poniedziałek, 6 października 2014

Szafirowy Skarb III. [AoKise]

wiecznie tylko przepraszam. :<
chcę wrócić do gimnazjum, kiedy miałam kiedy pisać notki.
aktualnie mam milion pomysłów, szkiców i brak efektów.
postanowiłam wrócić do porzuconej jakiś czas temu [ jakieś pół roku temu..] historii. nie pamiętam jaki miałam zamysł, muszę wczuć się w nią na nowo.
miłego czytania i komentowania!
~♠~♠~♠~



 Stałem nad umywalką. W głowie miałem mętlik. Wzrok rozmywał się. W uszach szumiało. Czułem się słabo, lecz błogo. Krew cicho skapywała na białą porcelanę. Przyglądałem się temu. Cudowne. Wolność. 
Czy tak wyglądała?
Wysunąłem język i delikatnie zlizałem czerwoną posokę z nadgarstka.
Czy tak smakowała?
Pozwoliłem światu zawirować raz jeszcze.

 Obudziłem się gwałtownie. Przypomniałem sobie gdzie jestem. Przewróciłem się na bok i zamarłem. Pomacałem prawą stronę łóżka. Była pusta i zimna. Co kurwa? Gdzie on..?Zerwałem się jak oparzony i wybiegłem z małego pokoiku.
-KISE? KIIIISE?
 Nie było go w salonie. Nie było go w kuchni. Łazienka. Kurwa.
Pobiegłem czym prędzej, dobijałem się do drzwi. W małym okienku mieniło się nikłe światło. Usłyszałem chichot. Cichy i słaby. Bez większego namysłu naparłem barkiem na drzwi. Zamek rozleciał się w drobny mak.

 Spojrzałem na niego oczami bez wyrazu. Mgła zasnuwała mi widok. Wiedziałem, że tym razem nie zdążyłem. Wiedziałem, że przegrałem. Jeszcze trochę pożyję.

 Złapałem najbliższy ręcznik i owinąłem go wokół jego chudych nadgarstków. Krew szybko przesiąkła przez beżowy materiał tworząc na nim szkarłatne kwiaty. Nie wiem, czy bardziej byłem zły czy przerażony. Uciskałem rany przez 15 minut. Ostrożnie zdjąłem ręcznik. Cięcia nie były głębokie, ale były wszędzie.  Blondyn cały czas patrzył na mnie skupiony, trochę rozbawiony.
-To na nicc, tym razem zdążyłeś, ale nie będziesz przy mnie zaaawsze.-Oznajmił z przebiegłym uśmiechem. Zgrywał się. Widziałem, że z głębi jego duszy krzyczy desperacja. Nie rozumiałem tylko jego zmian nastroju. Nie odpowiedziałem mu. Zaniosłem go do sypialni i przywiązałem do łóżka.

 Śmiałem się, śmiałem tak mocno, że nie zauważyłem, kiedy śmiech przerodził się w płacz. Aominecchi siedział przy łóżku, głowę oparł na dłoniach i patrzył na mnie. Oceniał? Obwiniał? Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi jak wszystko inne. Totalnie pozbawiony emocji. Jak skała. Pusta skała. Odporna na zranienie. Tak myślałem. Nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo się myliłem..

 Zrobiłem trochę owsianki. Do kubka nalałem pomarańczowego soku. Uderzyłem w blat i zacisnąłem palce na jego brzegach.
-Gdzie jest mój wesoły Ryota? Co się dzieje.. Czemu on..?- Szeptałem obłąkańczo. Nie wytrzymam..
Karmiłem go. Blondyn z początku wypluwał wszystko. Nie dałem za wygraną. Karmiłem go dalej.

-Oi, co się z Tobą stało Kise?
Nie mogłem już niżej upaść. Co się ze mną stało? Może po prostu życie nie jest dla mnie? Spojrzałem w głębokie, granatowe oczy. Zastanawiałem się dlaczego on tu jeszcze jest.
-To się dzieje od dawna, prawda?- Daiki kontynuował.- Nie zauważyłem tego, albo może kurwa udawałem, że jestem ślepy? Kiedy byłeś mniej rozmowny wmawiałem sobie, że masz gorszy dzień. Kiedy ostatnio prawie zasłabłeś, nie zapytałem czy wszystko jest kurwa w porządku. To moja wina, prawda?
Zaprzeczyłem kiwnięciem głowy. To nie jego wina. To wina potworów. One przejęły kontrolę nade mną. To ich wina. Z oczu płynęły mi łzy.
-Powiesz mi co się stało?


Jak? Skoro sam nie miałem pojęcia..

2 komentarze:

  1. Jeju, biedny kisiaczek :((
    Płakać mi się chce jak to czytam...
    Ale całokształt świetny :)
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w pewien sposób cieszę się bo poruszyłam czyjeś serduszko. dziękuję! zachęcam do czytania innych opowiadań na tym blogu. :3

      Usuń