środa, 5 listopada 2014

let the flames begin III. [AoKise, KuroKaga, MidoTaka]

 Chciałem krzyczeć. Wrzeszczeć. Tak tu! Tutaj jesteśmy! Pomóżcie nam! Jednak głos uwiązł mi w gardle. Patrzyłem niemo na wiązki światła. Dookoła wznosił się kurz, a dym smagał moje kostki. Podniosłem rękę do góry, pomachałem. Latarka niemal mnie oślepiła. Podniosłem drugą, chciałem wstać. Straciłem kontakt z rzeczywistością.

-To trwa za długo, idę tam!
Znowu zaczęły się przepychanki, Aomine Daiki kontra reszta świata. Jego koledzy z pracy wiedzieli, jak bardzo bolesna może być dla niego wizja utraty blond kulki śmiechu. Wszyscy znali Kise. Widzieli go, gdy odwiedzał ciemnoskórego podczas dyżurów. Przynosił pączki i wygłupiał tak długo, aż na komendzie wracał pogodny nastrój. Każdy zdawał sobie sprawę, że policjanta i modela łączyło coś więcej, coś wyjątkowego. Nikt nie chciał, by chłopakowi przytrafiło się najgorsze. Westchnąłem
głęboko.

Stanowcze dłonie.
Świeże powietrze.
Rażące światło dnia.
Błękit nieba.
Ponowna ciemność.

 Dwójka mężczyzn pędziła w naszą stronę. Od razu ich poznałem. Po kilku sekundach obejmowały mnie znajome ramiona. Ciężar Kagamiego prawie nas przewrócił. Płakałem. Tak bardzo się bałem, że już nigdy nie poczuję jego dotyku. Podniósł mój podbródek i zaczął całować. Brakło mi tchu, świat zawirował. Taiga widząc to wziął mnie na ręce. Wtuliłem się w jego szeroką pierś. Kątem oka dostrzegłem Ryotę w objęciach Aomine-kun. Jego ciało zwisało bezwiednie, a granatowowłosy biegł w stronę karetki. Boże, błagam, nie bierz go do siebie..

 Ambulans pędził z zawrotną prędkością, bez problemu mijał samochody i inne pojazdy.

Na izbie przyjęć zabrali Ryotę, mnie kazali czekać. Usiąść na pierdolonym krzesełku i kurwa czekać. Sprawa nie wyglądała dobrze. Blondyn miał liczne poparzenia i był nieprzytomny. Po kilku minutach na izbie zjawili się też Kuroko i Kagami. Tetsu został zabrany na badania, a Taigę skierowano na pierdolone krzesełka.
-Jak Kise?- Powitał mnie 'delikatnie'.
-Nie wiem. Nic nie wiem. Nic mi nie chcą powiedzieć!- Wdarłem się.
-Aomine uspokój się. Najważniejsze, że żyje!
-Nawet tego nie wiem! Gdy przyjechaliśmy tu ledwo oddychał!
Naszą rozmowę przerwał Takao.
-Mogę prosić Cię na chwilę? Aomine?- Z tego wszystkiego zapomniałem, że on i Midorima pracują tutaj. Kazunari jest pielęgniarzem, a Midorima ordynatorem oparzeniówki. Odeszliśmy trochę od Kagamiego.
-Aomine, nie powinienem informować Cię o stanie zdrowia Kise.
-Nie powinieneś? Co kurwa?
-Uspokój się i nie krzycz, Według prawa nie jesteś jego rodziną, a w jego stanie nie jest wyznaczyć kogo można informować. Zadzwoniono już do jego rodziców. Nie powinienem nic mówić, ale znam was. Tylko to musi zostać między nami.- Spojrzał na mnie, a ja przytaknąłem.- No więc sprawa nie wygląda dobrze. Kise ma poparzone około 40 procent ciała, w tym górne drogi oddechowe i okolice ust. Sam widziałeś. Nie odzyskał jeszcze przytomności, ale powinien się wylizać.
 Opadłem na krzesło, wreszcie się przydały. Słowa bruneta odbijały się w mojej głowie. Nie chciałem wierzyć. 40 procent ciała, nieprzytomny...
-Daiki, gdy Ryota się obudzi będzie potrzebował dużo wsparcia i opieki. Musisz zastanowić się, czy dasz ra...

 Pięść pofrunęła w moim kierunku. Siła uderzenia przewróciła mnie. Poczułem na ustach metaliczny smak krwi. Patrzyłem oniemiały na murzyna. Za co? Kolejny cios wymierzony w skroń. Kagami podbiegł i powstrzymał chłopaka od dalszego bicia mnie. Wrzeszczał na niego. W tym czasie pozbierałem się z ziemi. Jakaś pielęgniarka zabrała mnie do pokoju socjalnego.
-Poczekaj chwile, zaraz ktoś się tym zajmie.
-Dzięki.
Po około 5 minutach w drzwiach stanął mój Shinchan. Popatrzył na mnie chłodno.
-Przerwałeś mi pracę.
-No weź! Nawet w takich sytuacjach udajesz tsundere?-Spytałem poirytowany.- Jak nie chciałeś, to mógł mnie pozszywać kto inny.
-Nie obrażaj się.
Przysunął krzesło do kozetki i objął moją twarz rękami. Zaśmiał się pod nosem i wymruczał coś w stylu 'no pięknie'. Nie reagowałem. Odkaził ranę na czole i zabrał się do szycia. Zamknąłem oczy, mimo wszystko nie lubiłem być kuty.
-Ściśnij mnie za nogę, jeśli chcesz.
-Nogę?- Spytałem zdziwiony.
-Tak nogę. Jeśli ścisnąłbyś mnie za ramię wkułbym się w twoje oko, nie brew.
-Shin-chan!
-Skończyłem.- Założył opatrunek. Obejrzał moją wargę i uśmiechnął się przebiegle.- Tego nie trzeba zszyć. Wystarczy..
Pocałował mnie. Delikatnie, ostrożne, czule. Mimo wszystko zabolało. Syknąłem. Odsunął się momentalnie.
-Muszę wracać do pracy, a w sumie do Kise.- Ucałował moje czoło.
-Co z nim?
-Kiepsko. Noc będzie decydująca.

 Tetsu spał. Miał założoną maskę tlenową. Przysiadłem się i chwyciłem jego dłoń. W ciągu kilku dni będziemy znowu w domu. Nie ma zagrożenie życia. Udało mu się. Ciekawe, czy modelowi też się uda.

 Złość mnie roznosiła, a wyrzuty sumienia gryzły po kostkach. Jestem dupkiem. Jebanym dupkiem. Zastanawiałem się jak mogłem uderzyć przyjaciela. Siedziałem i kołysałem się w przód i tył. Poczułem na ramieniu dłoń.
-Aomine?
Spojrzałem w górę, nade mną stał Midorima, Patrzył beznamiętnym wzrokiem. Wstałem, chciałem go przerosić.
-Nie dlatego tu przyszedłem. Chciałem porozmawiać o Kise. A za Takao zemszczę się potem.
-Ja-jasne.
Przeszliśmy do gabinetu, gdzie chłopak-lekarz opowiedział mi o stanie Ryoty. Nie było kolorowo. Dostałem pozwolenie, żeby odwiedzić go na góra 15-20 minut. Nie powiedział mi tego, ale wiedziałem, że mogę iść do blondyna tylko dlatego, że nie ma pewności, że dożyje rana.
Założyłem fartuch i przymknąłem powieki.
-Ogarnij się Daiki.- Szepnąłem do siebie.
W okół niego znajdowała się plątanina kabli. Bladą skórę pokrywały liczne bandaże i opatrunki. Usiadłem przy łóżku. Chciałem złapać jego dłoń. Odważyłem się tylko na objęcie jego palców. Bałem się zaszkodzić mu jeszcze bardziej. W oczach zaczęły zbierać mi się łzy.
-Przepraszam, przepraszam.. Z późno, ale...- Płakałem. Tak bardzo chciałem cofnąć się do wczorajszego dnia. Zgodzić się. Podwieźć go na lotnisko. Po chwili maszyna zmieniła miarowe brzęczenie w jeden ciągły pisk.
-Kise? KISE!?
Do sali wbiegli lekrze, w tym Takao i Midorima. Kazunari kazał mi wyjść. Posłuchałem i stanąłem przy szybie. Reanimowali go. Raz, drugi. Dopiero za trzecim razem udało przywrócić się krążenie. W sali został tylko Midorima sprawdzając coś przy urządzeniach. Takao podszedł do mnie. Złapał mnie za ręce i posadził na krześle. Cały się trząsłem.
-Uspokój się, już jest w porządku. Kise jest dzielny, trzeba być dobrej myśli.
Na oddział wbiegła Momoi. Widząc nas podeszła.
-Zajmiesz się nim?

 Daichana w takim stanie widziałam drugi raz w życiu. Za pierwszym razem, gdy Kise powiedział, że nie chce go znać. Przytuliłam go. Był jak kamień, praktycznie nie zareagował na moją obecność. Patrzał pustym wzrokiem przed siebie. Noc minęła szybko.
Następnego dnia Aomine nie chciał opuścić szpitala. Powiedział, że będzie czekał, aż Ryota się obudzi. Zaproponowałam więc odwiedzenie Tetsu, przytaknął.

 Po kilku dniach Kuroko wrócił do domu. Kise przeżywał większe i mniejsze kryzysy, jednak dalej nie odzyskał przytomności. Mijały dni, tygodnie. Siedziałem w gabinecie i szukałem przełomowych badań na ten temat. Jego oparzenia dobrze się goiły. Bałem się, że na skutek długiego niedotlenienia zaszły zmiany w mózgu.
-Panie doktorze, pacjent z 13 się budzi.
Wstałem i pobiegłem do sali. Blondyn co chwilę ściskał kołdrę i mrużył oczy. Po chwili zaczął je otwierać.
-Ryota, uspokój się. Jesteś w szpitalu. Jesteś już bezpieczny.- Powtarzałem.- Masz na twarzy maskę tlenową, nie ściągaj jej. Nie próbuj mówić. Rozumiesz?
Przytaknął.
-W centrum handlowym wybuchła bomba. Zostałeś poparzony, zapadłeś w śpiączkę.

 Próbowałem podnieść dłoń. Muszę o coś spytać.
-Kise coś się dzieje?
Imitowałem pisanie, ruszałem dłonią.
-Masz drgawki?
Pokręciłem przecząco głową. Wskazałem palcem na kieszeń jego kitla. Długopis.
-Chcesz coś napisać?
Gorączkowo przytaknąłem. Podał mi kartkę i pomógł utrzymać długopis.

Co z Kuroko?

-Jest już w domu z Kagamim. Nie odniósł poważniejszych ran, jedynie będzie kulał.
Przytaknąłem.

Ile czasu minęło?

-Miesiąc i dwa tygodnie.

Gdzie jest Aominecchi?

-Spokojnie, przyjdzie tu zaraz po pracy. Przez pierwsze tygodnie prawie mieszkał w tym szpitalu. Jednak teraz bierze kilka zmian w tygodniu, a resztę czasu spędza tutaj.
Czyli nie zapomniał, tak bardzo się cieszyłem.

A rodzice?

-Dzwoniliśmy do nich, niestety nie odbierali, nie kontaktowali się z nami.

Coś ukuło mnie w sercu. No tak, już dla nich nie istnieję. Smutne trochę.
Zabrano mnie na badania, później przeniesiono mnie do normalnej sali.

 Gdy wszedłem na oddziale panowała niezmienna cisza. Przywitałem się z pielęgniarkami i poszedłem w kierunku sali numer 13. Po drodze zaczepiła mnie anestezjolog Yuuji.
-Panie Aomine, nie znajdzie pan tam Kise.
-Słucham?
-Kise już tam nie ma.
-Ja-jak to?- To musi być nieporozumienie, przecież ostatnie wyniki.. Nie..
-Nie dzwoniono do pana? Ryota został przeniesiony na oparzeniówkę, wybudził się.
Stałem jak słup soli. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że blondyn żyje.
-Dziękuję!- Krzyknąłem i już chciałem biec, jednak kobieta zatrzymała mnie. Zaproponowała, że będzie mi towarzyszyć. Zgodziłem się.
-Kise-san jest dla pana ważny, bardzo ważny prawda?- Spytała lekko zarumieniona.
-To całe moje życie.- Odpowiedziałem z uśmiechem. Gdy dotarliśmy pod właściwą salę, zostawiła mnie samego nie chcąc przeszkadzać. Uchyliłem drzwi. Na jednym z dwóch łóżek leżał chłopak. Obok niego siedział Takao i opowiadał coś z zapałem. Obydwaj śmiali się.
-Kise...- Nie byłem w stanie zrobić kroku. Moje topazowe tęczówki przyglądały mi się uważnie, po kilku sekundach uśmiechnął się lekko zakłopotany.
-Czy my się znamy? Przepraszam, ja nie pamiętam..- Mówił zachrypniętym głosem, a mnie jakby piorun strzelił.- Żartowałem! Hahaaha, widziałbyś swoją minę! Ale to nie znaczy, że się nie gniewam. Będziesz musiał naprawdę się postarać, żeby...- Nie skończył, bo przytuliłem go najmocniej jak potrafiłem jednocześnie delikatnie, tak by nie sprawić mu bólu. Kazunari ulotnił się szybko.- Widzę, że wiesz co mam na myśli.
Wtulił się we mnie i szepnął tadaima.

-Widzę panie pielęgniarzu, że pacjent wraca do zdrowia.- Szepnął Midorima do mojego ucha jednocześnie ściskając mój pośladek. Odwróciłem się i ofuknąłem.
-To molestowanie w miejscu pracy.
-Shhhhh..- Złapał mnie za rękę i wciągnął do swojego gabinetu. Zaczął błądzić dłońmi po moim ciele, a ja rozpływałem się pod jego dotykiem. Sytuację przerwał telefon zielonowłosego.
-Nie Shinchan, nie znowu...- Mruczałem, jednak przykładny doktor dał mi całusa w nos na pocieszenie.
-Midorima, słucham.- Powiedział do słuchawki.
-Musisz nam pomóc!- Usłyszałem stłumiony głos Kuroko.
-Co się stało?!
-Utknęliśmy.
-Co..? Gdzie?
-W zasadzie to Kagami-kun utknął..
-Gdzie? Kuroko wyjaśnij mi...
-Kagami-kun utknął... Utknął we mnie.
Midorima popatrzył na mnie zmieszany, a ja próbowałem przestać się śmiać.



~♠~♠~♠~ 

to koniec tej historii, wyjątkowo przyjemnie mi się ja pisało i długo myślałam jak ją zakończyć. jeśli możecie, zostawcie jakieś słówko, choćby 'jest fajne'. (:








4 komentarze:

  1. Genialne jak zwykle!Uwielbiam twoj styl pisania i wszystkie twoje opowiadania (n_n)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. yay, arigatou gozaimasu! motywacja do dalszej pracy +100. ✖‿✖

      Usuń
  2. O w końcu się doczekałam! Cudowny rozdział~. Piszesz świetnie :P Czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam za opóźnienia. do tego opowiadania powstanie krótka kontynuacja już niebawem. :> dziękuję za miłe słowa.(*^ー^)ノ

      Usuń