yo. jest źle, ale shhh.. ~♠~♠~♠~~
yo. jest źle, ale shhh.. ~♠~♠~♠~~
Ciche głosy, wręcz szepty, jak szum
wiatru. Tępy ból głowy. Odrętwienie. Brak siły. To odczuwam. Gdy
zbieram myśli, dociera do mnie, że nie udało się. Dalej żyję.
Próbuję otworzyć oczy, jest to jednak zbyt ciężka czynność do
wykonania. Tracę przytomność.
Nie wiem ile czasu mija. Tym razem
jest cicho, jedynie światło razi mnie przez zamknięte powieki.
Uchylam je. To błąd. Oślepiający blask doprowadza mnie do łez.
Odruchowo pragnę zasłonić twarz ręką. Napotykam opór, coś
miękkiego uniemożliwia mi ruch. Powoli przyzwyczajam wzrok. Tak jak
myślę jestem przywiązany do łóżka, jak zwierze. Rozglądam się.
Nikogo przy mnie nie ma, jestem zupełnie sam. Przymykam powieki.
Znów czas musiał biec
niemiłosiernie. Całe ciało przypomina mi o swoim bytowaniu. Chcę
przewrócić się na bok, nie mogę. Na prawej dłoni czuję ciężar.
Jest ciemno, oczy szybko rozpoznają zarysy, później wyraźniejsze
kształty. Owym ciężarem jest on. Śpi. Śpi na mojej ręce. Jego
policzek leży na niej, włosy zasłaniają twarz, pochrapuje cicho.
Coś mamrocze. Obserwuję go, nie mam nawet nic lepszego do roboty.
Marszczy nos i brwi, dłonią łapie moje ramie. Ból je rozdziera.
Zszokowany krzyczę. Nie mam pojęcia co się stało. Tak jakby
dotknął mnie rozżarzony pręt. Próbuję złapać się w to
miejsce, niestety pasy hamują moje ruchy. On budzi się. Spanikowany
zrywa się.
-Co się dzieje? Słyszysz mnie?-Łapie
mnie za barki i zmusza do patrzenia na siebie.-Oddychaj.
Oddychaj..-Powtarza jak mantrę, a ja tonę w jego głosie. Gdy już
nie szarpię się, kładzie rękę na mojej głowie. Nie patrzy na
mnie.-Jest późno, śpij.-Chcę coś powiedzieć, lecz z moich ust
wydobywa się tylko ciche warknięcie. Przerażony swoją niemocą
odwracam głowę. Płaczę, tylko to mi zostało.-Może lekarz
pozwoli je zdjąć, jeśli będziesz grzeczny.-On chyba naprawdę
czyta w moich myślach. Odpływam w objęcia Morfeusza.
Trzask drzwi, brutalne odsłonięcie
żaluzji, klepanie w policzek.
-Pobudka królewiczu!-Lekarz, grubo po
sześćdziesiątce, już jest na mojej liście wrogów. Uchylam od
niechcenia powieki.-Jak się czujemy?-Nie odpowiadam, nie chcę.-Czyli
nie będziemy współpracować?-Posyłam mu morderczy wzrok,
dostrzegam go w kącie. Przygląda mi się z konsternacją wypisaną
na twarzy. Ocenia mnie. Po co właściwie przyszedł?-Jeśli będziesz
niegrzeczny, nie zdejmiemy ci pasów chło..
-Nie mam pięciu lat, nie jestem
głupi.-Mówię, zaskoczony swoją oschłością i obojętnością.
-Hmmm.. Dobrze, więc spróbujmy.-Odpina
moje pasy, a ja gładzę nadgarstki. Są obolałe, każdy najmniejszy
dotyk jest niczym igła, przeszywa bólem do kości. Nie wiem
dlaczego, ale jestem z siebie dumny, jedyne czego żałuję to to, że
żyję. Pielęgniarka zmienia opatrunek. Skórę zdobią szwy, on
odwraca od nich wzrok. Ja patrzę. Nie okazuję emocji, chcę mieć
więcej swobody, by jak najszybciej pociąć się. Doktor zadaję
jeszcze kilka pytań, ja zdawkowo odpowiadam. Później zostawiają
nas samych. On podchodzi, oboje mamy mokre oczy.
-Dlaczego?
-Bałem się.- Obejmuję nogi
rękoma.-Bałem się, że to koniec. Wolę sam skończyć, zanim ktoś
zrobi to za mnie.
-Co chcesz skończyć? Pomyślałeś o
mnie? Pomyślałeś o tym, że cię kocham?
-Tak. Ranię cię. Wiem. Złość się,
uderz mnie, zostaw..
Łapie mnie za koszulę i szepcze w
ucho nigdy, następnie
przyciąga i całuje zaborczo. Kładzie się na łóżku, niemal każe
mi wtulić się w jego ciało. Teraz jest dobrze, lecz to nie
koniec. Jest to początek mojego końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz