niedziela, 7 grudnia 2014

Szafirowy Skarb VI. [AoKise]

IUIUIUIUIUIUIUIUIU.

 Ten dźwięk doprowadzał mnie do obłędu. Jechaliśmy w jednej karetce, obydwoje siedzieliśmy przypięci pasami do skórzanych foteli. Między nami ratownicy. Sprawdzali reakcje źrenic, mierzyli tętno i inne badziewia. Przymknąłem powieki, byłem taki znudzony. Dodatkowo blondyn nie popatrzył na mnie ani razu. Odwrócił głowę w przeciwną stronę.

 Podziwiałem jakże piękne słońce chylące się ku zachodowi. To cudowne jak oddawało mój teraźniejszy stan. Piękny kolor żółci przechodzący w jaskrawą czerwień, znikające z powierzchni Ziemi. Chciałem zamienić się z nim miejscem. Wreszcie dotrzeć do końcowego przystanku i wysiąść w nicość. Pozwolić by mroczne demony objęły mnie w swoje drapieżne ramiona. Dać się im owładnąć. Jednak najpierw muszę dokończyć ludzkie życie. Nie czas jeszcze na takie wybryki.

  Niekończące się pytania ze strony lekarzy, policji, rodziców. Badania, prześwietlenia, rozmowy.
-Dajcie mi kurwa święty spokój!- Nie wytrzymałem w końcu przy tysięcznym pytaniu o ramię.
-Dai-chan, jak ty się wyrażasz?- Oburzyła się mama.- Przecież z kontuzją możesz już nigdy nie zagrać!
-W dupie mam ramię, dlaczego nie mogę porozmawiać z Ryotą? Gdzie on jest?
 Tata uśmiechnął się z litością gdy mama popatrzyła na niego. Po chwili życzyli mi dobrej nocy i wyszli. Co tu się dzieje do jasnej cholery? Blondyn wydawał się taki zdesperowany, gdy prosił o pomoc..

 Siedziałem na miękkiej, bladoniebieskiej kanapie. Pozostawiono mnie samemu sobie, jednak nie na długo. Zaraz miała przyjść miła pani psycholog i sprawdzić jak bardzo pojebany jestem. Na stoliku leżał talerzyk z ciastkami, a obok stał kubek z gorącą czekoladą. Para unosiła się tworząc mgliste zawijasy na tle wyszukanej tapety. Przyglądałem się temu z przekrzywioną głową opartą o kolana.
 Drzwi otworzyły się i ujrzałem typową panią doktor, której się spodziewałem. Miała około 25 lat, granatowe okulary i włosy ułożone w tak zwanym estetycznym nieładzie. Jednak coś w jej stylu bycia interesowało mnie. Pod pachą taszczyła kilka teczek. Była trochę zmęczona, jakby przebiegła maraton.
-Przepraszam za spóźnienie, to niegrzeczne z mojej strony.- Szepnęła i usiadła ciężko obok mnie, odłożyła teczki, z których wypadło kilka rysunków. Niby od niechcenia spojrzałem na nie.
-To od dzieci z czwartego piętra. Chcesz zobaczyć?- Zagadnęła zupełnie naturalnie. Szukałem podstępu jednak jej oczy były takie szczere. Przytaknąłem.
 Podała mi kilka prac małych artystów. Musiałem przyznać, że były świetne. Smutne, jednak na swój sposób dojrzałe i pozytywne.
-Co jest na czwartym piętrze?
-Oddział onkologiczny dla dzieci. Ironia prawda?- Przytaknąłem.- Jesteś Kise Ryouta, tak?
-Mmmm. A pani nazywa się?
-Znowu muszę cię przeprosić. Nie przedstawiłam się.- Podrapała się po głowie.- Nazywam się Mayonaka Rui, jednak wszyscy mówią mi Yoi.
-Ja też mam tak mówić?- Spytałem nie patrząc na nią.
-To zależy od ciebie. Dlaczego zakładasz, że będziemy rozmawiać często? Może to nasze pierwsze, a zaraz ostatnie spotkanie?- Zapytała trochę zaczepnie. Czyli nic nie wie, albo mnie podpuszcza.
-Nie jestem normalny.
-Normalność to pojęcie względne, wiesz?- Uśmiechnęła się ciepło.- Chciałabym, żebyśmy się poznali. Może powiesz coś o sobie? Jeśli się krępujesz, mogę zacząć.
 I tak rozpoczęło się kilkugodzinne piekło.

 Przez następnych kilka godzin wierciłem się w łóżku.
Nie miałem telefonu.
Nie miałem laptopa.
Nie miałem świerszczyków.
Nie miałem nawet tego durnego, rozemocjonowanego blondyna.
-Kurwa.- Syknąłem. Spojrzałem na zegarek. 19.00. Zawsze o tej porze bawiłem się małym w wannie, ewentualnie w pokoju. Teraz byłem tak zdenerwowany, że z pewnością by mi nie stanął. Odwróciłem się do ściany, gdy usłyszałem lekkie skrzypnięcie drzwi.
-To jest twój pokój. Jest w nim inny pacjent, więc staraj się mu nie przeszkadzać.
-Dobrze.- Zmęczony szept. Jakby znajomy. Otworzyłem oczy i przetarłem je ze zdumienia. Chuda postać, troszkę niższa ode mnie przemknęła z gracją do łóżka po skosie. Miała w ręce chyba szpitalną piżamę. Usiadła. Spięła przydługie włosy w malutką kitkę. Rozpięła koszulę ukazując cudownie wychudzone, anemiczne ciało. Mimo lekkich już ciemności widziałem każdą kość blondyna. Gdy wstał i odwrócił się plecami do mnie, zaczął zdejmować spodnie. Jak na zawołanie podnieciłem się. Nie teraz skarciłem się. Ostatkiem sił powstrzymywałem się od rzucenia się na chłopaka i zrobienia nam obydwu dobrze. Uspokoiłem się dopiero, gdy szelest grubego koca oznajmił, że na dziś koniec atrakcji.
 Nie potrafiłem jednak oderwać wzroku od Ryoty. Skulił się, nakrywając się aż po uszy, mocno ściskając materiał w dłoniach. Po chwili doszedł cichy szloch. Nie potrafiłem się powstrzymać. Musiałem jakoś zareagować. Wstałem po cichu jednak nie na tyle, by pozostać niezauważonym przez chłopaka. Zastygł w bezruchu nasłuchując. Postanowiłem odezwać się.
-Kise..?
-A..Aominecchi?- Spytał bardzo niepewnie siadając na posłaniu i patrząc w moją stronę.- Aominecchi!- Zawył płaczliwie, lecz zupełnie inaczej niż dotychczas. Chciał jak najszybciej do mnie podbiec, więc zaplątał się w koc i praktycznie wywinął orła. Złapałem go w ostatniej chwili chroniąc przed bolesnym upadkiem.

 Czując silne dłonie, po raz kolejny ratujące mnie, wtuliłem się w nie całą siłą. Oplotły mnie i podniosły. Ułożyły ostrożnie na łóżku i opatuliły szczelnie kocem. Gdy miały się już oddalać złapałem za rękaw jednej z nich.
-Mam zostać?- Szeptane pytanie było spełnieniem moich najśmielszych próśb. W sekundzie sprężyny szpitalnego łóżka ugięły się. Znajomy zapach owładnął mną. Przysunąłem się bliżej Daikiego.
 Wciąż była to dla nas nowa sytuacja. Sprawdzaliśmy na ile możemy sobie pozwolić, gdzie jest granica. Przysunęliśmy się do siebie. Złapałem się jego koszuli, a on niezgrabnie mnie objął. Pozycja była średnio wygodna, więc przez następnych kilka minut korygowaliśmy ją. W ostatecznej leżałem na prawym boku z głową na jego piersi, a on na plecach z prawą ręką spoczywającą na mojej talii. Zasnęliśmy w takiej pozycji i obudziliśmy się w podobnej.



~♠~♠~♠~PS.Po długim nie pisaniu wreszcie wracam. Mam już kilka projektów, już za tydzień przerwa świąteczna! Troszkę spóźniony Mikołaj w postaci nowego rozdziału. Mam nadzieję, że Wam się spodoba!






7 komentarzy:

  1. Kocham cię, ja cię naprawdę szczerze kocham, ale czemu mnie tak krzywdzisz? :-: króciutkie...co nie zmienia faktu, że nadal cudowne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pisałam taki długi komentarz i mi go zjadło. :<
      tak więc czekam już na przerwę, by pisać porządne i dłuższe rozdziały. nawet na zapas, by wrzucać opowiadania częściej! dziękuję bardzo za motywację co dalszego pisania! :3

      Usuń
  2. Kocham cię, ja cię naprawdę szczerze kocham, ale czemu mnie tak krzywdzisz? :-: króciutkie...co nie zmienia faktu, że nadal cudowne <3

    OdpowiedzUsuń
  3. A myslałam że ci się wena wyczerpała xD. Wchodze dzisiaj i patrze nowy rozdział! Poprawiłas mi humor. Bo jutro pisze sprawdzian z fizyki i średnio umiem ;/.
    Rozdział świetny ale mam jedno ALE...był krótki >.<. Oczekuje dłuższych xD
    Ale tak to świetny rozdział. Oby podczas przerwy świątecznej powstało więcej dzieł~
    Weny życze~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że poprawiłam Ci humor! c: przepraszam, że tak krótko, ale zbliża się koniec semestru i nie wiem w co włożyć ręce. nie mogę się doczekać tych 17 dni wolnego podczas których będę pisać 24h na dobę. :D dziękuję bardzo za motywację! :'3 ♠R.

      Usuń