wiecznie tylko przepraszam. :<
chcę wrócić do gimnazjum, kiedy miałam kiedy pisać notki.
aktualnie mam milion pomysłów, szkiców i brak efektów.
postanowiłam wrócić do porzuconej jakiś czas temu [ jakieś pół roku temu..] historii. nie pamiętam jaki miałam zamysł, muszę wczuć się w nią na nowo.
miłego czytania i komentowania!
~♠~♠~♠~
Stałem nad umywalką. W głowie
miałem mętlik. Wzrok rozmywał się. W uszach szumiało. Czułem
się słabo, lecz błogo. Krew cicho skapywała na białą porcelanę.
Przyglądałem się temu. Cudowne. Wolność.
Czy tak
wyglądała?
Wysunąłem język i delikatnie zlizałem
czerwoną posokę z nadgarstka.
Czy tak smakowała?
Czy tak smakowała?
Pozwoliłem światu zawirować raz
jeszcze.
Obudziłem się gwałtownie. Przypomniałem sobie gdzie jestem. Przewróciłem się na bok i zamarłem. Pomacałem prawą stronę łóżka. Była pusta i zimna. Co kurwa? Gdzie on..?Zerwałem się jak oparzony i wybiegłem z małego pokoiku.
-KISE?
KIIIISE?
Nie
było go w salonie. Nie było go w kuchni. Łazienka. Kurwa.
Pobiegłem
czym prędzej, dobijałem się do drzwi. W małym okienku mieniło
się nikłe światło. Usłyszałem chichot. Cichy i słaby. Bez
większego namysłu naparłem barkiem na drzwi. Zamek rozleciał się
w drobny mak.
Spojrzałem
na niego oczami bez wyrazu. Mgła zasnuwała mi widok. Wiedziałem,
że tym razem nie zdążyłem. Wiedziałem, że przegrałem. Jeszcze
trochę pożyję.
Złapałem
najbliższy ręcznik i owinąłem go wokół jego chudych
nadgarstków. Krew szybko przesiąkła przez beżowy materiał
tworząc na nim szkarłatne kwiaty. Nie wiem, czy bardziej byłem zły
czy przerażony. Uciskałem rany przez 15 minut. Ostrożnie zdjąłem
ręcznik. Cięcia nie były głębokie, ale były wszędzie. Blondyn
cały czas patrzył na mnie skupiony, trochę rozbawiony.
-To na
nicc, tym razem zdążyłeś, ale nie będziesz przy mnie
zaaawsze.-Oznajmił z przebiegłym uśmiechem. Zgrywał się.
Widziałem, że z głębi jego duszy krzyczy desperacja. Nie
rozumiałem tylko jego zmian nastroju. Nie odpowiedziałem mu.
Zaniosłem go do sypialni i przywiązałem do łóżka.
Śmiałem
się, śmiałem tak mocno, że nie zauważyłem, kiedy śmiech
przerodził się w płacz. Aominecchi siedział przy łóżku, głowę
oparł na dłoniach i patrzył na mnie. Oceniał? Obwiniał?
Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi jak wszystko inne. Totalnie
pozbawiony emocji. Jak skała. Pusta skała. Odporna na zranienie.
Tak myślałem. Nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo się myliłem..
Zrobiłem trochę owsianki. Do kubka
nalałem pomarańczowego soku. Uderzyłem w blat i zacisnąłem palce
na jego brzegach.
-Gdzie jest mój wesoły Ryota? Co się
dzieje.. Czemu on..?- Szeptałem obłąkańczo. Nie wytrzymam..
Karmiłem go. Blondyn z początku
wypluwał wszystko. Nie dałem za wygraną. Karmiłem go dalej.
-Oi, co się z Tobą stało Kise?
Nie mogłem już niżej upaść. Co
się ze mną stało? Może po prostu życie nie jest dla mnie?
Spojrzałem w głębokie,
granatowe oczy. Zastanawiałem się dlaczego on tu jeszcze jest.
-To
się dzieje od dawna, prawda?- Daiki kontynuował.- Nie zauważyłem
tego, albo może kurwa udawałem, że jestem ślepy? Kiedy byłeś
mniej rozmowny wmawiałem sobie, że masz gorszy dzień. Kiedy
ostatnio prawie zasłabłeś, nie zapytałem czy wszystko jest kurwa
w porządku. To moja wina, prawda?
Zaprzeczyłem
kiwnięciem głowy. To nie jego wina. To wina potworów. One przejęły
kontrolę nade mną. To ich wina. Z oczu płynęły mi łzy.
-Powiesz
mi co się stało?
Jak?
Skoro sam nie miałem pojęcia..
Jeju, biedny kisiaczek :((
OdpowiedzUsuńPłakać mi się chce jak to czytam...
Ale całokształt świetny :)
Weny :*
w pewien sposób cieszę się bo poruszyłam czyjeś serduszko. dziękuję! zachęcam do czytania innych opowiadań na tym blogu. :3
Usuń