środa, 14 maja 2014

Ciemne dni. Trzecie. ~

yo. jest źle, ale shhh.. ~♠~♠~♠~~


 Ciche głosy, wręcz szepty, jak szum wiatru. Tępy ból głowy. Odrętwienie. Brak siły. To odczuwam. Gdy zbieram myśli, dociera do mnie, że nie udało się. Dalej żyję. Próbuję otworzyć oczy, jest to jednak zbyt ciężka czynność do wykonania. Tracę przytomność.
 Nie wiem ile czasu mija. Tym razem jest cicho, jedynie światło razi mnie przez zamknięte powieki. Uchylam je. To błąd. Oślepiający blask doprowadza mnie do łez. Odruchowo pragnę zasłonić twarz ręką. Napotykam opór, coś miękkiego uniemożliwia mi ruch. Powoli przyzwyczajam wzrok. Tak jak myślę jestem przywiązany do łóżka, jak zwierze. Rozglądam się. Nikogo przy mnie nie ma, jestem zupełnie sam. Przymykam powieki.
 Znów czas musiał biec niemiłosiernie. Całe ciało przypomina mi o swoim bytowaniu. Chcę przewrócić się na bok, nie mogę. Na prawej dłoni czuję ciężar. Jest ciemno, oczy szybko rozpoznają zarysy, później wyraźniejsze kształty. Owym ciężarem jest on. Śpi. Śpi na mojej ręce. Jego policzek leży na niej, włosy zasłaniają twarz, pochrapuje cicho. Coś mamrocze.  Obserwuję go, nie mam nawet nic lepszego do roboty. Marszczy nos i brwi, dłonią łapie moje ramie. Ból je rozdziera. Zszokowany krzyczę. Nie mam pojęcia co się stało. Tak jakby dotknął mnie rozżarzony pręt. Próbuję złapać się w to miejsce, niestety pasy hamują moje ruchy. On budzi się. Spanikowany zrywa się.
-Co się dzieje? Słyszysz mnie?-Łapie mnie za barki i zmusza do patrzenia na siebie.-Oddychaj. Oddychaj..-Powtarza jak mantrę, a ja tonę w jego głosie. Gdy już nie szarpię się, kładzie rękę na mojej głowie. Nie patrzy na mnie.-Jest późno, śpij.-Chcę coś powiedzieć, lecz z moich ust wydobywa się tylko ciche warknięcie. Przerażony swoją niemocą odwracam głowę. Płaczę, tylko to mi zostało.-Może lekarz pozwoli je zdjąć, jeśli będziesz grzeczny.-On chyba naprawdę czyta w moich myślach. Odpływam w objęcia Morfeusza.
 Trzask drzwi, brutalne odsłonięcie żaluzji, klepanie w policzek.
-Pobudka królewiczu!-Lekarz, grubo po sześćdziesiątce, już jest na mojej liście wrogów. Uchylam od niechcenia powieki.-Jak się czujemy?-Nie odpowiadam, nie chcę.-Czyli nie będziemy współpracować?-Posyłam mu morderczy wzrok, dostrzegam go w kącie. Przygląda mi się z konsternacją wypisaną na twarzy. Ocenia mnie. Po co właściwie przyszedł?-Jeśli będziesz niegrzeczny, nie zdejmiemy ci pasów chło..
-Nie mam pięciu lat, nie jestem głupi.-Mówię, zaskoczony swoją oschłością i obojętnością.
-Hmmm.. Dobrze, więc spróbujmy.-Odpina moje pasy, a ja gładzę nadgarstki. Są obolałe, każdy najmniejszy dotyk jest niczym igła, przeszywa bólem do kości. Nie wiem dlaczego, ale jestem z siebie dumny, jedyne czego żałuję to to, że żyję. Pielęgniarka zmienia opatrunek.  Skórę zdobią szwy, on odwraca od nich wzrok. Ja patrzę. Nie okazuję emocji, chcę mieć więcej swobody, by jak najszybciej pociąć się. Doktor zadaję jeszcze kilka pytań, ja zdawkowo odpowiadam. Później zostawiają nas samych. On podchodzi, oboje mamy mokre oczy.
-Dlaczego?
-Bałem się.- Obejmuję nogi rękoma.-Bałem się, że to koniec. Wolę sam skończyć, zanim ktoś zrobi to za mnie.
-Co chcesz skończyć? Pomyślałeś o mnie? Pomyślałeś o tym, że cię kocham?
-Tak. Ranię cię. Wiem. Złość się, uderz mnie, zostaw..
Łapie mnie za koszulę i szepcze w ucho nigdy, następnie przyciąga i całuje zaborczo. Kładzie się na łóżku, niemal każe mi wtulić się w jego ciało. Teraz jest dobrze, lecz to nie koniec. Jest to początek mojego końca.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz