czwartek, 27 marca 2014

I won't give up. [AoKise]

-Dlaczego zawsze zachowujesz się tak, jakby nic nas nie łączyło? Jakbym nie istniał! Gdy jesteśmy wśród ludzi nawet na mnie nie spojrzysz, nie mówiąc o rozmowie czy dotyku! Traktujesz mnie jak zabawkę, domowe zwierzątko. Jestem tylko, gdy masz ochotę mnie przelecieć lub potrzebujesz kogoś do obciągania. Nie chcę tak. Czuję się jak dziwka. Tak bardzo się mnie wstydzisz? Nie chcesz ze mną być? Nie musisz, nie zmuszam cię!- mój głos załamał się, nie był w stanie wykrzyczeć już ani słowa. Łzy leciały mi ciurkiem, kontury były rozmazane. Dlaczego on tak się mną bawi? Już mu nie wybaczę. Uniosłem głowę, zebrałem w sobie całą odwagę.- To koniec Aominecchi. Nie pozwolę, by ktokolwiek tak mnie traktował, nawet Ty.
Spojrzałem na niego oczami pełnymi bólu, chciałem jak najszybciej ulotnić się z tego balu. Miałem ochotę utopić się w wannie. Właśnie zniszczyłem moją jedyną, prawdziwą miłość.

 Stałem oniemiały. Nie miałem siły tego przerwać. Ryota miał rację. Nie potrzebowałem, by ludzie wiedzieli co nas łączy. Nie robiłem jednak tego ze wstydu, nie traktowałem go jak darmowego ruchania. Bałem się, że moje zbytnie zaangażowanie zniszczy jego karierę, która była dla niego nie tylko źródłem utrzymania lecz przyjemnością. Nie jestem dobry w okazywaniu uczuć, lubię jego dupę i myślałem, że seks traktuje jako moje wyznanie miłości. Przecież nie pieprzę się z każdym jak królik. Zaraz, może on właśnie tak myśli? Powoli rozumiałem jego gniew, chciałem się jakoś zbliżyć. Pocałować, lecz jakaś siła trzymała mnie w miejscu. To koniec? Otworzyłem szerzej oczy.
-To nie jest żaden pierdolony koniec!- wydarłem się w przerwie między piosenkami. Akurat skończyła się jakaś denna, zatem wszyscy popatrzyli w naszą stronę zszokowani. Do moich uszu dobiegły pierwsze słowa kolejnej, dobrze mi znanej piosenki..


Gdy patrzę w Twoje oczy,

To jak oglądanie nocnego nieba
Albo pięknego wschodu słońca.
Tak wiele w sobie chowają ..

 Poczułem delikatny ucisk na nadgarstku. Czy Daiki naprawdę nie rozumie, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego? Obróciłem się. Po twarzy granatowowłosego spływały łzy, bardzo silne łzy. Wykorzystał moją chwilę nieuwagi i zaciągnął na środek parkietu. Wszyscy obecni patrzyli na nas z zaciekawieniem. Próbowałem się wyrywać lecz Aominecchi trzymał jeszcze mocniej. Gdy znajdowaliśmy się już na samym środku sali mocno mnie przytulił i złapał tak jakbyśmy mieli tańczyć 'wolnego'. Czułem jego ciepłe łzy na włosach.



Nie zrezygnuję z nas!
Nawet, jeśli niebo się wzburzy.
daję Ci całą moją miłość,
wciąż podziwiam !

 Śpiewałem mu do ucha, wplatając palce w jego piękne, miękkie włosy. Nie mogłem go stracić. Moje życie bez niego nie miało prawa bytu. Kise był mój, spedalił mnie i przyzwyczaił do swojej obecności. Już zawsze będę u jego boku. Nie pozwolę ci odejść. Nigdy. Byłem wściekły na siebie, że wcześniej nie zauważyłem jak blondyn odbiera mój sposób bycia, gdybym był bardziej dojrzały nie doprowadziłbym go do płaczu. Teraz już będzie dobrze, niech wszyscy nas widzą! Kołysałem nas lekko, gładząc miarowo jego czuprynę. Uspokajałem go tak za każdym razem, gdy był zdenerwowany lub przytłoczony trudem dnia powszedniego.


Nie chcę być kimś, kto tak łatwo odchodzi.

Jestem tu po to, by zostać i coś zmienić, póki mogę..



 Podniosłem głowę z jego ramienia, miał spuchnięte oczy. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Chwycił mnie pod brodę i złożył na moich ustach delikatny, ale władczy pocałunek. Zrobił to na oczach wszystkich, włączając całe Kiseki No Sedai oraz piszczącą i płaczącą Momoi. Rozwiał wszystkie moje obawy, chciałem by ten moment trwał wiecznie. Kochałem Aominechciego, a on mnie- udowodnił to, nie potrzebowałem niczego więcej, prócz jego ciepła. Niestety jak wszystko co piękne, chwila ta dobiegła końca i muzyka ucichła. Większość zaczęła klaskać i wiwatować. Spiekłem buraka.
-Nigdy się nie zmienisz Ryota, kocham tą twoją niewinność.
-Aominecchi no baka!- przytulił mnie do swojego boku. Po chwili wszyscy wrócili do tańca, puszczono jakiś szybki i skoczny kawałek.
-Zmęczony jestem. Kiseeeee pobawmy się w chowanego w moim łóżku.- usłyszałem, a w oczach mojego chłopaka zaiskrzyły się kurwiki. Moja dupa ucierpi..




~♠~♠~♠~Coś mam ostatnio wenę i wykorzystuję to. ~Pomysł na tego shota pojawił się podczas słuchaniatej piosenki *klik*. 



środa, 26 marca 2014

Szafirowy skarb I. [AoKise]

 Opierałem się o szafkę. Oddychałam ciężko, świat wirował.. Skończył się właśnie trening. Skończył- dla mnie. Nie byłem w stanie nawet podskoczyć, co dopiero grać 1:1 z Aominecchim. Dawno się tak nie zmęczyłem. Usiadłem na chłodnej posadzce i włożyłem głowę między nogi, by wyrównać oddech i rytm serca. Wzdrygnąłem się, gdy Murasacchi dotknął moje ramię.
-Aka-chin każe przyjść Ci do jego gabinetu.- powiedział odgryzając kolejny kęs słodkiej przekąski. Posłuszny pies królowej zaśmiałem się w duchu. Zebrałem dupę i ruszyłem na spotkanie z czerwonowłosym diabłem w postaci ludzkiej. Zapukałem leciutko w uchylone drzwi.
-Wejść- usłyszałem, a dreszcz przebiegł mi po plecach. Posłusznie wykonałem polecenie. Rozejrzałem się po malutkim pomieszczeniu. Wszędzie porozrzucane były zapisane, pogięte kartki, lub papierki po słodkościach. Od razu widać, że pedały, przydałoby się tu posprzątać, hehe.
-Coś się stało, Sempai?- przybrałem minę dziecka, któremu kazano wyliczyć liczbę π.
-Ależ oczywiście, że tak Kise. Myślisz, że zapraszałbym cię tu bez powodu? Na herbatkę i ploteczki?- oczy Akashi'ego złowrogo rozbłysły, panowie, spierdalamy!- Możesz mi powiedzieć, co Ty kurwa odpierdalasz?- jest jeszcze gorzej, powiedzcie fankom, że je kochałem! Trener chyba zauważył moje przerażenie, bo spuścił z tonu. - Ostatnio jesteś jakiś nieobecny, słaniasz się na nogach. Twoja buźka nie jest już taka radosna. Schudłeś.- mimo miłego i troskliwego tonu, jego oczy ciskały błyskawice. Mhm, jasne, nie dam się nabrać, chui się dowiesz!
-Eee, dziękuję za troskę, nic mi nie jest trenerze, trochę tylko nie dosypiam.- siliłem się na radosny ton, efekt był raczej kiepski.
-Zatem nie będziesz miał nic przeciwko wyjściu na kebaba? Zgłodniałem. Atshushi, powiedz reszcie. - kurwa tylko nie to, zabiję cię czerwona gnido! Pomyślałem.
-Ale nie trzeba, poza tym muszę.. eeee.. iść do domu, bo obiecałem, że.. ten, no.. pomóc mamie!- skończyłem kulawo, a brew czerwonego podjechała niebezpiecznie w górę, żegnaj życie!
-Oh, mogę zadzwonić do niej i powiedzieć, że się spóźnisz.- ton nieznoszący sprzeciwu, przełknąłem głośno ślinę. Wkopałem się.
-Nie trzeba! Sam to zrobię..- kurwa, nienawidzę.. ale chce żyć..
-Rozumiem. Murasakibara rusz dupę i powiedz reszcie!

Ja pierdole, blond ciota wygląda dziś naprawdę źle, jakiś taki zmęczony jest i jakby blady.. Kurwa, czy ja właśnie to pomyślałem? Przecież nie jestem pedałem! Ja się wcale nie martwię o tlenioną księżniczkę. Jeb. Dostałem w łeb.
-Co jest ku..?
-Daiki, będziesz biegał dopóki mi się nie odwidzi!- zabiję tego robala, czyżby Atsushi go dziś nie wyruchał? Na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. Przed oczami śmigły mi czerwone nożyczki.
-Tak jest trenerze!- uwielbiam swoją ironię. Uwielbiam siebie, bo jestem zajebisty. Rozejrzałem się po sali. Kise zniknął. Pewnie poszedł do szatni. Pokręciłem głową i zacząłem wykonywać rundki dookoła boiska. Nie chciało mi się. Dobrze, że trening szybko się zakończył. Razem zresztą drużyny, tudzież Kuroko i Midorimą (reszta rozpłynęła się w powietrzu) poszliśmy do szatni. Kise nie było, choć na ławce leżała jego pedalska torba i kosmetyczka. Boże, jak facet może mieć k-o-s-m-e-t-y-c-z-k-ę? No jak, kurwa, się grzecznie pytam? Rozebrałem się i poszedłem pod prysznic. Letnia woda zmyła ze mnie pot, delikatnie rozluźniając spięte mięśnie.
-Akashi-chin powiedział, że idziemy na kebaba.- oznajmił beznamiętnie fioletowy olbrzym. Kebab? Z Akashim? Nigdy.
-A to niby z jakiej okazji?- spytałem wrogo, wycierając mokre ciało. Atshushi wzruszył ramionami, ssąc lizaka.
-To bardzo miłe z jego strony, Aomine-kun, powinniśmy iść.- Kuroko, masz wpierdol. Zmroziłem kurdupla wzrokiem.
-Jeśli ktoś by pytał, ja nie idę. Mój horoskop zakazuję mi jedzenia ciężkostrawnych potraw i..- drzwi otworzyły się z hukiem, przygniatając Midorimę. Dobrze glonowi.
-Gotowi chłopcy? Ja dziś stawiam, więc idą wszyscy.- Co go popierdoliło? Może jednak ciasteczkowy potwór mu obciągnął? W pierwszej chwili nie zauważyłem blondyna, podszedł on szybko do swojej torby, poszedł pod prysznic. Chyba schudł, tak jakoś mało go było. Moment, wróć. Mało? Co ja pieprzę?

Wziąłem szybki prysznic. Jestem w dupie, nie chcę tam z nimi iść. Całą dietę szlag trafi, gdy znowu się nażre. Nie mogę tam iść. Specjalnie ociągałem się, by wyjść jako ostatni. Gdy wszyscy śpieszyli się, by wrzucić coś na ruszt, ja wlokłem się, szukając okazji, by spierdolić. Miałem już skręcić w boczną alejkę, gdy drogę zagrodził mi Atsushi. Popatrzył na mnie spode łba. Miał mnie na oku dopóki nie weszliśmy do knajpki. Świetnie, może uda się uciec przez okno w kiblu?

Usiedliśmy przy jedynym wolnym stoliku. Jak zwykle musiałem sobie kurwa dostawić krzesło, bo było tylko pięć wolnych. Wepchnąłem się między Kuroko, a Murasakibarę, siadając tym samym naprzeciwko Kise. Przyglądałem mu się bezczelnie, lecz on uciekał wzrokiem. Wkurwiało mnie jego zachowanie na maxa. W świetle jarzeniówek był jeszcze bardziej blady, miał też mocne sińce pod oczami. Gdy podano już nasze zamówienia, wszyscy rzucili się na jedzenie, tylko Ryota spoglądał na talerz jakby z odrazą. Co mu kurwa nie pasuje? Francuski piesek. Dopiero gdy dostrzegł moje pytające spojrzenie, podniósł sztućce i nim się obejrzałem wszamał całego kebaba. Nikt się nie odzywał, więc dla rozluźnienia atmosfery rzuciłem:
-Ej blondi, jak twój casting do tego pokazu mody?- wszyscy oderwali się od jedzenia, nastała jebana cisza. Wystarczyło popatrzeć na ciotę, by zorientować się, że lepiej bym zamilkł na wieki lub został żywcem zakopany. Chłopak zamarł, spiekł buraka po same uszy, a w jego oczach pojawiła się pustka. Wstał z miejsca i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia. Kurwa, pewnie poszedł wypłakać się do zaszczanego szaletu, już jestem martwy.
-Aomine-kun, to było podłe, nawet jak na ciebie- Kuroko dawno nie był tak oburzony.
-Ale co ja kurwa zrobiłem? Zapytać nie mogę? Przecież nic nie zrobiłem!- wydarłem się. Sam nie wiem czemu.
-Kise się nie dostał, mówił to wczoraj. Powinieneś iść go przeprosić. Teraz.- dodał gdy nie zareagowałem na jego słowa.
-Juszz.- mam kurwa przejebane, lalalalala.

Pobiegłem do kibla. Nie, nie mogę tego zatrzymać w żołądku. Nie mogę przytyć. Wpadłem do pierwszej lepszej kabiny i zwymiotowałem. Kilka razy. Usłyszałem kroki, jakoś mało mnie to obchodziło. W oczach miałem łzy. Nie mogę jeść. Muszę być chudy. Muszę schudnąć. Drzwi oddzielające mnie od świata uchyliły się. Ktoś za nimi stał i patrzał z przerażeniem na to co robię. Tym ktosiem był Aomine. Super. Znowu mnie zwyzywa od rozemocjonowanych nastolatek. Poczułem mokre strużki na policzkach. Ku mojego zdziwienia chłopak podszedł do mnie bez słowa, nie wiem co chciał zrobić, bo musiałem rzygnąć. Mimo nieprzyjemnego uczucia, czułem się lepiej.
-Oi, Kise, chyba się zatrułeś, ta knajpa długo nie pociągnie kurwa! Mam iść po kogoś?- pierwszy raz dostrzegłem w oczach Daikicchiego taki błysk, nie wiedziałem do czego go podporządkować. Troska? Zmartwienie? Spuściłem wzrok.
-Nie trzeba. To nie zatrucie.- wyszeptałem, dalej nie podnosząc wzroku.
-A co innego? W ciąży jesteś?- spiekłem buraka, a łzy na nowo zebrały się w kącikach moich oczu.
-Aominecchi, przecież wiesz, że to niemożliwe.
-No to co innego?- spojrzał z wyrzutem. Nie mogę mu powiedzieć, nie zrozumie..
-Ja.. Ja chciałem zwymiotować, sam to sprowokowałem..- czekałem na jego reakcję. Czekałem aż mnie wyśmieje. No dalej, powiedz że mnie popierdoliło, no już, dopingowałem go w myślach.
-Czy ciebie popierdoliło do reszty? Chcesz wyglądać jak te pierdolone anorektyczki? Co ty sobie myślisz, że będziesz fajniejszy jak zagłodzisz się na śmierć?- jego słowa nie były już w stanie mnie zranić. Nie było mi smutno. Nie bałem się, czułem pustkę, jeśli można ją w ogóle czuć. Otarłem resztki łez, wstałem i nie obracając się za siebie wyszedłem z ubikacji.

Stałem tam dobrą chwilę. Co tu się kurwa dzieje? Kise wybiega z sali, potem rzyga w kiblu, bo sam tego chce? Reaguję tak jak na przyjaciela przystało, a ten się focha. Przerażająca była ta pustka w jego oczach. Brrr.




~♠~♠~♠~


Oh, wreszcie skończyłam ten rozdział. Będzie to dłuższa seria.
Pisana zarówno z perspektywy Kise jak i Aomine.
Niestety Kise i jego dupa będą krzywdzone, ale jeszcze ciiii.
Pomódlcie się za moją duszyczkę. (:

poniedziałek, 17 marca 2014

nightmares. [AoKise]




"Ale w spokoju, zaśpiewam ci piosenkę,

i będę przy tobie czuwać,

aż twe senne oczy i moje kołysanki

zabiorą cię słodko do snu."


Znajduję się w ciemnym, dusznym pomieszczeniu. W powietrzu czuć wilgoć i stęchliznę. Jedynym źródłem światła jest mała, prostokątna szpara w murze, imitująca okno. Przenikliwe zimno wprawia mnie w odrętwienie. Kulę się w rogu dziwnego pomieszczenia. Z przeciwległego kąta dobiega dziwne zawodzenie. Boję się. Tak bardzo się boję, lecz nie ma przy mnie nikogo. Zawodzenie przeradza się w skowyt, dopiero teraz spostrzegam, że nigdzie nie ma wyjścia. Miejsce z którego dochodzą dziwne odgłosy zaczyna emanować złowieszczym blaskiem. Strach paraliżuję mnie totalnie. Nie mogąc się poruszyć, wpatruję się w cień, który zaczyna przybierać zwierzęcą postać. Im bardziej zbliża się, tym mocniej wciskam się w ścianę, stając się jej niemal integralną częścią. Postać rzuca się na mnie, wgryzając swoje zęby w moją szyję. Ból emanuję w całym ciele. Łzy spływają po moich policzkach. Krzyczę. Wyrywam się. Drapię.
-AAAAAAAAAAAAA, ZOSTAW, POMOCY! AOMINECCHI, POMÓŻ!- łkam.
-Kise, zamknij się. Obudź się, to sen. Zadrapiesz mnie na śmierć debilu!- słyszę znajomy głos. Budzę się. Gdy wzrok odzyskuje ostrość, dostrzegam mojego murzyna. Trzyma mnie mocno za ramiona, w jego oczach widać przerażenie. Przestaję się szarpać. Staram się uspokoić, niestety zanoszę się jeszcze bardziej. Płacz przechodzi w walkę o każdy oddech.
-Kise, spokojnie. Jestem przy tobie, Wdech i wydech. Patrz na mnie.- łapie moją głowę i zmusza do kontaktu wzrokowego. Naśladuję jego ruchy. Wydaję z siebie zduszony jęk. Ręce Daikiego zdobię cienkie szramy, zamieniające się w siniaki- ślady po moich paznokciach.
-Prz-przepraszam.- wydobywam z siebie, nie patrząc na chłopaka. Łzy znowu napływają mi do oczu.
-Cicho, nie Twoja wina.- szepcze, składając delikatne pocałunki w miejscach mokrych od łez. Po chwili rozszerza zasięg o płatki uszu, powieki, nos, usta.. Na nich zatrzymuje się dłużej. Bawi się nimi, lekko przygryzając. Wykorzystując okazję wtulam się w zagłębienie jego szyi.
-Ktoś tu się bardzo mocno tuli. Powiesz mi, dlaczego tak mnie podrapałeś?- unosi jedną brew w pytaniu. Automatycznie krew napływa do moich policzków, kryję twarz w rękach. W głowie na nowo pojawiają się obrazy dymnego potwora. Jestem bliski płaczu, Aomine widzi to. O nic więcej nie pyta, dobrze wie, że gdy wspomnienie snu trochę przygaśnie opowiem mu o wszystkim. Kładzie się, przyciągając mnie jeszcze mocniej do siebie. Słyszę jego bijące serce. Czuję jego zapach oraz emanujące ciepło. Póki on tu jest, nie muszę obawiać się niczego, nawet wyimaginowanych bestii. Za to go kocham.

"Niech twe sny, będą słodkie tej nocy.

Bądź bezpieczna w łóżku ze światła księżycowego,

bez stresu, bólu czy lęku.

I kiedy zasnę, pofrunę i spotkam cię tam,

Śpij.."



~♠~♠~♠~
jest to mój pierwszy fanfic, pisany na żywioł, żeby był. mam nadzieję, że się spodoba. (u.u)rzygajcie tęczą, śmiało. (:cytat: lullaby for a princess.