Opierałem się o szafkę. Oddychałam
ciężko, świat wirował.. Skończył się właśnie trening.
Skończył- dla mnie. Nie byłem w stanie nawet podskoczyć, co
dopiero grać 1:1 z Aominecchim. Dawno się tak nie zmęczyłem.
Usiadłem na chłodnej posadzce i włożyłem głowę między nogi,
by wyrównać oddech i rytm serca. Wzdrygnąłem się, gdy Murasacchi
dotknął moje ramię.
-Aka-chin każe przyjść Ci do jego
gabinetu.- powiedział odgryzając kolejny kęs słodkiej przekąski.
Posłuszny pies królowej zaśmiałem się w duchu. Zebrałem
dupę i ruszyłem na spotkanie z czerwonowłosym diabłem w postaci
ludzkiej. Zapukałem leciutko w uchylone drzwi.
-Wejść- usłyszałem, a dreszcz
przebiegł mi po plecach. Posłusznie wykonałem polecenie.
Rozejrzałem się po malutkim pomieszczeniu. Wszędzie porozrzucane
były zapisane, pogięte kartki, lub papierki po słodkościach. Od
razu widać, że pedały, przydałoby się tu posprzątać,
hehe.
-Coś
się stało, Sempai?- przybrałem minę dziecka, któremu kazano
wyliczyć liczbę π.
-Ależ
oczywiście, że tak Kise. Myślisz, że zapraszałbym cię tu bez
powodu? Na herbatkę i ploteczki?- oczy Akashi'ego złowrogo
rozbłysły, panowie,
spierdalamy!-
Możesz mi powiedzieć, co Ty kurwa odpierdalasz?- jest
jeszcze gorzej, powiedzcie fankom, że je kochałem! Trener
chyba zauważył moje przerażenie, bo spuścił z tonu. - Ostatnio
jesteś jakiś nieobecny, słaniasz się na nogach. Twoja buźka nie
jest już taka radosna. Schudłeś.- mimo miłego i troskliwego tonu,
jego oczy ciskały błyskawice. Mhm,
jasne, nie dam się nabrać, chui się dowiesz!
-Eee,
dziękuję za troskę, nic mi nie jest trenerze, trochę tylko nie
dosypiam.- siliłem się na radosny ton, efekt był raczej kiepski.
-Zatem
nie będziesz miał nic przeciwko wyjściu na kebaba? Zgłodniałem.
Atshushi, powiedz reszcie. - kurwa
tylko nie to, zabiję cię czerwona gnido! Pomyślałem.
-Ale
nie trzeba, poza tym muszę.. eeee.. iść do domu, bo obiecałem,
że.. ten, no.. pomóc mamie!- skończyłem kulawo, a brew czerwonego
podjechała niebezpiecznie w górę, żegnaj
życie!
-Oh,
mogę zadzwonić do niej i powiedzieć, że się spóźnisz.- ton
nieznoszący sprzeciwu, przełknąłem głośno ślinę. Wkopałem
się.
-Nie
trzeba! Sam to zrobię..- kurwa,
nienawidzę.. ale chce żyć..
-Rozumiem.
Murasakibara rusz dupę i powiedz reszcie!
Ja
pierdole, blond ciota wygląda dziś naprawdę źle, jakiś taki
zmęczony jest i jakby blady.. Kurwa, czy ja właśnie to pomyślałem?
Przecież nie jestem pedałem! Ja się wcale nie martwię o tlenioną
księżniczkę. Jeb.
Dostałem w łeb.
-Co
jest ku..?
-Daiki,
będziesz biegał dopóki mi się nie odwidzi!- zabiję
tego robala, czyżby Atsushi go dziś nie wyruchał? Na
mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. Przed oczami śmigły
mi czerwone nożyczki.
-Tak
jest trenerze!-
uwielbiam swoją ironię. Uwielbiam siebie, bo jestem zajebisty.
Rozejrzałem się po sali. Kise zniknął. Pewnie poszedł do szatni.
Pokręciłem głową i zacząłem wykonywać rundki dookoła boiska.
Nie chciało mi się. Dobrze, że trening szybko się zakończył.
Razem zresztą drużyny, tudzież Kuroko i Midorimą (reszta
rozpłynęła się w powietrzu) poszliśmy do szatni. Kise nie było,
choć na ławce leżała jego pedalska torba i kosmetyczka. Boże,
jak facet może mieć k-o-s-m-e-t-y-c-z-k-ę? No jak, kurwa, się
grzecznie pytam? Rozebrałem
się i poszedłem pod prysznic. Letnia woda zmyła ze mnie pot,
delikatnie rozluźniając spięte mięśnie.
-Akashi-chin
powiedział, że idziemy na kebaba.- oznajmił beznamiętnie
fioletowy olbrzym. Kebab?
Z Akashim? Nigdy.
-A
to niby z jakiej okazji?- spytałem wrogo, wycierając mokre ciało.
Atshushi wzruszył ramionami, ssąc lizaka.
-To
bardzo miłe z jego strony, Aomine-kun, powinniśmy iść.- Kuroko,
masz wpierdol. Zmroziłem
kurdupla wzrokiem.
-Jeśli
ktoś by pytał, ja nie idę. Mój horoskop zakazuję mi jedzenia
ciężkostrawnych potraw i..- drzwi otworzyły się z hukiem,
przygniatając Midorimę. Dobrze
glonowi.
-Gotowi
chłopcy? Ja dziś stawiam, więc idą wszyscy.- Co
go popierdoliło? Może jednak ciasteczkowy potwór mu obciągnął?
W pierwszej chwili nie zauważyłem blondyna, podszedł on szybko do
swojej torby, poszedł pod prysznic. Chyba schudł, tak jakoś mało
go było. Moment,
wróć. Mało? Co ja pieprzę?
Wziąłem
szybki prysznic. Jestem
w dupie, nie chcę tam z nimi iść. Całą dietę szlag trafi, gdy
znowu się nażre. Nie mogę tam iść. Specjalnie
ociągałem się, by wyjść jako ostatni. Gdy wszyscy śpieszyli
się, by wrzucić coś na ruszt, ja wlokłem się, szukając okazji,
by spierdolić. Miałem już skręcić w boczną alejkę, gdy drogę
zagrodził mi Atsushi. Popatrzył na mnie spode łba. Miał mnie na
oku dopóki nie weszliśmy do knajpki. Świetnie,
może uda się uciec przez okno w kiblu?
Usiedliśmy
przy jedynym wolnym stoliku. Jak zwykle musiałem sobie kurwa
dostawić krzesło, bo było tylko pięć wolnych. Wepchnąłem się
między Kuroko, a Murasakibarę, siadając tym samym naprzeciwko
Kise. Przyglądałem mu się bezczelnie, lecz on uciekał wzrokiem.
Wkurwiało mnie jego zachowanie na maxa. W świetle jarzeniówek był
jeszcze bardziej blady, miał też mocne sińce pod oczami. Gdy
podano już nasze zamówienia, wszyscy rzucili się na jedzenie,
tylko Ryota
spoglądał na talerz jakby z odrazą. Co
mu kurwa nie pasuje? Francuski piesek. Dopiero
gdy dostrzegł moje pytające spojrzenie, podniósł sztućce i nim
się obejrzałem wszamał całego kebaba. Nikt się nie odzywał,
więc dla rozluźnienia atmosfery rzuciłem:
-Ej
blondi, jak twój casting do tego pokazu mody?- wszyscy oderwali się
od jedzenia, nastała jebana cisza. Wystarczyło popatrzeć na ciotę,
by zorientować się, że lepiej bym zamilkł na wieki lub został
żywcem zakopany. Chłopak zamarł, spiekł buraka po same uszy, a w
jego oczach pojawiła się pustka. Wstał z miejsca i szybkim krokiem
wyszedł z pomieszczenia. Kurwa,
pewnie poszedł wypłakać się do zaszczanego szaletu, już jestem
martwy.
-Aomine-kun,
to było podłe, nawet jak na ciebie- Kuroko dawno nie był tak
oburzony.
-Ale
co ja kurwa zrobiłem? Zapytać nie mogę? Przecież nic nie
zrobiłem!- wydarłem się. Sam nie wiem czemu.
-Kise
się nie dostał, mówił to wczoraj. Powinieneś iść go
przeprosić. Teraz.- dodał gdy nie zareagowałem na jego słowa.
-Juszz.-
mam kurwa przejebane, lalalalala.
Pobiegłem
do kibla. Nie, nie mogę tego zatrzymać w żołądku. Nie mogę
przytyć. Wpadłem do pierwszej lepszej kabiny i zwymiotowałem.
Kilka razy. Usłyszałem kroki, jakoś mało mnie to obchodziło. W
oczach miałem łzy. Nie mogę jeść. Muszę być chudy. Muszę
schudnąć. Drzwi oddzielające mnie od świata uchyliły się. Ktoś
za nimi stał i patrzał z przerażeniem na to co robię. Tym ktosiem
był Aomine. Super.
Znowu mnie zwyzywa od rozemocjonowanych nastolatek. Poczułem
mokre strużki na policzkach. Ku mojego zdziwienia chłopak podszedł
do mnie bez słowa, nie wiem co chciał zrobić, bo musiałem
rzygnąć. Mimo nieprzyjemnego uczucia, czułem się lepiej.
-Oi,
Kise, chyba się zatrułeś, ta knajpa długo nie pociągnie kurwa!
Mam iść po kogoś?- pierwszy raz dostrzegłem w oczach Daikicchiego
taki błysk, nie wiedziałem do czego go podporządkować. Troska?
Zmartwienie? Spuściłem wzrok.
-Nie
trzeba. To nie zatrucie.- wyszeptałem, dalej nie podnosząc wzroku.
-A
co innego? W ciąży jesteś?- spiekłem buraka, a łzy na nowo
zebrały się w kącikach moich oczu.
-Aominecchi,
przecież wiesz, że to niemożliwe.
-No
to co innego?- spojrzał z wyrzutem. Nie
mogę mu powiedzieć, nie zrozumie..
-Ja..
Ja chciałem zwymiotować, sam to sprowokowałem..- czekałem na jego
reakcję. Czekałem aż mnie wyśmieje. No
dalej, powiedz że mnie popierdoliło, no już, dopingowałem
go w myślach.
-Czy
ciebie popierdoliło do reszty? Chcesz wyglądać jak te pierdolone
anorektyczki? Co ty sobie myślisz, że będziesz fajniejszy jak
zagłodzisz się na śmierć?- jego słowa nie były już w stanie
mnie zranić. Nie było mi smutno. Nie bałem się, czułem pustkę,
jeśli można ją w ogóle czuć. Otarłem resztki łez, wstałem i
nie obracając się za siebie wyszedłem z ubikacji.
Stałem
tam dobrą chwilę. Co
tu się kurwa dzieje? Kise wybiega z sali, potem rzyga w kiblu, bo
sam tego chce? Reaguję tak jak na przyjaciela przystało, a ten się
focha. Przerażająca była ta pustka w jego oczach. Brrr.
~♠~♠~♠~
Oh, wreszcie skończyłam ten rozdział. Będzie to dłuższa seria.
Pisana zarówno z perspektywy Kise jak i Aomine.
Niestety Kise i jego dupa będą krzywdzone, ale jeszcze ciiii.
Pomódlcie się za moją duszyczkę. (:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz