piątek, 14 listopada 2014

~~~ [AoKise]

 Według mnie miłość to jedno z najważniejszych i najpiękniejszych uczuć w naszym życiu. Nie jest to tylko  puste słowo '' Kocham Cię ", czy opis na portalach społecznościowych. Na miłość składa się wiele czynników, np. poświęcenie, opiekowanie się, spędzanie z kimś czasu oraz robienie czegoś z czystych chęci i pragnienia - nie z przymusu. Miłość możemy zinterpretować jako przeżywanie silnych emocji związanych z osobą, którą kochamy. Istnieje głęboka potrzeba miłości. Nie ma człowieka, który by nie pragnął kochać. Każdy z nas chciałby znaleźć osobę, w której znajdzie bratnią duszę. Wszyscy, bez wyjątku, zostaliśmy stworzeni, by kochać. Dreszczyk towarzyszący nawiązaniu znajomości, flirtowaniu,a później rozpoczęciu związku wydziela niesamowite endorfiny. Gdy jestem z ukochaną osobą, jedyne czego pragnę to patrzyć w jej oczy oraz przytulać bez końca, aż poczuje, że nie istnieję dla mnie nikt poza nią.
 Nauczycielka przestała czytać, a mnie zakręciła się łezka w oku. Wypracowanie Aominecchiego o miłości było takie piękne. Od razu chciałem spytać, czy wzorował się na łączącym nas uczuciu.
 Byliśmy ze sobą od ponad dwóch miesięcy, przeżywaliśmy wzloty i upadki, jednak dalej trwaliśmy przy sobie. Kochałem go całym sercem, a on najwyraźniej odwzajemniał te uczucia w stu procentach.
 Dzwonek oznajmił koniec lekcji, wszyscy wybiegli z klasy. Ociągałem się troszkę, by zrównać tempo z Daikim i spytać o jego inspirację. Niestety do chłopaka podbiegła Momoi piszcząc, że rozprawka była kawaii i sugoi. Przytulała jego ramię. Przewróciłem oczami i przeszedłem obok nich bez słowa.
 Trening był kolejną okazją, by go zapytać. Nie skorzystałem z niej. Zostałem przydzielony do Midorimacchiego. Podczas ćwiczeń rozciągających Daiki przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami. Wspominał kiedyś, że nie lubi, gdy wykonuję je z innymi, jest zazdrosny. Mój dobry nastrój prysł, w głowie pojawiła się myśl, by odegrać się za rano. Robiąc skłony wypinałem się trochę za bardzo, czym zielonowłosy był zdegustowany. Spojrzałem w stronę granatowowłosego, który był już lekko mówiąc podkurwiony.
 Cały spocony wlokłem się pod prysznic. Nim zauważyłem, szatnie opuściło większość członków zespołu. Jedynie na ławce siedział mój skarb. Przeszedłem obok niego bez słowa. Wstał i złapał mnie za ramię.
-To boli.- Powiedziałem z pretensją. Jego oczy były takie ciemne, takie groźne.
-Co to kurwa ma być?- Przestraszyłem się.
-Nie wiem o co ci chodzi, puść mnie!
-Nie wiesz? Jesteś głupi jakiś?
-Może.- Odpowiedziałem beznamiętnie.
-Kise, nie chce się kłócić. Powiedz mi co odpierdalałeś na treningu?
-Ćwiczyłem.
-Kise...
-Co? Nie mogę porządnie się rozciągnąć?
-Nie, jeśli oznacza to, że jeździsz tyłkiem po glonie!
-Słucham? A jak ty przytulasz się z Momoicchi to jest okej, tak?- Byłem na skraju wytrzymałości.- Pewnie nią inspirowałeś się pisząc rozprawkę.
-Nie zgadłeś. Dobrze wiesz, że kocham tylko Mei-chan.- Zacisnąłem pięści w złości. Daiki chciał wyjść, jednak w ostatniej chwili odwrócił się i pocałował mnie namiętnie.- Jesteś debilem.
-Wiem, przepraszam Aominecchi.

-Shhh, wiesz, że tylko ciebie kocham.




~♠~♠~♠~hm. pisane na żywioł, bo w szkole też nas dziś męczyli rozprawkami. [początek opowiadania Daikiego wzięłam z internetów, bo nie miałam pomysłu, gomene]. zapowiada się pracowity tydzień, więc raczej nie dam rady napisać czegoś nowego/większego/porządnego.












poniedziałek, 10 listopada 2014

Szafirowy Skarb V. [AoKise]

 Nie minęło półgodziny, a moi rodzice czekali pod blokiem. Ryota zdziwił się trochę.
-Nie myślałeś chyba, że pójdziemy piechtą?- Rzuciłem zaczepnie.
-Nie.- Szepnął. Gruba czapka oraz szalik sprawiały, że stał się taki mały. Nie żeby coś, ale wyglądał trochę dziecinnie. 

 Wsiedliśmy, zapieliśmy pasy i ruszyliśmy. Blondyn podziwiał widoki za szybą, sprytnie unikając rozmowy. Mama debatowała z tatą, jaką sukienkę powinna kupić. Mój dawny Kise.. Wróć. Dawny Kise z pewnością zacząłby doradzać i najchętniej sam wybrałby dla niej kreację. Teraz jedynie potakiwał, by nie zrobić przykrości mojej mamie.
 Będąc już w centrum, rozdzieliliśmy się. Rodzice poszli po kieckę, ja z modelem po jedzenie.
-Chcesz pchać wózek?- Spytałem żartem. Zaprzeczył kiwnięciem głowy. Jednak gdy zobaczył tłumy przeciskające się między półkami, chwycił jego pręty. Przewróciłem oczami.

 Staliśmy już w kolejce, gdy Kise zesztywniał. Nagle napiął ramiona i opuścił wzrok.
-Oi, w porządku?
-Mogę iść poczekać przy samochodzie?- Spytał drętwo.
-Poczekaj chwilę, zaraz nasza kolej.- Zirytował mnie. Poza tym bałem się co może zmalować.
-Proszę. Proszę. Proszę.- Chłopak zachowywał się jak rozkapryszony bachor.
-Ile ty masz kurwa lat? Pięć?- Naskoczyłem na niego. Może zbyt mocno. Popatrzył na mnie urażony, odwrócił się na pięcie i chciał iść. Moje cudowne ręce złapały go za kurtkę. Spojrzał zdziwiony.
-Mam wystarczająco dużo lat, by iść samemu do samochodu.- Powiedział na odchodne.

-Tylko nie odchodź nigdzie.- Zamieniam się w jego matkę. Zapłaciłem za zakupy i z torbami udałem się ku wyjściu.

 Było mi trochę duszno, czułem się słaby. W oddali mignął mi jego cień. Nie chciałem go widzieć. Już nigdy więcej. Musiałem się schować.

 Wychodząc ze sklepu ktoś do mnie dobił, niby przypadkiem otarł się o moją pupę. Wiedziałem, że to on. Wiedziałem, jednak nie chciałem dopuścić tego do siebie. Szepnął mi do ucha kilka słów i rozpłynął się w powietrzu.
 Kucnąłem, myśli toczyły wojnę z emocjami. Nie wiedziałem, po której stronie się opowiedzieć. 
 Stanąłem na środku drogi parkingowej. Z oddali migały do mnie złowieszczo lampy samochodu. Oślepił mnie ich blask. Tak, wygrałeś. Jeszcze chwila.. Głośny pisk hamowania miał być ostatnim dźwiękiem, który usłyszę. Miał być.

 Byłem mocno zdenerwowany, jeśli nie wkurwiony. Szybkim krokiem zmierzałem razem z rodzicami do samochodu. Matka po drodze spytała, czy coś jest między mną, a Kise. Nie wiem nawet dlaczego tak się zirytowałem. Automatyczne drzwi rozsunęły się ukazując mi przerażającą scenkę. Mój wzrok dodatkowo przykuł wysoki dźwięk. Upuściłem torby i pobiegłem w kierunku blondyna- głównego bohatera spektaklu.


 Samochód zatrzymał się kilka centymetrów ode mnie, wyskoczył z niego postawny mężczyzna. Zaczął szarpać mnie za rękaw koszuli, coś wrzeszczał. Przestraszyłem się i skuliłem w sobie. Od drugiej strony podeszła do mnie kobieta. Była przerażona.

-Coś ci się stało?
-Coś ty sobie myślał szczeniaku?
 Zaczęli kłócić się między sobą. Kucnąłem i zakryłem uszy rękoma. Zacisnąłem mocno powieki.

Nie chce nic widzieć. Nie chcę słyszeć ich wrzasków. Nie chcę czuć. Czegokolwiek, kiedykolwiek.

 Młode małżeństwo wrzeszczało na siebie, a on skulony płakał. Nie wiedziałem co robić. Jak zareagować. Nie wiedziałem od kogo szybciej dowiem się, co się stało. Kilka sekund później rodzice rozmawiali z kierowcą bmv, a ja próbowałem nakłonić przyjaciela do otworzenia oczu i wysłuchania mnie. Nie reagował na groźby i prośby, siły nie użyłem, nie chciałem go skrzywdzić. 

 Po kilkunastu minutach małżeństwo odjechało, a rodzice chcieli dzwonić na pogotowie.
-Kochanie, nie bój się. Nie będziemy źli. Przestań płakać.- Spróbowała ostatni raz moja mama. Gładziła modela lekko po głowie. Zastanawiałem się skąd u niej tyle cierpliwości.- Jeśli coś ci się stało powiedz, pomożemy ci.
Pojękiwania i szloch. Zdenerwowany chwyciłem chłopaka i podniosłem.

-Co się z tobą dzieje?- Potrząsłem nim. Ile kurwa można. Szybko poczułem, że nie powinienem podnosić głosu. Blondyn wyrwał się z mojego uścisku i pobiegł. Nie wiadomo skąd pojawił się bordowy peugoet. Moja mama krzyknęła przeraźliwie. Wiem, że nigdy tego nie zapomnę. W ostatniej chwili złapałem chłopaka w pasie i razem z nim runąłem na ziemię, unikając zderzenia.

 Ciężko oddychałem. Leżałem między nogami Daikiego. Bolało mnie ciało. Obydwoje byliśmy napięci. Bałem spojrzeć się w jego oczy. Chwyciłem kurczowo jego koszulki.
-Aominecchi.. Pomóż mi, proszę..

 Czekałem, aż mnie odtrąci. Czekałem, aż powie, że nie chce mnie więcej widzieć. Mrok pochłaniał mnie coraz bardziej. Nie dawałem sobie rady, wiedziałem. Jednak do tej pory nikt inny na tym nie cierpiał. Brak reakcji z jego strony oraz pojawienie się jego rodziców napawały mnie lękiem. Pragnąłem zniknąć z powierzchni ziemi.

 Mój mózg wyłączył się. Choć nie zupełnie. Nie mogłem poruszyć rękoma. Owijały się one wokół pasa blondyna i kurczowo go trzymały. Wszystkie dźwięki, światła dochodziły do mnie jakby z opóźnieniem. Ktoś wzywał pogotowie, ktoś coś krzyczał. Pośród nich cichy szept, który rozpoznałbym wszędzie. Mój Kise. Tak. Mój. 

 Gdy po kilku minutach odzyskałem część kontroli nad sobą, przytuliłem blondyna. Najmocniej jak potrafiłem. Jakaś niewidzialna ludzkim okiem nić połączyła nas w tym momencie. 
 Chyba naprawdę mocno dostałem w głowę. Sam siebie nie pojmowałem.



~♠~♠~♠~
kolejny rozdział, również krótki. jedyne co mogę zdradzić to to, że akcja nabiera tępa i mocno pójdzie do przodu już w następnym rozdziale! jak zwykle czekam na Wasze opinie i propozycje!    c(゚*゚c)



sobota, 8 listopada 2014

Grief and Sorrow I. [KakaIru]

 Zaspałem. Przeciągnąłem się delikatnie i wstałem. Świat zamienił się w kolorowe światełka. Opadłem ciężko na łóżko. Przymknąłem powieki delikatnie masując skronie palcami. Wziąłem dziesięć głębokich wdechów i ostrożnie wstałem. Tym razem było znacznie lepiej.
 Bolała mnie głowa i było mi niedobrze. Mając w myślach przymus zejścia ze schodów jęknąłem. Postanowiłem najpierw wziąć prysznic. Kaskada letniego strumienia wody obmywała moje zmęczone ciało. Przypominałem sobie skrawki ubiegłej nocy. Kakashi postarał się, bym szybko nie zasnął, choć dopiero co wróciłem z misji.  Spojrzałem na swoje nagie odbicie. Jasną skórę pokrywały liczne malinki, niektóre przechodzi w siniaki. Rumieniec przyozdobił moje policzki. Chwyciłem ręcznik, wytarłem się, niechcący przejeżdżając po swoim, jeszcze nabrzmiałym, członku. Potrząsłem głową i ubrałem się.
 W kuchni siedział nie kto inny, jak szaro włosy jonin. Uśmiechnął się do mnie znad gazety. Mój wygląd przykuł jego uwagę.
-Dobrze się czujesz, Delfinku?- Spytał z troską w głosie.
-Trochę boli mnie głowa.- Powiedziałem, chcąc zrobić krok zrobiło mi się ciemno przed oczami.- I trochę mi słabo..
Mężczyzna momentalnie znalazł się przy moim boku. Chwycił mnie za ramiona i posadził na krześle.
-Chcesz się położyć?

-N..nie. Woda wystarczy..- Miałem słaby głos, toteż nie przekonałem go. Pomógł mi wstać i zaprowadził na sofę. Położył moje nogi na oparciu i poszedł po szklankę.
-Jesteś pewien, że to nic poważnego?- Przyglądał mi się uważnie, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Jego głos dochodził jakby z oddali. Mój oddech przyśpieszył, w głowie mi szumiało, a ręce zrobiły się jakby wiotkie.
-Iruka? Iruka?!


 Niewyraźne szepty. Stłumione dyskusje. Słabe kroki. Przebłyski świadomości.
 Wiedziałem, że muszę otworzyć oczy. Nie wiedziałem jednak dlaczego. Zapomniałem kim i czym jestem. Nie rozumiałem co się wokół mnie działo. Muszę walczyć było jedyną jasną myślą. Wyryło się głęboko w moim mózgu.

 Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Gładziła mnie, trochę łaskotała. Cichy głos mówił coś. Wymawiał czyjeś imię. Nerwowy szept przeszedł w szloch. Coś ciężkiego oparło się na moim brzuchu. Skłoniło mnie to do otworzenia oczu. 
 Światło dnia. Już dawno o nim zapomniałem. Przywykłem do ciemności, w której tonąłem.
-Iruka..?- Zerknąłem w stronę głosu. Poznałem zapłakaną twarz niemal od  razu. Chciałem ująć ją w dłonie i zapewnić, że jest dobrze, że nie ma się czym martwić, jednak nie mogłem ich unieść. Chciałem coś powiedzieć, lecz nie mogłem wydobyć z siebie głosu. Co się ze mną stało? Pojawiła się panika. Coraz ciężej było wziąć mi oddech. Kakashi widząc to pocałował mnie, co tylko pogorszyło sytuację.- Co się dzieje? Iruka, słyszysz mnie?
Chciałem pokiwać głową, ale dziwnie sztywne mięśnie trzymały ją w miejscu. Łzy frustracji kapały na śnieżnobiałą poduszkę.
-Pójdę po Tsunade-sama, wytrzymaj chwilę.
 Tych kilka minut zamieniało się w godziny. Rozglądałem się nerwowo próbując się poruszyć. W myślach odtwarzałem tysiące powodów przez które jestem sparaliżowany. Gdy w drzwiach stanęła Piąta chciałem na nią wrzeszczeć.
-Iruka-sensei, uspokój się w tej chwili!- Krzyknęła chłodno.- Inaczej bardzo tego pożałujesz, zapewniam się.
 Jej słowa były nikłym pocieszeniem. Jonin, który w tym samym czasie siadł na brzegu szpitalnego łóżka, gładził moje włosy. Gdy zacząłem wolniej oddychać, a szloch zamienił się w pojedyncze łzy, Hokage przemówiła.

-Podczas ostatniej misji użyto przeciwko tobie silnego jutsu. Miało ono na celu wymazanie wspomnień z kilku dni poprzednich i wypełnieniu ich miejsca nowymi, zakłamanymi. Jednak sprawcy nie do końca się to powiodło. Efektem były zawroty głowy i częściowy paraliż. Przeprowadziliśmy kilka poważnych operacji. Jesteś teraz unieruchomiony, by na wszelki wypadek nie stała ci się krzywda. Stopniowo będziemy przywracać cię do normalnego stanu, więc nie musisz się niczym martwić.- Uśmiechnęła się promiennie. Dlaczego nie powiedziała nic o utracie głosu? Tsunade jakby czytała w moich myślach.- Przypuszczamy, że utrata głosu jest spowodowana stresem i sama zniknie. Odpoczywaj, Iruka.
 Wraz z jej wyjściem w sali pojawiło się dwóch medyków. Kazali wyjść Hatake. Nie wiedziałem czemu, lecz bałem się zostać sam na sam z obcymi mężczyznami. Podeszli do mnie i wstrzyknęli coś w przed ramię. Później użyli nieznanej mi, medycznej, techniki. Poczułem się dziwnie senny. Zamknąłem oczy i odpłynąłem.
 W podświadomości podróżowałem po dziwnych, nie odkrytych wioskach. Wszyscy mieszkańcy mieli dziwnie zniekształcone rysy, a zachowaniem przypominali zwierzęta. Jeden z nich rzucił się na mnie i wbił w moje serce kunai. 
 Wydawało mi się, że wrzeszczałem z całych sił. Jedyne co, to siedziałem z szeroko otwartymi, załzawionymi oczami. Nie było śladu po dziwnych mieszkańcach dziwnych wiosek, tym bardziej po atakującym mnie ninja. Kakashi drzemał sobie spokojnie w bujanym fotelu, niczego nie świadomy. Z jednej strony chciałem by mnie przytulił, powiedział, że nie ma się czego bać. Z drugiej zaś nie chciałem by ktokolwiek mnie dotykał. 
 Ciągle towarzyszył mi strach, nie zdawałem sobie jeszcze sprawy przed czym i dlaczego.




~♠~♠~♠~
konbanwa. zupełnie nowy projekt. słowa popłynęły same, jednak z tytułem było gorzej. pomyślałam, że nazwę to opowiadanie tak jak nazywa się OST z Naruto w wersji z pogrzebu Trzeciego Hokage. jest to dla mnie jeden z najpiękniejszych smutnych utworów.jeszcze nie wiem, jak dokładnie będzie wyglądać to opowiadanie, ile będzie mieć rozdziałów itp. pomysł jest dla mnie świeży i ciągle go rozwijam.oyasumi.








środa, 5 listopada 2014

let the flames begin III. [AoKise, KuroKaga, MidoTaka]

 Chciałem krzyczeć. Wrzeszczeć. Tak tu! Tutaj jesteśmy! Pomóżcie nam! Jednak głos uwiązł mi w gardle. Patrzyłem niemo na wiązki światła. Dookoła wznosił się kurz, a dym smagał moje kostki. Podniosłem rękę do góry, pomachałem. Latarka niemal mnie oślepiła. Podniosłem drugą, chciałem wstać. Straciłem kontakt z rzeczywistością.

-To trwa za długo, idę tam!
Znowu zaczęły się przepychanki, Aomine Daiki kontra reszta świata. Jego koledzy z pracy wiedzieli, jak bardzo bolesna może być dla niego wizja utraty blond kulki śmiechu. Wszyscy znali Kise. Widzieli go, gdy odwiedzał ciemnoskórego podczas dyżurów. Przynosił pączki i wygłupiał tak długo, aż na komendzie wracał pogodny nastrój. Każdy zdawał sobie sprawę, że policjanta i modela łączyło coś więcej, coś wyjątkowego. Nikt nie chciał, by chłopakowi przytrafiło się najgorsze. Westchnąłem
głęboko.

Stanowcze dłonie.
Świeże powietrze.
Rażące światło dnia.
Błękit nieba.
Ponowna ciemność.

 Dwójka mężczyzn pędziła w naszą stronę. Od razu ich poznałem. Po kilku sekundach obejmowały mnie znajome ramiona. Ciężar Kagamiego prawie nas przewrócił. Płakałem. Tak bardzo się bałem, że już nigdy nie poczuję jego dotyku. Podniósł mój podbródek i zaczął całować. Brakło mi tchu, świat zawirował. Taiga widząc to wziął mnie na ręce. Wtuliłem się w jego szeroką pierś. Kątem oka dostrzegłem Ryotę w objęciach Aomine-kun. Jego ciało zwisało bezwiednie, a granatowowłosy biegł w stronę karetki. Boże, błagam, nie bierz go do siebie..

 Ambulans pędził z zawrotną prędkością, bez problemu mijał samochody i inne pojazdy.

Na izbie przyjęć zabrali Ryotę, mnie kazali czekać. Usiąść na pierdolonym krzesełku i kurwa czekać. Sprawa nie wyglądała dobrze. Blondyn miał liczne poparzenia i był nieprzytomny. Po kilku minutach na izbie zjawili się też Kuroko i Kagami. Tetsu został zabrany na badania, a Taigę skierowano na pierdolone krzesełka.
-Jak Kise?- Powitał mnie 'delikatnie'.
-Nie wiem. Nic nie wiem. Nic mi nie chcą powiedzieć!- Wdarłem się.
-Aomine uspokój się. Najważniejsze, że żyje!
-Nawet tego nie wiem! Gdy przyjechaliśmy tu ledwo oddychał!
Naszą rozmowę przerwał Takao.
-Mogę prosić Cię na chwilę? Aomine?- Z tego wszystkiego zapomniałem, że on i Midorima pracują tutaj. Kazunari jest pielęgniarzem, a Midorima ordynatorem oparzeniówki. Odeszliśmy trochę od Kagamiego.
-Aomine, nie powinienem informować Cię o stanie zdrowia Kise.
-Nie powinieneś? Co kurwa?
-Uspokój się i nie krzycz, Według prawa nie jesteś jego rodziną, a w jego stanie nie jest wyznaczyć kogo można informować. Zadzwoniono już do jego rodziców. Nie powinienem nic mówić, ale znam was. Tylko to musi zostać między nami.- Spojrzał na mnie, a ja przytaknąłem.- No więc sprawa nie wygląda dobrze. Kise ma poparzone około 40 procent ciała, w tym górne drogi oddechowe i okolice ust. Sam widziałeś. Nie odzyskał jeszcze przytomności, ale powinien się wylizać.
 Opadłem na krzesło, wreszcie się przydały. Słowa bruneta odbijały się w mojej głowie. Nie chciałem wierzyć. 40 procent ciała, nieprzytomny...
-Daiki, gdy Ryota się obudzi będzie potrzebował dużo wsparcia i opieki. Musisz zastanowić się, czy dasz ra...

 Pięść pofrunęła w moim kierunku. Siła uderzenia przewróciła mnie. Poczułem na ustach metaliczny smak krwi. Patrzyłem oniemiały na murzyna. Za co? Kolejny cios wymierzony w skroń. Kagami podbiegł i powstrzymał chłopaka od dalszego bicia mnie. Wrzeszczał na niego. W tym czasie pozbierałem się z ziemi. Jakaś pielęgniarka zabrała mnie do pokoju socjalnego.
-Poczekaj chwile, zaraz ktoś się tym zajmie.
-Dzięki.
Po około 5 minutach w drzwiach stanął mój Shinchan. Popatrzył na mnie chłodno.
-Przerwałeś mi pracę.
-No weź! Nawet w takich sytuacjach udajesz tsundere?-Spytałem poirytowany.- Jak nie chciałeś, to mógł mnie pozszywać kto inny.
-Nie obrażaj się.
Przysunął krzesło do kozetki i objął moją twarz rękami. Zaśmiał się pod nosem i wymruczał coś w stylu 'no pięknie'. Nie reagowałem. Odkaził ranę na czole i zabrał się do szycia. Zamknąłem oczy, mimo wszystko nie lubiłem być kuty.
-Ściśnij mnie za nogę, jeśli chcesz.
-Nogę?- Spytałem zdziwiony.
-Tak nogę. Jeśli ścisnąłbyś mnie za ramię wkułbym się w twoje oko, nie brew.
-Shin-chan!
-Skończyłem.- Założył opatrunek. Obejrzał moją wargę i uśmiechnął się przebiegle.- Tego nie trzeba zszyć. Wystarczy..
Pocałował mnie. Delikatnie, ostrożne, czule. Mimo wszystko zabolało. Syknąłem. Odsunął się momentalnie.
-Muszę wracać do pracy, a w sumie do Kise.- Ucałował moje czoło.
-Co z nim?
-Kiepsko. Noc będzie decydująca.

 Tetsu spał. Miał założoną maskę tlenową. Przysiadłem się i chwyciłem jego dłoń. W ciągu kilku dni będziemy znowu w domu. Nie ma zagrożenie życia. Udało mu się. Ciekawe, czy modelowi też się uda.

 Złość mnie roznosiła, a wyrzuty sumienia gryzły po kostkach. Jestem dupkiem. Jebanym dupkiem. Zastanawiałem się jak mogłem uderzyć przyjaciela. Siedziałem i kołysałem się w przód i tył. Poczułem na ramieniu dłoń.
-Aomine?
Spojrzałem w górę, nade mną stał Midorima, Patrzył beznamiętnym wzrokiem. Wstałem, chciałem go przerosić.
-Nie dlatego tu przyszedłem. Chciałem porozmawiać o Kise. A za Takao zemszczę się potem.
-Ja-jasne.
Przeszliśmy do gabinetu, gdzie chłopak-lekarz opowiedział mi o stanie Ryoty. Nie było kolorowo. Dostałem pozwolenie, żeby odwiedzić go na góra 15-20 minut. Nie powiedział mi tego, ale wiedziałem, że mogę iść do blondyna tylko dlatego, że nie ma pewności, że dożyje rana.
Założyłem fartuch i przymknąłem powieki.
-Ogarnij się Daiki.- Szepnąłem do siebie.
W okół niego znajdowała się plątanina kabli. Bladą skórę pokrywały liczne bandaże i opatrunki. Usiadłem przy łóżku. Chciałem złapać jego dłoń. Odważyłem się tylko na objęcie jego palców. Bałem się zaszkodzić mu jeszcze bardziej. W oczach zaczęły zbierać mi się łzy.
-Przepraszam, przepraszam.. Z późno, ale...- Płakałem. Tak bardzo chciałem cofnąć się do wczorajszego dnia. Zgodzić się. Podwieźć go na lotnisko. Po chwili maszyna zmieniła miarowe brzęczenie w jeden ciągły pisk.
-Kise? KISE!?
Do sali wbiegli lekrze, w tym Takao i Midorima. Kazunari kazał mi wyjść. Posłuchałem i stanąłem przy szybie. Reanimowali go. Raz, drugi. Dopiero za trzecim razem udało przywrócić się krążenie. W sali został tylko Midorima sprawdzając coś przy urządzeniach. Takao podszedł do mnie. Złapał mnie za ręce i posadził na krześle. Cały się trząsłem.
-Uspokój się, już jest w porządku. Kise jest dzielny, trzeba być dobrej myśli.
Na oddział wbiegła Momoi. Widząc nas podeszła.
-Zajmiesz się nim?

 Daichana w takim stanie widziałam drugi raz w życiu. Za pierwszym razem, gdy Kise powiedział, że nie chce go znać. Przytuliłam go. Był jak kamień, praktycznie nie zareagował na moją obecność. Patrzał pustym wzrokiem przed siebie. Noc minęła szybko.
Następnego dnia Aomine nie chciał opuścić szpitala. Powiedział, że będzie czekał, aż Ryota się obudzi. Zaproponowałam więc odwiedzenie Tetsu, przytaknął.

 Po kilku dniach Kuroko wrócił do domu. Kise przeżywał większe i mniejsze kryzysy, jednak dalej nie odzyskał przytomności. Mijały dni, tygodnie. Siedziałem w gabinecie i szukałem przełomowych badań na ten temat. Jego oparzenia dobrze się goiły. Bałem się, że na skutek długiego niedotlenienia zaszły zmiany w mózgu.
-Panie doktorze, pacjent z 13 się budzi.
Wstałem i pobiegłem do sali. Blondyn co chwilę ściskał kołdrę i mrużył oczy. Po chwili zaczął je otwierać.
-Ryota, uspokój się. Jesteś w szpitalu. Jesteś już bezpieczny.- Powtarzałem.- Masz na twarzy maskę tlenową, nie ściągaj jej. Nie próbuj mówić. Rozumiesz?
Przytaknął.
-W centrum handlowym wybuchła bomba. Zostałeś poparzony, zapadłeś w śpiączkę.

 Próbowałem podnieść dłoń. Muszę o coś spytać.
-Kise coś się dzieje?
Imitowałem pisanie, ruszałem dłonią.
-Masz drgawki?
Pokręciłem przecząco głową. Wskazałem palcem na kieszeń jego kitla. Długopis.
-Chcesz coś napisać?
Gorączkowo przytaknąłem. Podał mi kartkę i pomógł utrzymać długopis.

Co z Kuroko?

-Jest już w domu z Kagamim. Nie odniósł poważniejszych ran, jedynie będzie kulał.
Przytaknąłem.

Ile czasu minęło?

-Miesiąc i dwa tygodnie.

Gdzie jest Aominecchi?

-Spokojnie, przyjdzie tu zaraz po pracy. Przez pierwsze tygodnie prawie mieszkał w tym szpitalu. Jednak teraz bierze kilka zmian w tygodniu, a resztę czasu spędza tutaj.
Czyli nie zapomniał, tak bardzo się cieszyłem.

A rodzice?

-Dzwoniliśmy do nich, niestety nie odbierali, nie kontaktowali się z nami.

Coś ukuło mnie w sercu. No tak, już dla nich nie istnieję. Smutne trochę.
Zabrano mnie na badania, później przeniesiono mnie do normalnej sali.

 Gdy wszedłem na oddziale panowała niezmienna cisza. Przywitałem się z pielęgniarkami i poszedłem w kierunku sali numer 13. Po drodze zaczepiła mnie anestezjolog Yuuji.
-Panie Aomine, nie znajdzie pan tam Kise.
-Słucham?
-Kise już tam nie ma.
-Ja-jak to?- To musi być nieporozumienie, przecież ostatnie wyniki.. Nie..
-Nie dzwoniono do pana? Ryota został przeniesiony na oparzeniówkę, wybudził się.
Stałem jak słup soli. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że blondyn żyje.
-Dziękuję!- Krzyknąłem i już chciałem biec, jednak kobieta zatrzymała mnie. Zaproponowała, że będzie mi towarzyszyć. Zgodziłem się.
-Kise-san jest dla pana ważny, bardzo ważny prawda?- Spytała lekko zarumieniona.
-To całe moje życie.- Odpowiedziałem z uśmiechem. Gdy dotarliśmy pod właściwą salę, zostawiła mnie samego nie chcąc przeszkadzać. Uchyliłem drzwi. Na jednym z dwóch łóżek leżał chłopak. Obok niego siedział Takao i opowiadał coś z zapałem. Obydwaj śmiali się.
-Kise...- Nie byłem w stanie zrobić kroku. Moje topazowe tęczówki przyglądały mi się uważnie, po kilku sekundach uśmiechnął się lekko zakłopotany.
-Czy my się znamy? Przepraszam, ja nie pamiętam..- Mówił zachrypniętym głosem, a mnie jakby piorun strzelił.- Żartowałem! Hahaaha, widziałbyś swoją minę! Ale to nie znaczy, że się nie gniewam. Będziesz musiał naprawdę się postarać, żeby...- Nie skończył, bo przytuliłem go najmocniej jak potrafiłem jednocześnie delikatnie, tak by nie sprawić mu bólu. Kazunari ulotnił się szybko.- Widzę, że wiesz co mam na myśli.
Wtulił się we mnie i szepnął tadaima.

-Widzę panie pielęgniarzu, że pacjent wraca do zdrowia.- Szepnął Midorima do mojego ucha jednocześnie ściskając mój pośladek. Odwróciłem się i ofuknąłem.
-To molestowanie w miejscu pracy.
-Shhhhh..- Złapał mnie za rękę i wciągnął do swojego gabinetu. Zaczął błądzić dłońmi po moim ciele, a ja rozpływałem się pod jego dotykiem. Sytuację przerwał telefon zielonowłosego.
-Nie Shinchan, nie znowu...- Mruczałem, jednak przykładny doktor dał mi całusa w nos na pocieszenie.
-Midorima, słucham.- Powiedział do słuchawki.
-Musisz nam pomóc!- Usłyszałem stłumiony głos Kuroko.
-Co się stało?!
-Utknęliśmy.
-Co..? Gdzie?
-W zasadzie to Kagami-kun utknął..
-Gdzie? Kuroko wyjaśnij mi...
-Kagami-kun utknął... Utknął we mnie.
Midorima popatrzył na mnie zmieszany, a ja próbowałem przestać się śmiać.



~♠~♠~♠~ 

to koniec tej historii, wyjątkowo przyjemnie mi się ja pisało i długo myślałam jak ją zakończyć. jeśli możecie, zostawcie jakieś słówko, choćby 'jest fajne'. (: