kolejny marny dzień.dziękuję, dobranoc.~♠~♠~♠~
kolejny marny dzień.dziękuję, dobranoc.~♠~♠~♠~
Dźwięk budzika rani moje uszy. Nie
śpię już od kilku godzin, rozmyślam o tym co będzie. Dzisiaj,
jutro, za miesiąc- o ile dożyję. Wszystko subtelnie zaczyna się
rozpierdalać, od zdrowia zaczynając kończąc na.. No właśnie,
kończąc na czym? To nie ma końca.
Wstaję z łóżka, wpełzam do wanny i
po godzinnej kąpieli ubieram się, pakuję przypadkowe zeszyty do
torby. Pierwsza lekcja właśnie dobiega końca. Dotrę do szkoły na
2, może trochę się spóźnię.
W autobusie ludzie dziwnie się patrzą.
To, że przywykłem do oskarżycielskich oczu, nie znaczy, że je
akceptuję czy toleruję. Gdybym mógł, wydrapałbym każdą
pojedynczą gałkę, która spogląda na drugiego człowieka w ten
sposób, nienawidząc nie znając.
Wchodzę do szkoły, przerwa trwa.
Dzieci biegają i drą mordy. Nie mówię mijanym nauczycielom 'dzień
dobry' czy innego gówna, już dawno przestałem. Bezsensowne, gdy i
tak nikt nie odpowiada. Dzwonek oznajmiający początek zajęć
przyprawia mnie o dreszcze. Czekam aż wszyscy wepchną się i w
spokoju przekraczam próg klasy numer 57. Jest to mała, ciemna sala
z zaledwie trzema oknami, sześcioma obdrapanymi ławkami,
jedenastoma starymi krzesłami, biurkiem i rozwaloną tablicą.
Angielski. Język bogów. Mój niegdyś ukochany przedmiot.
Wykorzystując okazję usiadłem w
ostatniej ławce, z jednym krzesłem, tak by nikt nie dosiadł się
do mnie. Szczególnie on. Od początku unikam jego wzroku, choć
czuję jak przeszywa mnie nim na wskroś. Wyciągam książki oraz
pamiętnik, pewnie znów będzie gramatyka. Pani już mnie nie pyta,
wie, że wszystko potrafię. Szukam chwilę ulubionego długopisu,
gdy słyszę:
-Dziś sobie porozmawiamy. So, do you
have hobbies? What do you like to do after school?-Każdy po kolei
odpowiada, a ja zastanawiam się jak się wymigać. Moja kolej.
Łaskawie podnoszę wzrok na zmartwioną twarz nauczycielki. Kiedyś
lubiła mnie, po wielu próbach rozmowy poddała się jak inni i dała
spokój. Jak wszyscy prócz niego. Teraz z zaciekawieniem przyglądał
się i czeka na moją odpowiedź.-And you? What do you usually do
after lessons?
-Nothing.-Błagam, by odpowiedź była wystarczająca.
-Nothing.-Błagam, by odpowiedź była wystarczająca.
-Oh, why are you so quiet? Tell me
more, you must do something, you must like something.
-No, I don't like anything.
-Why don't you want to talk?
-Because I tried, I woke up at 4am and didn't sleep well all night, I have nothing to say.
-Because I tried, I woke up at 4am and didn't sleep well all night, I have nothing to say.
-Did something happen to you?
-No.-Mój głos przypomina bardziej
warknięcie niż normalną odpowiedź. Wzdycha cicho.
-Zaraz będzie dzwonek. Spakujcie się
i możecie iść na przerwę.-Jak dobrze, że to koniec. Przechodząc
obok biurka, nauczycielka łapie mnie za ramię.
-Zostań na chwilę.
-Zostań na chwilę.
Gdy jest już pusto zaczyna wypytywać,
normalnie dwa tysiące pytań na sekundę.
-Wszystko w porządku, nie wyspałem
się. Mogę już iść? Muszę do toalety.
Patrzy na mnie zmieszana i znowu
wzdycha. Ruchem ręki odsyła mnie. Moja dłoń automatycznie wędruje
do kieszeni spodni. Do telefonu.
Mijam go bez słowa, wiem, że w
szkole nie dotknie mnie. Jedynie rozmowa. Ustaliliśmy to na
początku, by nie było podejrzeń. Idzie za mną, zatrzymuje się
dopiero gdy idę do łazienki, do kabiny. Siadam na opuszczonej
klapie i zdejmuję klapkę samsunga. W środku leży nowiusieńka,
jeszcze w papierku, żyletka. Obracam ją chwilę w palcach i
oglądam. Zdejmuję bandankę, przykleiła się do krzepnącej krwi.
Wieczorem troszkę przesadziłem. Setki krótkich, głębokich cięć
na nowo ozdabiają moje ciało. Dorysowuję nowe. Kilka. Mocnych. Gdy
kończę chowam sprzęt. Jest mi niedobrze. Zwracam ślinę, ponieważ
nic dziś nie jadłem, a już wymiotowałem rano. Spuszczam wodę w
momencie dzwonka kończącego przerwę.
Wychodzę z kabiny, on stoi
oparty o kaloryfer i lustruje mnie wzrokiem. Jest zły. Bardzo zły
i.. Tak jakby przygnębiony. Automatycznie łapię się za
nadgarstek, jego wzrok wędruje w 'zakazane' miejsce. Zaciska dłonie
w pięści i wychodzi. Trzaska drzwiami. Zostaję sam. Wycofuję się
do kabiny. Rozdrapuję wczorajsze i dzisiejsze rany. Czuję ból.
Widzę krew. Łzy płyną. Żyletką zagłębiam się jeszcze
bardziej w mięso. Krew. Dużo krwi. Nie wiem ile czasu mija. Słabnę.
Słyszę bieg. Szamotanie z drzwiami. Krzyki. Potem tylko ciemność.
Cisza. Nieprzemierzona ciemność i spokój. Osuwam się na ziemię.
Nie czuję już nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz