wtorek, 3 czerwca 2014

Ciemne dni. Siódme. ~

tak długo nie chciało się przepisywać notek z telefonu, to się zemściło.~♠~♠~♠~


Czy to kiedykolwiek się skończy?
Czy przestanę dryfować w nicości, która coraz bardziej mnie pochłania?
Czy ciemność upomni się o mnie?
Porozrywa. Pogryzie. Udusi. Zabije.

 Jest 8.14, moja pierwsza lekcja właśnie się zaczyna. Siedzę w przedostatniej ławce pod ścianą. Razem z nim. Jest to jedna z trzech zmian jakie zaszły w szkole podczas mojej nieobecności. Drugą jest to, że spędzam z nim przerwy. Trzecią natomiast jedzenie z nim śniadań w stołówce.
 Udaję normalnego ucznia z normalnymi przyzwyczajeniami i normalnymi zainteresowaniami. Udaję. On wie, że to tylko maska. Zdejmuje ją ze mnie, gdy wracamy ze szkoły. Rozmawiamy o rzeczach ważnych i błahostkach. Wysłuchuje w skupieniu każdego mojego słowa, a później zamieniamy się rolami. Ja słucham, a on opowiada. Mówi, że tylko mnie potrafi zwierzać się z taką szczerością i otwartością. Mówi mi wszystko.
 Moje zamyślenie musiało stać się widoczne, ponieważ nauczyciel zwraca się do mnie po imieniu. Chce bym rozwiązał jakieś zadanie na tablicy. Bez słowa biorę podręcznik i kolejno zapisuję nudne wzory oraz podstawiam dane. Wynik poprawny, plus w dzienniku. Wracam na swoje miejsce.
 W szkole mamy zabudowane ławki, więc dyskretnie trzymamy się za ręce. Tylko tak potrafię się skoncentrować. Psychicznie nastawiam się na wizytę u pedagog szkolnej. Miła z niej kobieta, ale kompletnie nie rozumie ani mnie, ani innych. Zastanawiam się czy rozumie samą siebie.
 Długa przerwa. Stołówka jest mała i dość mocno zatłoczona. Przerażają mnie tłumy. Kupujemy kanapki i idziemy na dach.
 Jesteśmy sami. Tylko my, dach i niebo przez prawie całe dwadzieścia minut. On opiera się plecami o ścianę budynku, ja opieram się plecami o jego ramię. Z niechęcią patrzę na jedzenie, ale wiem, że to jeden z warunków. Bułka sama w sobie nie jest zła. Sałata, ser, kukurydza i papryka. Lubie takie połączenie. Przeraża mnie ilość kalorii. Od kilku tygodni jem naprawdę bardzo dużo, a już jestem gruby.
 Gdy przełykam ostatni kęs kładę się na plecach i patrzę w zachmurzone niebo. Ma mój ulubiony odcień, szaroniebieski naznaczony granatowoczarnymi chmurami. Rano zapowiadali deszcze, lecz jest to pobożne życzenie. Przymykam powieki, gładzi ręką moje włosy, delikatnie rozplątując napotkane kołtuny.
 Czuję mokrą kropelkę na policzku. Jednak będzie padać? Gwałtownie przybieram pozycję siedzącą, a moje czoło zalicza spotkanie pierwszego stopnia z jego brodą. Trzymam się za bolące miejsce, dostrzegam jego uśmiech przez łzy. Przechylam głowę na bok.
-Płaczesz?
-To tylko deszcz, jednak pada..
-Nie kłam.
 Zbliżam się do niego i przytulam. Wtula się we mnie, ciepło jego oddechu przebija się przez moją koszulkę. Za chwilę, gdy ochłonie powie mi o co chodzi. Dlaczego w kącikach jego pięknych oczu wezbrały łzy.
-Nie pozwól, bym żył w świecie pozbawionym twojej obecności, obiecujesz?
-Obiecuję.
 Całujemy się. Mamy ochotę na więcej, na dużo więcej, lecz obawa przed nakryciem jest silniejsza. Udajemy się do łazienki. Zamykamy w jednej z większych kabin, gdzie pożądanie bierze górę.
 Opiera mnie o ścianę kabiny, przygwożdżając ręce. Ssie moją wargę. Wolną ręką odpina swój rozporek i próbuje zdjąć moje spodnie. Pomagam mu trochę i po chwili stoję bez bielizny. Podnosi mnie na wysokość swoich bioder, a ja oplatam się nogami wokół jego ciała. Ślini palce i wkłada je, najpierw jeden, potem dwa i trzy. Przyciągam jego usta do swoich, bo wiem, że ciężko będzie powstrzymać mi jęki. Uwielbiam to, że nigdy nie zamykamy oczu podczas pocałunku. Podnieca mnie to jeszcze bardziej. Wchodzi we mnie delikatnie, lecz czuję zmianę. Porusza się coraz szybciej, masując mojego członka. Całuję jego szyję, tłumiąc wszystkie krzyki. Dochodzimy w tym samym momencie. On we mnie, ja na swój brzuch i jego twarz. Opadamy na chłodne kafelki bez sił, a to dopiero początek dnia..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz