poniedziałek, 15 września 2014

Silent Storm. rodział 1.~

słowem wstępu: totalnie nie mam czasu na nic. technikum odbiera mi życie. :<
początkowo to opowiadanie miało trafić na konkurs magazynu otaku,
lecz nie zdążyłam go skończyć na czas. jak na razie mam 3/4 rozdziały, 
więc notki będą częstsze.  Tytuł: Silent Storm. pomysł przyszedł dzięki tej piosence.
plany: kontynuacja 'Ciemne Dni' w nowym "wydaniu" pt. Avalon; kontynuacja 'Szafirowy Skarb' oraz kilka opowiadań (raczej one-shot), m.in. AoKise, MidoTaka, KakaIru i więcej.~
miałam się nie rozpisywać, ah.
♠Rui.14


PROLOG.

Nazywam się Sachi Amaya. Jestem jedynym synem i spadkobiercą rodzinnego interesu. Zapewne gdy wejdę w dorosły wiek przejdzie na mnie cała odpowiedzialność- za sklep, za ludzi oraz za honor rodziny. Jest tylko jeden mały problem, jedna przeszkoda, mianowicie od trzeciej klasy gimnazjum nie odezwałem się ani słowem, z moich ust nie wypłynął najcichszy dźwięk. Odwiedzałem różnych specjalistów, psychologów, logopedów, psychiatrów, a nawet szamanów. Zrezygnowano z nich miesiąc temu, gdy wszyscy stracili nadzieję. Jedynym efektem wizyt było moje coraz częstsze odosobnienie i niechęć. Zostawiono mnie, w moim wyimaginowanym świecie, całkowicie samego.

~*~

ROZDZIAŁ 1.

Szare niebo, chłód, złote liście drzew oraz lekki wiaterek to najlepsze co może być w jesieni. Powroty do domu nie są wtedy tak nudne i męczące. Muzyka w słuchawkach zagłuszająca monotonię Akity, jest słodkim dopełnieniem.
Przysiadłem na murku odgradzającym plażę od miasta. Kątem oka dostrzegłem ulicznego malarza, tworzył portrety przechodniów już od pięciuset jenów za sztukę. Siedział plecami do mnie, nie dalej niż pięć metrów. Ubrany w szary kombinezon oraz z chustą zawiązaną na ciemnych, półdługich włosach, sprawiał wrażenie nie starszego, niż dwa lata ode mnie. Malował właśnie portret kilkuletniej dziewczynki. Jej matka próbowała powiedzieć małej, by starała się nie ruszać, ona jednak co chwilę radośnie podskakiwała.
Podszedłem bliżej, by lepiej widzieć. Wyłączyłem odtwarzacz i wyciągnąłem słuchawki z uszu. Myślałem, że artysta będzie zirytowany postawą dziecka, ten jednak śmiał się nie mniej, niż ono. Jego delikatne i precyzyjne ruchy pędzla idealnie odzwierciedlały dziewczynkę. Widać było, że chłopak ma talent. Wykonał mały podpis i wręczył obraz matce. Ta podziękowała, zabrała małą, która przytuliła się do nogi stołka, na którym siedziała.
Malarz wziął głęboki oddech i odwrócił się w moją stronę. Uśmiechnął się ciepło.
-Chcesz, żebym cię namalował?- Spytał, a ja uświadamiając, że patrzę na niego z najgłupszym wyrazem twarzy jaki mogłem zrobić, uciekłem.
Będąc już prawie pod domem zwolniłem próbując złapać oddech. Jak mogłem się tak zachować? Niczym spłoszone dziecko w wieku przedszkolnym. Otworzyłem szybko drzwi i wbiegłem po schodach, by jak najszybciej utonąć w odmętach swojego pokoju.
Rzuciłem torbę w kąt. Szybkim krokiem pokonałem odległość dzielącą mnie od drzwi do biurka. Wyciągnąłem wszystkie ołówki, kredki, flamastry, farby oraz plik kartek. Mając w pamięci jego sposób malowania, w którym pojedyncze kreski tworzyły arcydzieło, zacząłem rysować.
Chciałem poczuć jego wolność.

Chciałem śmiać się jak on.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz