czwartek, 9 października 2014

let the flames begin II. [AoKise, KuroKaga, MidoTaka]

Zostaw.
Nie.
Pozwól mi spać.
Nie chcę otwierać oczu.
Dlaczego..?
Drobne ręce szarpały mną mocno krzycząc co chwila do ucha. Teraz cisza zmieniła się w nieprzyjemne dzwonienie. Nie mogłem złapać oddechu. Nade mną pochylał się Kurokocchi z przerażoną miną. Z prawego ucha ciekła mu krew.
-Kise-kun! Słyszysz mnie?
Jedno skinięcie na tak, dwa na nie.
Nieme tak.
-Boli cię coś?
Tak.
-Możesz wstać.
Nie wiem, raczej tak.
-Pomożesz mi iść? Zraniłem się w nogę.
Tak.
Spojrzałem na jego czerwoną nogawkę. Stopa leżała pod dziwnym kątem. Opierając się o ścianę delikatnie podniosłem się z ziemi. Było tak duszno. Pić, dajcie mi pić. 
Złapałem Tetsu za rękę i oparłem o swój tors. Nie mógł jednak ustać na nogach, więc spróbowałem wziąć go na barana. Wracała mi świadomość, mózg zaczynał łączyć fakty.
Kręciło mi się w głowie, zasłoniłem usta koszulką, by nie wydychać bezpośrednio dymu.
-Musimy stąd uciekać.- Stwierdziłem bardziej do siebie i postawiłem pierwszy krok.

Na miejscu policjanci zostali podzieleni na dwie grupy. Pierwsza pomagała ratownikom w przenoszeniu rannych oraz zabezpieczaniu miejsca, w które przenoszono zmarłych. Druga starała się trzymać gapiów jak najdalej od palącej się galerii.
Jedynie ja i Wakamatsu darliśmy się na siebie.
-Muszę tam wejść! Nie rozumiesz?? Kise tam jest, muszę po niego iść! Muszę go..
-Nigdzie nie idziesz. Nie pomożesz mu w ten sposób. Nie masz pewności, że on..
-Ciągle do niego dzwonię, nie odbiera! On musi tam kurwa być!
-Sam mówiłeś, że się pokłóciliście, może nie odbierać, bo nie chce z tobą gadać.
-Nie znasz go!
-Ale znam ciebie Aomine. Odpowiadam za ciebie, więc nie poślę cię na pewną śmierć.

Wrzaski, płacz i jeden głos wybijający się ponad wszystkie inne. Znałem go bardzo dobrze. Ruszyłem w stronę, z której dobiegał i zobaczyłem swojego odwiecznego rywala, a zarówno przyjaciela mojego chłopaka. Widać było, że kłóci się z przełożonym lub nawet szefem. Podbiegłem do nich i rozdzieliłem.
-Co wy robicie? Potrzebna jest nam każda pomoc, a wy co?
Granatowowłosy patrzył na mnie z oczami pełnymi furii i wyrzutu. Złapał mnie mocno za klapy munduru i spytał.
-Jak możesz być spokojny wiedząc, że tam jest Tetsu i Kise? Jak?
-Krzyki kurwa nic nie pomogą, a jeśli nie potrafisz się opanować, to przynajmniej nie przeszkadzaj innym!
 Aż się we mnie gotowało. Jak tan debil ma czelność mówić coś takiego. Daiki popatrzył na mnie wrogo, ale nic nie powiedział. Osunął się na masce samochodu na ziemię. Uderzył głową o drzwiczki wozu.
-Kise, dlaczego? Dlaczego?-Zapytał z rezygnacją w głosie. Pochyliłem się nad nim.
-Jedni z najlepszych ludzi w Tokyo są teraz w środku i szukają osób, które nie uciekły na czas. Szukają Ryoty i Tetsu. Będzie dobrze..-Poklepałem go niezręcznie po ramieniu.
-To wszystko moja wina.. Moja wina..
-Zamknij się. Jedynym winnym jest osoba, która podłożyła bombę. Dobrze to wiesz!

Kise coraz bardziej słabł i zataczał się. Chciałem mu pomóc, jednak jedyne co mogłem zrobić to ograniczyć swoje ruchy do minimum. Z trudem pokonaliśmy dwa piętra. Już tak niewiele zostało do przejścia. Zakaszlałem na tyle silnie, by wybić blondyna z rytmu. Oparł się o ścianę ciężko dysząc.
-Może zróbmy sobie przerwę?
-Jeśli.. Jeśli nie pójdziemy dalej zginiemy.-Powiedział z nieznaną mi dotąd determinacją w głosie. Podrzucił mnie na ramionach i kontynuował wędrówkę. Coś zaskrzypiało i nagle tuż przed nami spadła paląca się belka rozsiewając w okół siebie żar. Kise chcąc uniknąć zderzenia zrobił krok w tył. Potknął się i upadliśmy.
-Kurokocchi.. Uciekaj..-Wyszeptał.
-Wstawaj Kise-kun. Razem uciekniemy! Musisz skopać tyłek Aomine-kun! Wstawaj.
-Kurokocchi..-W jego oczach pojawiły się łzy.-Powiedz mu, że go kochałem, że..
-Sam mu to powiesz!
Ryota uśmiechnął się lekko, następnie zakaszlał. Przymknął powieki i stracił przytomność.
W tle słyszałem nawoływania ratowników..



~♠~♠~♠~

tak więc dobrnęłam do końca rozdziału II. w następnej części pojawi się MidoTaka.~ cały czas mam kilka wersji zakończenia, jednak jakiś zarys siedzi w mojej głowie od początku. opowiadanie inspirowane palącym się zsypem na moim piętrze, yay. zostawcie (jeśli chcecie) komentarz lub ocenę, bardzo to motywuje! (:



2 komentarze: