poniedziałek, 10 listopada 2014

Szafirowy Skarb V. [AoKise]

 Nie minęło półgodziny, a moi rodzice czekali pod blokiem. Ryota zdziwił się trochę.
-Nie myślałeś chyba, że pójdziemy piechtą?- Rzuciłem zaczepnie.
-Nie.- Szepnął. Gruba czapka oraz szalik sprawiały, że stał się taki mały. Nie żeby coś, ale wyglądał trochę dziecinnie. 

 Wsiedliśmy, zapieliśmy pasy i ruszyliśmy. Blondyn podziwiał widoki za szybą, sprytnie unikając rozmowy. Mama debatowała z tatą, jaką sukienkę powinna kupić. Mój dawny Kise.. Wróć. Dawny Kise z pewnością zacząłby doradzać i najchętniej sam wybrałby dla niej kreację. Teraz jedynie potakiwał, by nie zrobić przykrości mojej mamie.
 Będąc już w centrum, rozdzieliliśmy się. Rodzice poszli po kieckę, ja z modelem po jedzenie.
-Chcesz pchać wózek?- Spytałem żartem. Zaprzeczył kiwnięciem głowy. Jednak gdy zobaczył tłumy przeciskające się między półkami, chwycił jego pręty. Przewróciłem oczami.

 Staliśmy już w kolejce, gdy Kise zesztywniał. Nagle napiął ramiona i opuścił wzrok.
-Oi, w porządku?
-Mogę iść poczekać przy samochodzie?- Spytał drętwo.
-Poczekaj chwilę, zaraz nasza kolej.- Zirytował mnie. Poza tym bałem się co może zmalować.
-Proszę. Proszę. Proszę.- Chłopak zachowywał się jak rozkapryszony bachor.
-Ile ty masz kurwa lat? Pięć?- Naskoczyłem na niego. Może zbyt mocno. Popatrzył na mnie urażony, odwrócił się na pięcie i chciał iść. Moje cudowne ręce złapały go za kurtkę. Spojrzał zdziwiony.
-Mam wystarczająco dużo lat, by iść samemu do samochodu.- Powiedział na odchodne.

-Tylko nie odchodź nigdzie.- Zamieniam się w jego matkę. Zapłaciłem za zakupy i z torbami udałem się ku wyjściu.

 Było mi trochę duszno, czułem się słaby. W oddali mignął mi jego cień. Nie chciałem go widzieć. Już nigdy więcej. Musiałem się schować.

 Wychodząc ze sklepu ktoś do mnie dobił, niby przypadkiem otarł się o moją pupę. Wiedziałem, że to on. Wiedziałem, jednak nie chciałem dopuścić tego do siebie. Szepnął mi do ucha kilka słów i rozpłynął się w powietrzu.
 Kucnąłem, myśli toczyły wojnę z emocjami. Nie wiedziałem, po której stronie się opowiedzieć. 
 Stanąłem na środku drogi parkingowej. Z oddali migały do mnie złowieszczo lampy samochodu. Oślepił mnie ich blask. Tak, wygrałeś. Jeszcze chwila.. Głośny pisk hamowania miał być ostatnim dźwiękiem, który usłyszę. Miał być.

 Byłem mocno zdenerwowany, jeśli nie wkurwiony. Szybkim krokiem zmierzałem razem z rodzicami do samochodu. Matka po drodze spytała, czy coś jest między mną, a Kise. Nie wiem nawet dlaczego tak się zirytowałem. Automatyczne drzwi rozsunęły się ukazując mi przerażającą scenkę. Mój wzrok dodatkowo przykuł wysoki dźwięk. Upuściłem torby i pobiegłem w kierunku blondyna- głównego bohatera spektaklu.


 Samochód zatrzymał się kilka centymetrów ode mnie, wyskoczył z niego postawny mężczyzna. Zaczął szarpać mnie za rękaw koszuli, coś wrzeszczał. Przestraszyłem się i skuliłem w sobie. Od drugiej strony podeszła do mnie kobieta. Była przerażona.

-Coś ci się stało?
-Coś ty sobie myślał szczeniaku?
 Zaczęli kłócić się między sobą. Kucnąłem i zakryłem uszy rękoma. Zacisnąłem mocno powieki.

Nie chce nic widzieć. Nie chcę słyszeć ich wrzasków. Nie chcę czuć. Czegokolwiek, kiedykolwiek.

 Młode małżeństwo wrzeszczało na siebie, a on skulony płakał. Nie wiedziałem co robić. Jak zareagować. Nie wiedziałem od kogo szybciej dowiem się, co się stało. Kilka sekund później rodzice rozmawiali z kierowcą bmv, a ja próbowałem nakłonić przyjaciela do otworzenia oczu i wysłuchania mnie. Nie reagował na groźby i prośby, siły nie użyłem, nie chciałem go skrzywdzić. 

 Po kilkunastu minutach małżeństwo odjechało, a rodzice chcieli dzwonić na pogotowie.
-Kochanie, nie bój się. Nie będziemy źli. Przestań płakać.- Spróbowała ostatni raz moja mama. Gładziła modela lekko po głowie. Zastanawiałem się skąd u niej tyle cierpliwości.- Jeśli coś ci się stało powiedz, pomożemy ci.
Pojękiwania i szloch. Zdenerwowany chwyciłem chłopaka i podniosłem.

-Co się z tobą dzieje?- Potrząsłem nim. Ile kurwa można. Szybko poczułem, że nie powinienem podnosić głosu. Blondyn wyrwał się z mojego uścisku i pobiegł. Nie wiadomo skąd pojawił się bordowy peugoet. Moja mama krzyknęła przeraźliwie. Wiem, że nigdy tego nie zapomnę. W ostatniej chwili złapałem chłopaka w pasie i razem z nim runąłem na ziemię, unikając zderzenia.

 Ciężko oddychałem. Leżałem między nogami Daikiego. Bolało mnie ciało. Obydwoje byliśmy napięci. Bałem spojrzeć się w jego oczy. Chwyciłem kurczowo jego koszulki.
-Aominecchi.. Pomóż mi, proszę..

 Czekałem, aż mnie odtrąci. Czekałem, aż powie, że nie chce mnie więcej widzieć. Mrok pochłaniał mnie coraz bardziej. Nie dawałem sobie rady, wiedziałem. Jednak do tej pory nikt inny na tym nie cierpiał. Brak reakcji z jego strony oraz pojawienie się jego rodziców napawały mnie lękiem. Pragnąłem zniknąć z powierzchni ziemi.

 Mój mózg wyłączył się. Choć nie zupełnie. Nie mogłem poruszyć rękoma. Owijały się one wokół pasa blondyna i kurczowo go trzymały. Wszystkie dźwięki, światła dochodziły do mnie jakby z opóźnieniem. Ktoś wzywał pogotowie, ktoś coś krzyczał. Pośród nich cichy szept, który rozpoznałbym wszędzie. Mój Kise. Tak. Mój. 

 Gdy po kilku minutach odzyskałem część kontroli nad sobą, przytuliłem blondyna. Najmocniej jak potrafiłem. Jakaś niewidzialna ludzkim okiem nić połączyła nas w tym momencie. 
 Chyba naprawdę mocno dostałem w głowę. Sam siebie nie pojmowałem.



~♠~♠~♠~
kolejny rozdział, również krótki. jedyne co mogę zdradzić to to, że akcja nabiera tępa i mocno pójdzie do przodu już w następnym rozdziale! jak zwykle czekam na Wasze opinie i propozycje!    c(゚*゚c)



2 komentarze:

  1. To było piękne ;-;
    CO ZA PIERDOLONY SKURWYSYN ŚMIAŁ TKNĄĆ MOJĄ (no dobra, Dai-chana) BLOND KSIĘŻNICZKĘ?! JESZCZE NWM CO SIĘ STAŁO, ALE JUŻ WIEM, ŻE ZABIĆ I URWAĆ ŁEB PRZY SAMEJ DUPIE TO ZA MAŁO.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. arigatou! właśnie opublikowałam kolejny rozdział. (":

      Usuń