czwartek, 22 maja 2014

Ciemne dni. Piąte.~

uwielbiam numer piąty.
~♠~♠~♠~


 Nie wierzę własnym uszom. Szok. Niedowierzanie. Ukłucie w sercu. Przerażenie. Wszystkie te emocje pulsują w mojej głowie. "Wyślemy go do psychiatryka, przynajmniej nie będzie na naszym sumieniu". Jednak to robią. Dlaczego? Skoro już im nie zależy. Dlaczego chcą mi to zrobić? Za co?
 Wybiegam z mieszkania, drzwi przeraźliwie trzaskają. Biegnę schodami do wyjścia. Pierwsze łzy zamazują obraz. Potykam się i spadam. Turlam się, obijając przy tym wszystkie kości. Jednak w tej chwili nie czuję bólu. Pustka, która włada moim ciałem rozprzestrzeniła się na umysł. Nie myślę o konsekwencjach.
 Popychając ciężkie, czarne drzwi wejściowe ocieram krew z rozciętej skroni. Chmury zebrały się na niebie tworząc piękną, cmentarną atmosferę. To pogrzeb. A grzebią moje życie. Deszcz miesza się ze słonym efektem płaczu. Spływa po włosach oraz podkoszulku. Nie mam butów, więc w stopę wbija mi się odłamek szkła. Mimo utykania staram się dobiec tam. Nie rozglądając się wskakuję na ulicę, wprost pod jadący samochód. Hamuje on i trąbi na mnie. Odbijam się lekko od maski, lecz mknę dalej. 
 Spojrzenia. Już plotkują, że jakiś ćpun rozwala miasto. Możliwe, że jestem narkomanem, a on jest moim środkiem uzależniającym. To reakcja na możliwość odcięcia mnie od niego.
 Jeszcze tylko kilka kroczków i znajdę się w cichym, niosącym echo bloku. Chłód działa na mnie kojąco. Nie czekam na windę, lepiej wbiec po schodach. Szybciej go zobaczę. Dwa urywane dzwonki-nasz znak na sytuację kryzysową. Po krótkiej chwili jestem w jego ramionach. Muszę wyglądać fatalnie, gdyż bierze mnie na ręce. Jestem bliski omdlenia, jak w amoku powtarzam 'za co? dlaczego? nie chcę.' 
 Kładzie mnie delikatnie na łóżku, chce przebrać. Nie stawiam oporu, mogło dziać się ze mną wszystko, póki są to jego działania. Z trudnością zdejmuje mój podkoszulek i wyciera mokre ciało, to samo robi z bokserkami. Zapewne chciał się upewnić, że nikt mnie nie wykorzystał. Gdy widzi moją ranę krzywi się.
-Bardzo boli?
-Nie czuję bólu, nic nie czuję.
Patrzy w mi twarz i naciska na ranę. Krzyczę  i wyrywam się. Moje tęczówki ciskają błyskawice w jego stronę.
-Nie kłam. Nie mnie.
-Może trochę boli.
Ocieram nadgarstkiem oczy. On bierze apteczkę, pęsetą wyciąga odłamek szafirowego szkła. Bandażem szczelnie obwiązuje stopę wraz z kostką. Następnie przyciąga mnie do siebie i całuje w czoło.
-A teraz ładnie powiedz o co chodzi.
-Wysyłają mnie do psychiatryka.
Odpowiadam ze łzami w oczach.

~


 Siedzimy w moim domu w salonie. Ja z nim kontra moi rodzice. Traktuję to jak ostateczną bitwę w wojnie o życie. Niestety tylko ja jestem tak wrogo nastawiony. On próbuje ich przekonać, żeby pozwolili zostać mi w domu. Siedzę bokiem, bawię się skrawkiem jego swetra. Głowę trzymam opuszczoną, myślą, że to skrucha, tak naprawdę modlę się, by nie powiedzieć czegoś co przekreśli jakiekolwiek szanse.

-Może byś łaskawie się odezwał? W końcu o ciebie chodzi.
Warczy na mnie ojciec. Jeszcze bardziej chcę mu dopiec, uświadomić, że i tak się zabiję.
-Nie chcę tam jechać.
Mój głos drży, matka i ojciec dziwią się, on łapie mnie za rękę. 
-Dajcie mu ostatnią szansę, błagam.
-Zgodzimy się, jeśli będzie przestrzegał zasad. Jedna wtopa i na drugi dzień jesteś w kaftanie.
-Zrobię wszystko.
 Rozmawiamy jeszcze chwilę, w zasadzie milczymy, żegnamy się i razem z nim idę na spacer. Gdy jesteśmy już na polanie, kładziemy się- opieram się plecami o jego szeroką klatkę piersiową. Ja bawię się źdźbłami młodej trawy, on moimi włosami.
-Udało się.
Szepcze cicho, mimo to echo niesie jego głos.
-Ano.
-Trochę więcej entuzjazmu..
-Wiesz, że nie dam rady się przystosować. To się powtórzy i albo mi się uda, albo wywiozą mnie do psychiatryka.
-Nie pozwolę ci. Nie mogę cię stracić.
Odwracam ku niemu twarz.
-Zróbmy to razem. Jak Romeo i Julia.
Śmieje się. Patrzy na mnie i poważnieje.
-Ty żartujesz prawda? 
-Nie.
Odwracam się, zaczynam budowę muru. To koniec.  
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz