czuje?
-Nic mi nie jest.-Drżałem i nie potrafiłem się skupić.
-Niech pan pokaże dłoń, krwawi..-Zaprowadził mnie do podobnej sali i kazał usiąść na kozetce. Oczyścił ranę i zaczął zakładać kilka szwów.
-Kiedy będę mógł go zobaczyć?
-Gdy skończę szyć i gdy przewiozą go na obserwacyjną.-Spokojny ton działał mi na nerwy.
-Czyli?
-Za jakieś 30minut do godziny. Skończyłem.-Posłał mi uśmiech. W tym samym momencie na salę wpadła roztrzęsiona Momoi.
-Nic ci nie jest? Gdzie Kise?-Rzuciła się na mnie. Lekarz odciągnął ją delikatnie, byłem wdzięczny.
-Proszę się uspokoić, blondyn ma teraz podstawowe badania, a ten oto mężczyzna jest w dobrym stanie. Nie ma co panikować.-Puścił do niej oko. Spojrzała na niego spode łba i podeszła bliżej mnie.
-On mówi prawdę?-Spytała dyskretnie, udając, że mnie przytula.
-Miejmy nadzieję.
Pożegnaliśmy się ze specyficznym doktorkiem i udaliśmy się do poczekalni. Była tam reszta Kiseki no Sedai. Czekaliśmy do drugiej, Momoi zasnęła na ramieniu Kuroko. Poszedłem do automatu, kupić kawy. To chyba był mój piąty kubek. Bałem się dlaczego to tyle trwa.
-Pan Aomine?-Usłyszałem damski głos. Należał do pielęgniarki w średnim wieku.
-Tak?
-Kise Ryota jest już na oddziale. Może go pan zobaczyć pod warunkiem, że pójdzie tylko pan. Jest już późno i teoretycznie nie powinnam pana wpuszczać, ale wiem, że jest to dla pana ważna osoba.
-Oi.. Dziękuję, a czy.. Czy on się obudził?
-Niestety jeszcze nie, musimy dać mu trochę czasu. Proszę za mną.-Wskazała drogę ręką. Gdy dotarliśmy na miejsce, otworzyła drzwi.-Zostawię was samych.
Biała sala świeciła pustkami, na jedynym łóżku leżał mój chłopak podłączony do maszyny monitorującej pracę serca. Równomierne 'bipanie' obijało się echem. Całe szczęście oddychał samodzielnie. Przysiadłem na metalowym taborecie delikatnie ujmując dłoń modela. Jego twarz była posiniaczona, miał małe rozcięcie na policzku. Usta jeszcze sinawe wyginały się w grymasie niezadowolenia. Oparłem głowę o jego brzuch, przyglądałem mu się całą noc. Koło piątej, gdy moje powieki stały się niesamowicie ciężkie, poruszył się niespokojnie.
-Ryota?-Spytałem ostrożnie. Nie otworzył oczu, lecz skierował głowę w moją stronę. Poruszył wargami nie wydobywając jednak z siebie żadnego dźwięku. Trzymając jego dłoń, wpadłem na pomysł.-Kise, jeśli mnie słyszysz ściśnij moją dłoń.-Ścisnął.
-Dwa razy na 'nie' i raz na 'tak', zgadzasz się?
Pojedynczy uścisk.
-Czy coś cię boli?
Potwierdzenie.
-Iść po lekarza?
Dwa ściśnięcia. Spod przymkniętych powiek leciały łzy.
-Boisz się czegoś?
Nieme 'tak'. Położyłem wolną dłoń na jego włosach miarowo je gładząc.
-Shhhh.. Jestem tutaj. W szpitalu nic ci nie grozi. Nie masz poważniejszych ran, wyzdrowiejesz..
Uchylił nieznacznie oczy, widząc to uśmiechnąłem się. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem, próbując wydobyć z siebie jakiś głos. Jęknął przeciągle.
-Nie próbuj na siłę.. Powoli wszystko wróci do normy..-Wyczuł niepewność w moim głosie, próbował zakryć dłonią oczy, lecz nie udało mu się zakryć łez.
-To moja wina, Ryota.. Gdybym zwrócił uwagę..
Szybko zaprzeczył ruchem głowy. Uścisnął moją dłoń dwa razy, zdecydowanie za silnie. Raz jeszcze oparłem głowę o jego ciało, a on w zamian zaczął bawić się moimi krótkimi kosmykami.
Obudził mnie śmiech. Śmiech blondyna. Zerwałem się i od razu tego pożałowałem, gdyż uderzyłem głową w jego szczękę. Masując bolące miejsce rozejrzałem się. Było już całkowicie jasno, a wokół łóżka siedzieli wszyscy członkowie Kiseki.
-Aominecchi! Za co?-Spytał żałośnie Kise. Spojrzałem na niego oniemiały. Dużo przespałem. Złapałem go za brodę i pocałowałem czule.
-Wybacz mi.-Byłem szczęśliwy, że już wraca do dawnej formy.
-Wybaczę, jeśli mnie stąd zabierzesz..Chcę do domu!-Zachowywał się jak małe, rozkapryszone dziecko. Przewróciliśmy zgodnie oczami. Gdy zostaliśmy sam na sam, Kise poprosił mnie, bym go przytulił.-Wiesz, ja wiedziałem, że mnie znajdziesz. Nie wiedziałem tylko kiedy.-Pociągnął nosem wtulając swoje drobne ciałko we mnie. 
-Przepraszam, że musiałeś tak długo na mnie czekać.

2 komentarze: