poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Aominecchi. [AoKise]


*ostrzeżenie* one-shot dla osób lubiących ostrą zabawę.

- Kise, mam być szczery? - Chłopak spojrzał na mnie z pięknym uśmiechem.
- Tak. - Odpowiedział ostrożnie. Zaciskałem nerwowo pięści, by mój ton nie zabrzmiał zbyt ostro.
- Gdyby to zależało ode mnie, nigdy więcej nie brałbyś udziału w czymś takim. - Widziałem jak błysk jego tęczówek momentalnie zgasł. Nie przygasł lub osłabł, po prostu znikł.
- Nie rozumiem Aominecchi... Nie podobałem ci się? - Spytał ze smutkiem w głosie nerwowo przygryzając wargę. Westchnąłem zirytowany.
- Nie w tym rzecz, Kise.
- To o co ci chodzi? - Zmarszczył brwi i przyglądał mi się badawczo.
- Nie ważne, wracajmy. - Uciąłem temat, chciałem objąć go ramieniem, ale odsunął się.
- Aominecchi, miałeś mówić mi wszystko, tak? - Przewróciłem oczami.
- Ile razy dzisiaj srałem też chcesz wiedzieć? - Zarumienił się.
- DAIKI!
- Oi, nie rób sensacji.
- To powiedz o co chodzi. - Rozmowa zmierzała w kierunku katastrofy, także podziękowałem w duchu dziewczynie, która przyszła oznajmić mu, że mają zdjęcie, którego chcieli i może już się przebierać. Podziękowali sobie i udali w swoje strony.
- Aominecchi, dlaczego za mną idziesz?
- To już nie mogę zobaczyć jak się przebierasz? - Zarumienił się i odsunął ode mnie jeszcze bardziej. - Przecież cię nie zjem tam, chcę tylko ci towarzyszyć.
- To jest wspólna garderoba, Aominecchi... - Nie wiem dlaczego, ale wkurzyłem się i to bardzo.
- Wspólna? I ty będziesz tam gołą dupą przed innymi świecił?!
- Aominecchi, nie krzycz tak! Nikt nie zwraca tam na to uwagi, jesteśmy profesjonalistami. - W momencie gdy wypowiadał ostatnie słowo, podbiegł do niego jakiś mołokos, klepnął go w tyłek i szepnął 'dzięki za dziś, kotek.' Później odwrócił się do mnie chcąc coś powiedzieć i zamarł widząc moje oczy. W sekundę wyparował. Spojrzałem na Kise, który prawie się trząsł.
- Profesjonalistami, tak? Widzę kurwa.
- Aominecchi!
- Błagam Kise, zamknij się za nim powiem coś, co urazi twoją słodką, niewinną, pedalską duszyczkę. Idź się przebrać, masz pięć minut i jak się nie wyrobisz to tam wejdę. - Chłopak wiedząc, że jestem do tego zdolny nie protestował. Znikł za białymi drzwiami, a ja oparłem się o ścianę. Na tyle blisko by słyszeć o czym rozmawiają modele i modelki.
- Kise, kim jest twój znajomy? - Usłyszałem jakiś kobiecy głos i kilka nerwowych chichotów.
- Dlaczego pytasz?
- Z ciekawości. - No ciekawe co kanarek powie, ciekawe. Zacisnąłem szczękę.
- To mój przyjaciel, znamy się na prawdę długo. - Oi grabisz sobie, dziecino.
- Przyjaciel? Bliski?
- Do czego zmierzasz, Sue?
- Tak tylko, nie ma nikogo prawda? - Mój "przyjaciel" wydał dźwięk jaki towarzyszy zachłyśnięciu i zakaszlał kilka razy.
- Z tego co wiem, to ktoś mu się podoba.
- Mniejsza z tym. Dziewczyna nie kamień, można przesunąć, co nie Ryouta? - Już podobała mi się ta laska, miałem ochotę odegrać się na blondynie przy jej użyciu. Nie było mi dane.
- Powiem ci jedno Sue i nie będę powtarzał. - Zaczął poważnym i groźnym tonem. Używa go tylko przy poważnych spięciach, na przykład gdy oznajmia mi, że już nigdy go nie dotknę, szczególnie moją 207 kością, bo nie mógł siedzieć, a miał ważny test/sesję/mecz. Rzycie. - Spróbuj chociaż spojrzeć na mojego przyjaciela, a nogi z dupy powyrywam. Obiecuję. - Wow, blondi. Zatkało mnie.
- Hej, hej, spokojnie piękna. Mogłeś mówić, że to twój przyjaciel od TYCH  spraw. Nie wiedziałam, że taki z ciebie zawodnik. Ostro Kisia, ostro. - Wkurw wziął górę, otworzyłem drzwi i wparowałem do garderoby.
- Pięć minut minęło, skarbie.
- Przepraszam kochanie. - Podszedł do mnie i pocałował mnie namiętnie w usta, oddałem pocałunek. - W nagrodę za cierpliwość.
 Wyszliśmy z budynku i jak najszybciej udaliśmy się na parking. Pożądanie rozpalało nas do granic możliwości. Dziękowałem intuicji za pożyczenie od Momoi samochodu i zaparkowanie go w dość ustronnej części. Otworzyłem tylne drzwiczki i gestem zaprosiłem blondyna do środka.
 Wskoczył i wciągnął mnie do środka za krawat szkolnego mundurka. Upadłem na niego od razu dobierając się do jego szyi.
- Bestia z ciebie. - Zaśmiał się w moje włosy, po czym jęknął gdy pozostawiłem mu pierwszą malinkę. Stopniowo rozpinałem jego koszulę błądząc palcami przy jego pasku. - Przyłapią nas, Aominecchi.
- Niech patrzą, mają na co.
- Zboczeniec.
- Za dużo gadasz, Kise. Za dużo! - Zatopiłem usta w jego mniejszych odpowiedniczkach. Zaśmiał się po raz kolejny i dał popis swoim umiejętnością. Brakło mi tchu, za każdym razem gdy się rozkręcał czułem iskry na całym ciele.
- Lepiej?
- O wiele. - Odpowiedziałem zdejmując mu spodnie.
- Hej! Ja też chcę cię zobaczyć. - Naburmuszył się na żarty zakładając ręce na piersi. Przewróciłem oczami i pocałowałem go w czoło.
- Nie ma tu miejsca na striptiz, ale mogę dla pana coś wymyślić. - Stwierdziłem zaczepnie. Odpiąłem kilka guzików luźnej koszuli, a blondyn patrzył na mnie jakbym był jego ulubionymi lodami.
 Byliśmy tak samo obnażeni, więc wróciliśmy do pieszczenia się. Zwinne dłonie Kise odnajdowały każdy mój słaby punkt dostarczając mi rozkoszy. Dopiero niedawno przyznał mi się, że czasem oglądał filmy dla dorosłych i kopiował ruchy jakie tam zaobserwował. Śmiałem się przez pół godziny dopóki nie zrobił mi tak dobrze, że czułem to przez następne dwa dni zawalając egzamin z angola.
 Wsadziłem palce w otwór Kise, który wyprężył się błagając o więcej.
- Nie baw się mną, Aominecchi.
- Chcesz go?
- O tak, wiesz to. - Seksownie przygryzł palec wskazujący. Czasem nasz seks przypominał scenę z pornola, jednak w zachowaniu chłopaka nie było nic wulgarnego. On po prostu roztapiał się z przyjemności, pokonał swoją niewinność i nieśmiałość. Mówił czego oczekiwał a ja to spełniałem.
 Podmieniłem palce na swojego penisa, a Kise nagrodził mnie westchnieniem pełnym zachwytu. Pochyliłem się nad nim by mógł mnie objąć. Wpił się w moją szyję drapiąc plecy. Pamiętam jak kiedyś, jeszcze w gimnazjum, podrapał mnie tak mocno, że mama myślała, że ktoś mnie pobił a tata podszedł do mnie i pogratulował. Chciał poznać jej imię i nieco zbladł gdy usłyszał, że 'jej' imię to Ryouta.
 Poruszałem się coraz szybciej, Kise również starał się dopasować jak mógł. Było nam mało wygodnie, jednak doszliśmy jęcząc, a Kise nawet krzycząc. Położyłem się na tapicerce pozwalając, by model leżał na mnie. Wyciągnął dłoń po koc leżący na przednim siedzeniu. Nie odrywałem od niego oczu gdy nas przykrywał.
- Jestem gdzieś brudny, Aominecchi? - Spytał cały czerwony. Bawiło mnie to- przed chwilą błagał bym w niego wszedł z najseksowniejszym wyrazem twarzy, a teraz rumieni się gdy na niego patrzę.
- Nie. Jesteś taki piękny, Ryouta.
 Uśmiechnął się i przytulił. Gładziłem jego włosy, aż oczy zaczęły mu się zamykać.
- Hej, nie powinniśmy tu spać.
- Mmmm.
- Kise, musimy się ubrać.
- Mmmm.
- Słuchasz mnie w ogóle?
- Mmmm.
 Roześmiałem się i usiadłem cały czas trzymając go w ramionach. Koc nasunął mu się na głowę. Pocałowałem jego nos i dopiero wtedy otworzył oczy przecierając je. Oparł czoło na moim ramieniu i zaczął delikatnie całować moją szyję.
- O ty diabełku. - Zaśmiał się. Podałem mu ubrania i zaczęliśmy się ubierać.
- Zaraz zasnę, jestem okropny. - Stwierdził ziewając. Roześmiałem się i przeszedłem na miejsce kierowcy. - Aominecchi, a kto tu posprząta?
- Hmm... Kise, wiesz jak ja cię kocham? - Spojrzał na mnie gniewnie, ale po chwili rozchmurzył się i ogarnął tylne siedzenia. Poskładał koc i usiadł na fotelu obok mnie.
- Gdyby Momoicchi wiedziała co robisz z jej autem, nigdy by ci go nie dała.
- Ona wcale nie jest świętsza, Kise. - Odpowiedziałem przekręcając kluczyk w stacyjce.
- O borze i lesie, z kim? Z KIM AOMINECCHI?!
- Morda Kise.
- Świnia.
- Przepraszam. Nie wiem z kim, niech to będzie jej tajemnica.
- Jak to nie wiesz? Przecież jesteście przyjaciółmi.
- Ja jej do łóżka nie mam zamiaru wchodzić, tak?
- Okej, zrozumiałem.
- Jesteś głodny?
- Mhmm.
- To dobrze, mama pewnie zostawiła nam trochę obiadu.
- Czuję się jakbym był częścią twojej rodziny, Aominecchi. - Chłopak uśmiechnął się, a ja obdarzyłem go spojrzeniem typu 'przecież nią jesteś'.

 Niebo powoli traciło błękitne barwy zamieniając je na granat. Popijaliśmy herbatę patrząc jak ucieka z niej ciepło.
- Aominecchi?
- Tak?
- Nie będziesz zły, jeśli się zdrzemnę? - Spytałem.- Chwilkę, obiecuję.
- Boże, Kise. Dlaczego pytasz o takie rzeczy. - Odpowiedział przewracając oczami.- Poczekaj, przygotuję ci łóżko.
- Nie! Tak jest dobrze, naprawdę. - Skrzywiłem się lekko.
- Wszystko w porządku? Jesteś jakiś blady.
- Trochę boli mnie głowa... - Spojrzał na mnie czule i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił z tabletkami, wodą, kocem i wielgachną poduszką. Uśmiechnąłem się mimowolnie.
 Popiłem leki i spojrzałem na chłopaka. Usiadł po turecku opierając poduszkę na swojej piersi, zachęcał mnie wzrokiem bym się na niej położył. Nie musiał dwa razy powtarzać. Gdy już ułożyłem się wygodnie przykrył mnie kocem. Było mi tak błogo, że niemal mruczałem z zadowolenia. Ciemnowłosy widząc, że przysypiam zaczął masować mi włosy. Pozwalam na to tylko jemu, ewentualnie mamie. Powieki zaczęły mi ciążyć i opadły zwiastując sen.
 Przeciągnąłem się ziewając. Ból jeszcze nie minął, jednak teraz stał się znośny. Było już ciemno, na niebie pojawił się księżyc.
- Yo. - Zamruczał Aomine.
- Długo spałem? Która godzina?
- Prawie północ.
- O nie... Rodzice mnie zabiją... - Zrobiłem minę męczennika, wyciągnąłem rękę po komórkę, jednak nie mogłem jej znaleźć.
- Tu jest. Dzwoniłem do twojej mamy i powiedziałem, że źle się poczułeś i teraz śpisz. Powiedziała, żebym cię nie budził i dobrze się tobą opiekował. - Zakończył zdanie zatapiając zęby w mojej szyi.
- Aominecchi!
- Dalej nie przeszło? - Spytał zirytowany. - Geez, jak baba no.
- To nie moja wina. Mogę iść do domu jak ci nie pasuje. - Odpyskowałem podnosząc się z ziemi. Nie było mi dane stanąć na nogi, gdyż chłopak ściągnął mnie do parteru.
- Nie gadaj tyle, bo jeszcze mnie zacznie boleć łeb, a tego nie wytrzymasz.
 Poszliśmy się umyć i przebrać w piżamy, względnie czyste bokserki, jeśli chodzi o Aomine. Ja wybrałem jego koszulkę i dresowe spodnie. Spojrzał na mnie rozbawiony, jednak nic nie powiedział. Zgasiliśmy światło, a ja oplotłem się wokół jego ciała jak ośmiornica. 
- Aominecchi?
- Co?
- Dlaczego nie chcesz, żebym był modelem?
- Możemy pogadać o tym jutro? Zmęczony jestem. - Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Prychnąłem ze złością.
- Wiesz, że kocham to prawie tak samo jak koszykówkę. Chciałbym wiedzieć dlaczego jesteś temu przeciwny. - W kącikach oczu zaczęły zbierać się łzy. Mrugnąłem kilka razy chcąc je odgonić. 
- Kise, idź spać, okej? Jutro porozmawiamy. - Ziewnął, a ja odsunąłem się od niego. - Słonko, nie rób scen, co?
- Idź spać, w końcu jesteś zmęczony. - Wstałem z łóżka chcąc iść do kuchni.
- Oi! - Gdy nie zareagowałem, zamiast wstać, obrócił się w stronę ściany i mruknął pod nosem. - A idź w cholerę. 
 Zatrzymałem się czując ból przeszywający moje serce. Oparłem rękę na drzwiach i zacząłem płakać. Po chwili opadłem na kolana zanosząc się przy tym. Poczułem ramiona oplatające mnie od tyłu. Obróciłem się i wtuliłem w jego ciało z całych sił.
- Ryota, czemu musisz zawsze odwalać sceny z Mody na Sukces czy innego gówna, co? - Zaszlochałem mocniej. - Nie rycz już, no przepraszam. Przegiąłem tak? Sorki. - Przystawił mi chusteczkę do nosa. - A teraz smarknij, spokojnie. Wszystko jest okej? - Skinąłem głową, wiedziałem, że na porządne przeprosiny nie mam co liczyć, część winy była po mojej stronie.
- Aominecchi... Dalej chce ci się spać?
- Trochę.
- Oh.
- A co?
- Nie, nic. Wracajmy do łóżka. - Powiedziałem speszony. Chłopak jednak cały czas bacznie mnie obserwował.
- Nic? Rozwiń wypowiedź.
- Chciałem spytać... Wiesz o co...
- Kise, rozpierdalasz mnie. - Śmiał się jak opętany, a ja coraz mocniej czułem wstyd. - Robić taką aferę przez jedno zdanie. No kurwa.
- Daikicchi, to ważne dla mnie.
- Oh. - Zbladł trochę. Jeśli murzyn może zblednąć. - No bo wiesz... Tak bardzo wkurwia mnie jak ci wszyscy ludzie na ciebie patrzą! Jakbyś był tylko ładnym produktem na sprzedaż. Rzeczą, która musi wyglądać i robić tak jak im się podoba. W ogóle nie patrzą na twoją osobowość, zabijają twoje ja! - Wypowiedział mocno oburzony, a ja byłem bliski płaczu. - No nie, znowu Kise?
- Aominecchi! - Rzuciłem się na niego, przewracając nas. - Kocham cię! - Wykrzyczałem.
- Oi, spokojnie...
- Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wiele dla mnie znaczą te słowa! - Mówiłem przez łzy. Ciemnowłosy postanowił to wykorzystać i pocałował mnie. Wyczułem jego intencje. - Ej, jutro mamy mecz. Nie przesadzaj.
- Kise, za późno. Jestem za bardzo napalony. - Wiedziałem z czym to się wiąże. W domu, szczególnie należącym do Daikiego, nasze zbliżenia wyglądały trochę inaczej. Trochę bardzo inaczej.
- Aominecchi, proszę... - Zorientowałem się, że moje błagania nakręcają go jeszcze mocniej. Poddałem się wiedząc, że dalszy upór sprawi, że zamiast rozkoszy poczuję jedynie ból i poniżenie. 
 Chłopak przeniósł mnie na łóżko wyciągając spod niego dosyć duży karton. Otworzył go i wyciągnął kilka rzeczy, bardzo rzadko pozwalał wybrać mi zabawki. Tym razem spojrzałem na niego błagalnie, tak jak lubił, więc pozwolił mi kilka zamienić. Nakręcałem się, jednak nie chciałem zupełnie zapomnieć o jutrzejszym meczu. Rozebraliśmy się. Czas zacząć zabawę.
 Jęknąłem gdy chłopak zakładał mi skórzane slipki z rozporkiem. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym pożądania. Dla siebie wybrał paski oplatające go wokół bioder. Oparłem stopę o jego członka wykonując koliste ruchy. Pochylił się nade mną i zaczął gryźć moje wargi. Nie spodobało mi się to, więc próbowałem odwróć głowę. Widząc, że się wyrywam złapał mnie za włosy i przysunął moją twarz do swojego penisa. Nim wziąłem go do ust otarłem się o niego policzkiem. Był tak gorący. 
 Nastolatek dociskał moją głowę dodatkowo poruszając biodrami. Przeklinałem siebie w duchu za to, że zjadłem obiad z dokładką. Próbowałem zająć się tylko napletkiem, jednak Aominecchi napierał na mnie z całych sił. Kilka razy przez przypadek podgryzłem go na co skrzywił się z niesmakiem. W końcu po chwili spuścił się w moich ustach, większość przełknąłem, resztę scałował ze mnie.
 Uśmiechnąłem się w duchu gdy sięgnął po kajdanki, które wybrałem. Były wyjątkowe, ponieważ jedną obręcz łączyła nadgarstki z udami. Musieliśmy je trochę przerobić ponieważ nawet najmniejszy rozmiar był dla mnie zbyt luźny. Teraz pasowały idealnie.
 Daiki rozchylił moje nogi przyglądając mi się wzrokiem, który pytał co ma teraz zrobić. Odwróciłem się wskazując ruchem głowy na kulki analne. Zaśmiał się, jednak sięgnął po jajeczka wibrujące. Lubiłem je, ale zawsze bałem się, że nie będziemy mogli ich ze mnie wyciągnąć. Jęczałem gdy wysuwał je powoli w moją dziurkę. Gdy były już na miejscu ustawił wibracje na pełnej mocy. Wygiąłem plecy w łuk. Chłopak nachylił się i znów zaczął mnie całować, tym razem czule. 
 Wziął pejcz. A ja pierwszy raz przestraszyłem się, że może jutro nie będę w stanie grać. 
- Aominecchi, błagam nie! - Poczułem pierwsze uderzenie i syknąłem. Ból podniecał mnie, więc ciężko było mi odmawiać. - Jutro...
- Shhhh, nie pozwoliłem ci mówić. - Odezwał się zupełnie innym tonem, w tych chwilach przypominał bardziej Akashiego, co trochę mnie smuciło zarazem nakręcając.
 Ostatnie smagnięcie biczem było tym najlepszym. Mocno zaczerwieniona skóra w końcu pękła. Granatowowłosy odrzucił zabawkę i zaczął zlizywać krew sączącą się pomału z rozcięcia. Następnie wsadził swój ciepły język w mój otworek. Jęczałem i wyginałem się pod wpływem jego ruchów. Widząc, że jest mi coraz lepiej sięgnął po to, co proponowałem wcześniej.
 Nie wyciągając jajeczek, energicznym ruchem wpychał we mnie kulki. Jedna po drugiej znajdowała się we mnie z cichym mlaśnięciem. Spojrzał na moją twarz i odpiął jedną z kajdanek. Dobrze wiedziałem co to oznacza. Nakreśliłem kilka kółek wokół swojego odbytu, następnie chwyciłem za wystający uchwyt. Pobawiłem się nim kilka trochę, wpychając to lekko wysuwając zabawkę. Nastolatek oglądał masując swoje jądra, uśmiechał się szaleńczo. 
 Przewrócił mnie na plecy i najwolniej jak potrafił wyciągał ze mnie kulki. Opadłem spocony na poduszki. Mój penis boleśnie pulsował, jednak bez pozwolenia nie mogłem rozpiąć rozporka. Spojrzałem wielkimi oczami na chłopaka, który widząc to załapał mój krok i zaciskał, powodując falę rozkoszy. 
 Uwolnioną dłonią chwyciłem zatyczkę analną, oblizałem ją i zacząłem jeździć nią po pośladkach ciemnoskórego. Po chwili natrafiłem na jego dziurkę i najmocniej jak potrafiłem wepchnąłem ją do środka. Kilka razy poruszyłem nią dopóki dobrze dopasowała się do jego ciała. 
 Powróciliśmy do pocałunków, które stały się bardziej zaborcze. Przygryzaliśmy się mrucząc do swoich ust. Gdy oderwał się ode mnie, założył mi knebel co oznaczało, że przechodzimy na wyższy poziom.
 Do wciąż wibrujących jajeczek wepchnął kulki gejszy. Następnie rozpiął mój rozporek uwalniając moją męskość. Westchnąłem z ulgą. Ścisnął ją kilka razy i oblizał, nawet tak niepozorny dotyk sprawił, że doszedłem na jego twarz. Rozluźniłem się nieco, więc zaczął nakładać mi pierścienie zaciskowe. Każdy z nich był coraz mniejszy, więc potęgował przyjemność. Na sam koniec założył sobie sylikonową nakładkę z imitacją kolców.
 Położył się obok mnie na plecach, gestem nakazując bym robił to samo, ale na nim. Gdy już opierałem się o jego brzuch nakierował swoją męskość na moją dziurkę i wsunął ją we mnie. Krzyknąłem. Ból, który przeszył moje ciało był nie do opisania. Zadrżałem z podniecenia. Chłopak poruszał się we mnie coraz szybciej, a mój członek, który nabrzmiał był dodatkowo stymulowany pierścieniami jak i jego dłońmi. 
 Wypowiadaliśmy swoje imiona dochodząc w tym samym czasie. Orgazm sprawił, że nasze ciała wygięły się w napięciu czując rozlewającą się przyjemność po naszych ciałach. Oddychaliśmy głęboko, próbując uspokoić się. Dopiero po kilku minutach Daiki był w stanie wyjść ze mnie. Poczułem jak wypływa ze mnie sperma zmieszana z krwią. Zdecydowanie nie będę jutro w stanie chodzić, a co dopiero zagrać w meczu.






napiszę kilka słów.
jestem, kurwa, zboczona.
mam dziś urodziny,
miałam ochotę napisać coś w tym stylu.
więc dodam tego shota,
jednak gdy zabrałam się do pisania, musiałam się 
doedukować. 
robiąc sobie prezent.
stwierdzam iż mam zryty mózg. 
100 lat ja.
wybaczcie.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Absolutnie nic.

wyobraźcie sobie jakiś paring z KnB, a później czytajcie. 




To nie tak, że jego życie było totalną katastrofą. Nie, nie uważał tak. Nie musiał martwić się gdzie będzie spać, czy będzie miał co zjeść oraz jak związać koniec z końcem.
 Jego rodzina również nie byli patologią. Nie byli alkoholikami ani ćpunami, pracowali. Czasem kłócili się i krzyczeli, zdarzało się, że i oberwał, ale w każdym domu tak jest, prawda?
 W szkole nie znęcano się nad nim, nie przezywano, nie wyśmiewano. Żaden z senpaiów nigdy go nie dotknął czy skrzywdził w inny sposób. Miał dobre oceny, nie podpał żadnemu nauczycielowi.

 Jednak teraz opierał się o metalową barierkę klifu i spoglądał w dół. Nigdy szczególnie nie cierpiał na lęk wysokości. Można to zaliczyć do kolejnej pozytywnej cechy, prawda? Wijąca się w dole woda zachęcała go co chwila tworząc małe fale rozbijające się u podnóża. Westchnął głęboko.

 Jeszcze nie tak dawno życie wydawało mu się bajką. Znudzenie codziennością przerwało poznanie go. Był zawsze uśmiechnięty, zdeterminowany by wygrać. Obydwoje uczyli się od siebie czegoś nowego. Każdy dzień był warty życia, nawet gdy czasem bolały mięśnie, nie przestawał. Kolorowe i ciepłe dni mijały coraz szybciej a oni stawali się sobie coraz bliżsi. 
 Jeden musiał się zakochać. 

 Wieczorna bryza otulała jego policzki, zimną dłonią popychała w stronę ciemnej toni. Księżyc oświetlał drogę, a gwiazdy dopingowały. Świeciły tak jasno, jak jego oczy, gdy go ujrzał po raz pierwszy.

 Próbował stłamsić w sobie to rodzące się z każdym świtem na nowo uczucie. Powtarzał sobie, że jest odrażający. On mu zaufał, klepał po plecach i pocieszał przytuleniem, gdy był smutny. W odpowiedzi zakochał się, myślał o przyjacielu w taki sposób. W zły sposób. Dlatego musiał to skończyć. 
 Nie przyznając się postanowił zniknąć z jego życia. Stopniowo udawał, że już nie rozumieją się bez słów. Wymówkami odwoływał spotkania i nie siadał z nim przy jednym stole w szkole. Ranił ich oboje, gdyż tęsknota rozdzierała ich każdego dnia.

 Poprawił sznurówki i zarzucił na plecy szkolną torbę. Była dobrym obciążeniem. Mały rozbieg, dwa kroki przed siebie i wybicie. Idealny dwutakt.

 Napisał list i wiersz. Krótki list. Nie chciał by rodzina czuła się winna, chociaż była. To oni wpajali mu, że homoseksualizm jest zły i nie zauważyli, że ich dziecko nie chce już żyć.
 Wiersz był trochę dłuższy. Miał adresata. Pewnego chłopca, który sprawiał, że jego serce pękało na nowo za każdym razem gdy go widział. Wyznał mu swoje uczucia i przeprosił. Dodał aluzję o klifie, wciąż mając nadzieje, że może jego życie jeszcze się nie skończy.

 Unosił się w powietrzu. Nie, jednak nie unosił się. Spadał. To właśnie było piękne w spadaniu. Gdy już lecisz nie ma wyboru. Powietrze szumiało w jego głowie, Nie słyszał swojego krzyku. Plecak prawie spadł z jego ramion, jednak złapał go kurczowo.
 W momencie gdy uderzył w wodę stracił przytomność. To była dobra śmierć.

 Biegł ile sił w nogach, ściskając w dłoniach beżową kartkę. Litery pisane atramentem zdążyły się rozmazać pod wpływem jego łez i potu. Ścigał się z czasem, wiedząc, że nie ma szans na wygraną. 
 Tyle lat był sam, nie chciał znowu stracić ukochanej osoby. Usłyszał krzyk. Spóźnił się. Ponownie.
 Będąc u skraju klifu zrzucił buty i kurtkę. Skoczył by wyłowić z wody jego ostatnią nadzieję. Zobaczył go nieprzytomnego, poddającego się prądowi. Niewiele myśląc złapał go w pasie i wywlekł na ląd dalej trzymając w dłoni jego wiersz.

Teraz próbuję cie obudzić,
bo jeśli tego nie uczynię to będzie koniec dla nas obu
z twoją pożegnalną pieśnią.



piątek, 7 sierpnia 2015

Szafirowy Skarb X. [AoKise, MuraAka]

 Wzrokiem mierzyłem wszystkich zebranych. Obserwowałem ich z góry siedząc wygodnie na ramionach Atsushiego. Dłoń wplotłem w miękkie włosy olbrzymiego środkowego.
-Więc?- Spytałem mrożącym głosem.- Jakieś propozycję?
-Może go odwiedzimy?- Spytał cicho i spokojnie Tetsuya.
-Odważniej.- Skomentowałem.- Jedziemy jutro o 10. Wszyscy. Jeśli ktoś się spóźni to..
 Moje wybitne obwieszczenie przerwał trzask drzwi z sali gimnastycznej. W oczach pojawił mi się morderczy blask.
-Właśnie mówiłem, Daiki, co czeka jednostki, które nie potrafią obsługiwać zegarków.- Spojrzałem na niego, zadrżał, jednak nie na tyle, na ile się spodziewałem. Myślami był gdzieś indziej.- Wracając do tematu poruszonego zanim Daiki zrobił jakże efektowne wejście, piętnaście okrążeń, szybko!
 Dziś pod obserwacją znalazł się Aomine. Był dziwnie powolny, jak na jego standardy. Brak koncentracji i rozdrażnienie wpłynęło na celność jego rzutów oraz moc podań jakie wykonywał. Czyżby nasza blondynka aż tak zawróciła mu w głowie? Przywołałem go skinieniem głowy.
-Daiki, jeśli za chwilę nie zaczniesz grać jak należy to pożałujesz.- To nie była groźba czy ostrzeżenie, tylko przyjacielska rada. Nie patrząc na mnie sapnął przeprosiny i pobiegł na boisko. Sytuacja między nim a modelem musiała być naprawdę poważna.
 Z rozmyślań wyrwała mnie ręka Murasakibary, która spoczęła na moim tyłku. Przesunąłem się nieznacznie.
-Aka-chin, jeśli nie przestaniesz tak patrzeć na Mine-china to go zmiażdżę.- Powiedział poważnym głosem prosto do mojego ucha. Uśmiechnąłem się przebiegle. Czyżby mój tytan był zazdrosny? Przysunąłem się bliżej chłopaka i kazałem mu się nachylić.
-Chyba będziesz mi potrzebny przy dokumentacji.- Gdy odpowiedział mi rozmarzonym uśmiechem dodałem.- Teraz.

 Jechałem zatłoczonym autobusem sam nie wiedząc, czego się spodziewać. Przymknąłem powieki. Odtwarzałem sobie ostanie dwa miesiące niczym kiepski dramat. Zastanawiałem się co powiedzieć, co zrobić. Jak miałem zachowywać się przy osobie, którą kochałem tak mocno, a ona kazała mi zapomnieć o sobie. Prychnąłem i spojrzałem na parkę siedzącą przede mną. Dziewczyna była w zaawansowanej ciąży, chłopak gładził dłonią jej brzuch. Byli tacy beztroscy i szczęśliwi.

 Dlaczego nie mogę mieć łatwego związku? Gdy tylko ta myśl zaświtała w mojej głowie przekląłem siebie. Czy to co łączy mnie z modelem można nazwać związkiem? Chyba radioaktywnym.

-Atsushi.. Przestań..- Wysapałem ledwo powstrzymując jęknięcie. Chłopak udawał, że nie słyszy.- Jesteśmy w szkole, stój!- Wysapałem znów, jednak o wiele ostrzej.

-Ale Aka-chin, jestem głodny.- Jak zwykle potrafił rozbroić mnie swoim niewinnym spojrzeniem, jak miałbym przerywać zabawę wielkiemu misiowi grizzly o oczach małego dziecka? Zacisnąłem powieki i pozwoliłem mu na pieszczotę. Zassał mnie niczym lizaka, karmiąc się moim sokiem.
-Ale żeby było mi to ostatni raz. Nie licz na więcej. Twoją niesubordynację ukarzę gdy wrócimy do domu.

 Wpatrywałem się w las rozciągający się za szpitalnymi oknami. Chciałem się w nim zgubić. Spotkać niedobrego wilka, przed którym wszyscy ostrzegają swoje małe pociechy. Wróciłem myślami do swojego dzieciństwa. Zawsze czułem się wyobcowany. Próbowałem być idealnym dzieckiem, jednak to moja siostra zawsze błyszczała. Ona była tą idealną, której nigdy nie potrafiłem doścignąć.

 Gdy zaczynałem dorastać zacząłem podpatrywać jej styl bycia jeszcze uważniej. Łaknąłem każdą jej opowieść i starałem się upodobnić do niej. Kiedyś pomalowałem się jej kosmetykami, nie była na mnie zła, powiedziała bym następnym razem uprzedził ją o tym. Do pokoju weszła mama i uderzyła mnie. Chłopiec nie ma prawa używać szminki, tylko pedały tak robią, nakrzyczała na mnie. Dziewięciolatka zabolały takie słowa, zapytałem potem siostrzyczki kim są pedały. Opowiedziała mi wtedy, że niektórzy chłopcy lubią innych chłopców i nie jest to złe. Mama myślała co innego.
 Zaśmiałem się w duchu. Od tamtego czasu zacząłem zwracać większą uwagę na wygląd i zachowanie kolegów z klasy. Wkraczaliśmy w wiek kiedy nasze spodenki uwypuklały się gdy zobaczyliśmy kogoś ładnego. Jak to dzieci porównywaliśmy swoje przyrodzenia przed lekcjami pływania. Moje prawie zawsze sterczało gdy oglądałem nagich kolegów, zrzucałem winę na chłodną wodę. Wiedziałem już, że jestem od nich inny.
 Powiedziałem o swoich podejrzeniach siostrze. Jej mogłem zaufać. Powiedziała, żebym nie udawał kogoś kim nie jestem i nie bał okazywać swoich uczuć. Szybko przekonałem się, że siostra nie miała racji. Koledzy przestali się do mnie odzywać i bawić. W końcu zmieniłem szkołę.
 Siostra wkręciła mnie w modeling bym nie czuł się wyalienowany. Z początku byłem jej za to wdzięczny, jednak gdy poznałem ciemne strony tej branży chciałem odejść. Było już za późno.
 W gimnazjum poznałem jego. To zmieniło wszystko. Chciałem być blisko niego, więc dołączyłem do drużny. Znalazłem swoje miejsce, byłem popularny. Zewsząd otaczały mnie dziewczyny, niektóre znały mnie z reklam w gazetach, inne zauważyły moją grę na boisku. Umawiałem się z nimi, by odciągnąć podejrzenia. Żadnej z nich nie kochałem, męczyłem się z nimi tydzień, czasem dwa tylko po to by zerwać. Nienawidziłem się za każdy pocałunek, który składałem na ich ustach.
 Chciałem całować tylko Aominecchiego, tylko jego przytulać. Bałem stracić się to co nas łączyło, przyjaźń była lepsza niż nienawiść. Z czasem zauważyłem, że Aominecchi przyjaźni się z Kurokocchim, więc zbliżyłem się do niego. Myślałem, że wzbudzę jego zazdrość i udało mi się. Jednak on był zazdrosny o swojego przyjaciela, nie o mnie.
 Moja siostra chcąc zapełnić pustkę w moim sercu umówiła mnie na sesję z pewnym fotografem, sprawiając, że nie zapomnę tego dnia do końca życia.
 Zaprzestałem wewnętrznego monologu. Podniosłem szklankę z nocnej szafki. Byli tak bardzo nieostrożni zostawiając ją tutaj. Upuściłem ją niby przypadkiem. Potłukła się na kilkanaście kawałeczków. Wybrałem średni i schowałem pod poduszkę nim pielęgniarka przybiegła sprawdzić co się stało. Kazała mi wyjść na korytarz dopóki salowa nie posprząta.

 Szukałem odpowiedniego oddziału przez kilka minut, następnie krążyłem od dyżurki do dyżurki chcąc sprawdzić, w której sali leży blondyn. Usiadłem zmęczony na niebieskim foteliku gdy kolejna siostra kazała poczekać mi chwilę. Rozejrzałem się dookoła.

 Większość pacjentów wyglądała w połowie jak niedorozwinięte warzywa, które cudem wykształciły umiejętność chodzenia. Jęknąłem.
 Wśród pacjentów mignęła mi blond czupryna. Zerwałem się z miejsca i podszedłem w jej kierunku. Nie złapałem go za ramię, mimo wielkiej ochoty. Przestraszyłby się, co do tego miałem pewność.
-Kise?- Zapytałem. Odwrócił się i tempo wpatrywał się w moją twarz. Jego prawa ręka była w śmiesznym ubranku, zapewne jakimś medycznym cackiem utrzymującym jego kości na miejscu.
-Aominecchi.. Miałeś zapomnieć.- Szepnął, nagle podziwiając swoje stopy. Nie miał obuwia, widocznie mieli tu swobodę ubioru. Słysząc jego słowa niemal prychnąłem. Jechałem tu gdy tylko lekarka poinformowała mnie, że mogę go odwiedzić, a on bardziej jest smutny niż szczęśliwy z naszego spotkania.
 Spojrzał na mnie oczami pełnymi rozczarowania, a ja poczułem gulę w gardle. Przełknąłem.
-Musimy porozmawiać. Na samotności.
-Więc choć.- Odpowiedział nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Może najpierw powinienem porozmawiać z jego lekarką? Może ona powiedziałaby mi więcej o jego wahaniach nastroju.
 Usiedliśmy na jego łóżku. Przez chwilę obydwoje wpatrywaliśmy się w ścianę.
-O czym chcesz rozmawiać?- Spytał mnie nim cisza stała się niezręczna.- Wydaję mi się, że powiedzieliśmy sobie wszystko.
 Zatkało mnie. Bylem bardzo, kurwa, cierpliwym człowiekiem, jednak nienawidziłem gdy ktoś stawiał mnie w takiej sytuacji.
-Słucham?
-Wydaję mi się, że powiedzieliśmy sobie wszystko.- Powtórzył już nieco mniej pewny swoich słów.
-Za kogo ty się, kurwa, za przeproszeniem uważasz?- Wybuchłem.- Jakim prawem tak bawisz się moimi uczuciami? Czy one dla ciebie nic nie znaczą? Przewracasz moje życie do góry nogami w kilka tygodni, sprawiasz, że nie potrafię się skupić na niczym, ale to kurwa niczym, a później stwierdzasz, że to jednak nie to i obracasz się do mnie dupą? Kise, kurwa, po co cała ta szopka? Czy ty naprawdę jesteś taki bezwzględny? Dlaczego całujesz mnie, a potem każesz zapomnieć? Dlaczego wyznajesz mi miłość a potem każesz spadać? Dlaczego mi to robisz, co? Bawi cię to czy co? Jestem kolejną zdobyczą sławnego modela?
-Aominecchi, tak będzie lepiej.- Stwierdził nawet na mnie nie patrząc. Byłem na pograniczu płaczu i chęci mordu. Podszedłem do niego na tyle blisko, że nasze czoła niemal się spotykały.
-Dla kogo, kurwa, będzie lepiej?- Spytałem wiedząc, że słowa są niczym małe ostrza przeszywające jego serce. Wreszcie nasze oczy spotkały się, miał minę, która zawsze mnie rozczulała. Chciałem go przytulić, lecz jedyne na co się zdobyłem to odwrócenie się. Zmierzałem do wyjścia gdy usłyszałem jak upada. Podbiegłem by go złapać. Zemdlał.

 Świat po woli nabierał ostrości i barw. Leżałem na łóżku, nad uchem pikała maszyna kontrolująca czynności życiowe. Czułem się gorzej niż gówno. Rozejrzałem się po pokoju, byłem sam. Odetchnąłem z ulgą, teraz Aominecchi będzie bezpieczny. Znienawidzi mnie, ale nikt go nie skrzywdzi.

 Usiadłem na brzegu łóżka i poczekałem aż zawroty głowy minęły. Sięgnąłem zdrową dłonią po kawałek szkła. Uśmiechnąłem się. Szybkim ruchem zdjąłem usztywniający temblak. Ręka była mocno spuchnięta i bolała, jednak miałem dostęp do nadgarstków. Wykonałem pierwsze cięcie nucąc Asleep od The Smiths.
 Gdy słowa zaczęły bełkotliwie łączyć się w jęk, a szkło uderzyło o posadzkę, skuliłem się i w myślach odtwarzałem kolejną z ulubionych piosenek. 
jesteś jednym z błędów Boga
płaczesz, będąc bezużytecznym
dobrze wiem jak to boli
a ty wciąż nie chcesz mnie wpuścić
teraz wyważam twoje drzwi
by uratować twoja opuchniętą twarz
Mimo, że już cie nie lubię
kłamiesz, bo jesteś tragicznie bezwartościowy

piosenka na pożegnanie
piosenka na pożegnania

piosenka na...

 Zdążyliśmy go uratować. Po długiej rozmowie z lekarką z oddziału postanowiliśmy iść do blondyna i zapytać czy nie chciałby skontaktować się ze swoim psychiatrą- młodą lekarką Mayonaką. Pamiętałem, że ją polubił i obdarzył czymś na wzór zaufania. 

 Idąc do sali czułem dziwny niepokój, intuicja mówiła mi, że powinienem poczekać aż chłopak się obudzi i dopiero wtedy iść na rozmowę z lekarką.
 W pokoju było pusto. Prześcieradło leżące na łóżku oraz podłoga były zbryzgane krwią. Zrobiło mi się słabo i niedobrze. Musiałem usiąść.
-Aomine? Zaczekaj, pójdę po pomoc.- Zareagowała lekarka. Mimo tego co zastaliśmy zachowała spokój i opanowanie.
-Nie! Gdzie on jest? Gdzie Kise?- Mój głos łamał się a kobieta widząc moje drżące ręce złapała je.
-Musieli zabrać go do zabiegowego. Poczekaj tu lub na korytarzu, pójdę się dowiedzieć.
-Nie. Idę z panią.
 Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym współczucia. Nie protestowała.
 Tak jak przypuszczała model był w zabiegówce, jakiś niezbyt przyjemny lekarz oglądał jego rany. Usłyszałem tylko jak mówił 'tym razem nie są na tyle głębokie by szyć, musisz bardziej się postarać, kolego'. Myślałem, że wgniecie mnie w ziemię. Już nie dziwiłem się blondynowi. Jak lekarz może coś takiego powiedzieć. Jednak za groźbą wyrzucenia z oddziału czekałem bez komentarza. Chłopak jeszcze nie zauważył mojej obecności, cały czas leżał z przymkniętymi powiekami, syknął tylko gdy lekarz brutalnie założył temblak na złamane ramię.
-EJ!- Wrzasnąłem. Doktorek i nastolatek podskoczyli, a lekarka przytrzymała mnie za ramię.
-A-Aominecchi? Co ty tu...?- Spytał sennym głosem. Nie odpowiedziałem nic. Czekałem aż lekarz posadzi go na wózku i przetransportowałem go w asyście lekarki na salę. Zostawiła nas samych.

-Nie.- To było pierwsze słowo jakie wypowiedziałem odkąd ciemnowłosy chłopak zmusił mnie do słuchania.- Nie możesz do niej zadzwonić.

-Ha? Chyba nie będziesz się o to ze mną zakładać.- Gdy nie odpowiedziałem złapał mnie za policzki.- Ryouta, czy ty nie widzisz, że wszyscy chcemy twojego dobra? Nie widzisz, że JA chcę ci pomóc?
 Łzy stanęły mi w oczach, za co przekląłem się w duchu. Nasze dłonie spotkały się podczas ich ocierania.
-A-Aominecchi... Ja nie mogę... Ty powinieneś... Nie chcę, żebyś...- Nie potrafiłem dokończyć choć jednego zdania. Przyglądał mi się badawczo i widząc, że ledwo mówię pocałował mnie. Próbowałem się wyrwać, jednak wcześniej przerwało nam pukanie do drzwi. Daiki sam odskoczył ode mnie, jednak dalej trzymając moją dłoń.
-Ryota, Daiki.- Rozległ się głos kapitana. Zamarłem. Ile to czasu odkąd ostatni raz pokazałem się w szkole i na treningu? Za czerwonowłosym do pokoju weszła reszta pierwszego składu. Zdziwiłem się i ukryłem za plecami Daikiego.- Widzimy cię, wiesz?- Speszony spojrzałem na nich i wyszeptałem ciche 'hej'.
-Jak się czujesz Kise?- Spytał Kurokocchi przeszywając mnie swoim wzrokiem, uśmiechnąłem się blado.
-Bywało lepiej. Jak drużyna? Mecze?
-Bywało lepiej.- Odpowiedział mi również bladym uśmiechem. Spuściłem wzrok. Musiałem sprawiać im wiele kłopotu. Słyszałem, że Haizaki wrócił do składu i często spinał się z Aominecchim, więc ten zaczął opuszczać treningi. 
 Siedzieliśmy w ciszy, atmosfera była napięta. Kilka razy Kurokocchi i Midorimacchi chcieli zacząć coś mówić, ale nic z tego nie wychodziło. Akashi wpatrywał się we mnie mroźnym wzrokiem. Analizował. Nie podobało mi się to.
-Wybaczcie chłopaki, ale muszę siusiu.- Powiedziałem siląc się na głupi uśmiech. Wstałem z łóżka i prawie się przewróciłem, gdyby nie silna dłoń Daikiego. Przesunąłem wzrokiem po twarzach przyjaciół i zobaczyłem w ich twarzach współczucie. Pewnie zastanawiali się jak można tak bardzo się stoczyć. Nie powiedziałem nic. Przy pomocy ciemnowłosego dotarłem do łazienki, wszedł tam ze mną i dopiero po trzaśnięciu drzwi pozwoliłem sobie na płacz. 
 Chłopak objął mnie i gładził po przetłuszczonych włosach. Zobaczyłem nasze odbicie w lustrze. Moja twarz nie przypominała dawnego mnie. Poszarzała cera, zmęczone i przekrwione oczy, spierzchnięte i poranione usta. Włosy straciły blask. Dłonie, które spoczywały na barkach wyższego były wychudzone, paznokcie poobgryzane. Schowałem głowę w jego ramionach.
-Powiedzieć im, żeby poszli?
-Nie, to niegrzeczne. 
-Powiem, że zabrali cię na badania, a ty pójdziesz do lekarki i poprosisz o telefon do Mayonaki, co?
Była to bardziej propozycja niż pytanie. Nie odezwałem się.
-Wiesz, że jej potrzebujesz, ale nie chcesz się przyznać. Ja też to wiem.
-Wiesz? Co ty kurwa o mnie wiesz?- Nie wytrzymałem. Zraniłem go. Opuściłem toaletę i chwiejnym krokiem wróciłem do łóżka. Prowadziłem lakoniczne rozmowy z członkami drużyny, Aomine, który przyszedł około dwudziestu minut po mnie, przyglądał się temu z wyrazem pożałowania.
 Gdy zrobiło się trochę nudno, a oczy same mi się zamykały, znajomi wyszli życząc mi zdrowia i powrotu do ligi. Podziękowałem, bo tak wypadało.
-A ty nie idziesz?- Spytałem jadowicie.
-Nie, czekam na Mayonakę.
-CO? NIE ZROBIŁEŚ TEGO!- Poczułem jak moje wnętrzności wirują. 
-Będzie za pięć minut.
-Wyjdź.
-Kise, zrozum...
-WYJDŹ.- Wrzasnąłem. Nie wiedziałem co mną kieruję. Chciałem go przytulić i usłyszeć, że mu zależy, jednak robiłem wszystko na odwrót.
-Co tu się dzieje? Ryota? Daiki?- Odwróciłem się do okna, jednak jej głos rozpoznałbym nawet, gdyby dobiegał ze szczytów gór czy głębin oceanu. Widząc moją reakcję spytała, czy możemy zostać sami. Chłopak nie miał wyboru, zamknął za sobą drzwi.
 Młoda lekarka oparła dłoń na moich drżących plecach.
-Ryota, co się stało?- Patrzyłem na jej oczy, a ona wyczytała z moich prawdę. Pewnie mglistą, jednak domyśliła się od razu.- Tak mi przykro, kochanie...
 Dziwnie poczułem się słysząc to z ust praktycznie obcej mi kobiety.
-May...- Rozpłakałem się.- Jak ja mam to powiedzieć... Jak być szczerym i nie narażać go na niebezpieczeństwo?
 Nie do końca wiedziała co mam na myśli, jednak widziała o kogo się martwię.
-On mnie znienawidzi, jeśli dowie się wszystkiego, nie mogę żyć z nim ani bez niego... Chcę, żeby mnie przytulił, ale odpycham go... To takie frustrujące... 
 Na początku Rui jedynie pocieszała mnie i słuchała, później udzieliła mi kilka rad. Powtarzała, że nie jestem sam z problemami, że są ludzie, którzy mogą mi pomóc. Nie wiedziała tylko w jakim bagnie siedzę.
 Umówiła się ze mną na kolejną rozmowę i wyszła zapraszając chłopaka na swoje miejsce. Wchodząc do pokoju nie patrzał na mnie. Usiadł jednak blisko mnie. Czułem zapach jego perfum zmieszanych z nutką strachu.
-Chyba musimy porozmawiać.- Zacząłem łapiąc ze skrawek jego koszulki. Siedziałem z kolanami podciągniętymi prawie do brody.
-Chyba musimy.- Złapał moją dłoń i ścisnął ją w przyjacielskim geście. Odwrócił się do mnie przodem. Widziałem ból i smutek w jego pięknych chmurnych oczach. Byłem przyczyną tych uczuć. Chciałem sięgnąć do ran, jednak nie miałem jak.- Kise, zaufaj mi i pozwól sobie pomóc. Uwierz we mnie, proszę.
 Nie potrafiłem powstrzymać łez, więc następne pół godziny spędziliśmy przytuleni do siebie. Było już ciemno, jednak nikt nie przyszedł zapalić światła czy wyprosić mojego gościa. Czułem, że udział w tym miała Mayonaka. 
 Oparty o gorący tors koszykarza czułem się bezpieczny, nie wierzyłem, że to dzieje się naprawdę. Zacząłem cicho opowiadać, powtarzać monolog, który układałem od kilku miesięcy. W trudniejszych momentach przerywałem, brałem głęboki wdech przełykając łzy, Daiki całował wtedy moje czoło i szeptał, że jestem bardzo dzielny i on jest przy mnie i bardzo mnie kocha. To pomagało. Pomagało zacząć historię fotografa.
-Siostra nie chciała bym popadł w depresję, więc umówiła mnie na sesję z pewnym fotografem. Był w średnim wieku, a gdy zobaczyłem jego zdjęcia pomyślałem, że jest bardzo oryginalnym i utalentowanym artystą... Naprawdę nie mogłem doczekać się tej sesji, byłem taki głupi i naiwny. Siostra podwiozła mnie do niego i powiedziała, żebym zadzwonił gdy skończymy. Myślałem, że umrę ze szczęścia. Zapukałem dwa razy po czym otworzył drzwi i zaprosił do środka. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Był sympatyczny i uprzejmy. Chciał wiedzieć czego od niego oczekuję i jakie ma plany odnośnie zdjęć. Spytał czy chcę coś do picia, powiedziałem, że jasne... Dosypał czegoś. Obudziłem się po kilkunastu minutach... To wystarczyło... Ja... Rozebrał mnie gdy byłem nieprzytomny i zaniósł mnie do specjalnego pokoju dla wyjątkowych modeli, tak mi to tłumaczył. Byłem przywiązany, a w usta wsadził mi jakąś szmatę. Tak bardzo się bałem... Najpierw robił mi zdjęcia, jednak gdy skończyły mu się dobre ujęcia podszedł do mnie i wyciągnął knebel. Zacząłem krzyczeć, żeby ktoś mi pomógł. Wytłumaczył mi wtedy spokojnym głosem, że powiedział sąsiadom, że kręci tutaj filmy dla dorosłych i takie krzyki nie są dla nich nowością, a lepiej dla mnie będzie jeśli nie będę aż tak głośny, bo jego to nakręca. Zamarłem. Wyciągnął wtedy różnego rodzaju... Przybory. Znów robił mi zdjęcia. Zmusił mnie potem do wypicia czegoś co smakowało jak whiskey... Byłem przytomny, jednak nie mogłem mówić ani się ruszać... Wtedy rozwiązał mnie i... I zaczął dotykać mnie. Zostawił kamerę na stojaku i wrócił do mnie... Szeptał do mnie 'Ryo, jesteś idealny... Ryo, tak długo na to czekałem...'. Chciałem umrzeć. Chciałem udusić się wymiotami, które powodował każdy jego dotyk. Zgwałcił mnie... Gwałcił godzinami, a ja patrzyłem na ścianę pokrytą plakatami różnych nastolatków, niektórych pamiętałem z agencji. Zastanawiałem się, jak to jest, że nikt nigdy nic nie mówił. Pytałem się dlaczego. Później myślałem, że pewnie zabije mnie gdy skończy... To było by najlepsze, co by dla mnie zrobił, rozumiesz Aominecchi? Gdy skończył ze mną porobił mi zdjęcia. Moja komórka dzwoniła od jakiegoś czasu, więc poszedł ją odebrać. To była moja siostra, chciała mnie odebrać. Powiedział, że zmęczyłem się sesją i zasnąłem. Nie mogłem krzyknąć, bo byłem jakby sparaliżowany. A ona mu uwierzyła. Płakałem... Zabrał aparat i kamerę i zostawił mnie samego. Wrócił po jakimś czasie, nie wiem ile, bo zemdlałem. Przeniósł mnie do salonu i przywiązał do fotela. Włączył telewizor i kazał patrzeć na efekty naszej pracy, tak to nazwał. Zwymiotowałem. Kilka razy. Bałem się, chciałem, żeby ktoś mi pomógł. Powoli odzyskiwałem głos i władzę nad mięśniami. Wyłączył telewizor i usiadł na przeciwko mnie gładząc moje udo. Zamknąłem oczy. Wyjaśnił mi, że jeśli komukolwiek się poskarżę to wydarzy się kilka rzeczy... Efekty naszej pracy trafią do internetu, jego koledzy znajdą mnie i... Następnie znajdzie wszystkich, na których mi zależy i zabije. Szczególnie ciebie, Aominecchi... Ten potwór obserwował mnie od początku gimnazjum i zauważył ile czasu spędzamy razem. Wkradał się do mojego pokoju i czytał mój pamiętnik. Pisałem w nim o tobie bardzo dużo i w jednoznaczny sposób. Moja siostra przyjechała po mnie następnego dnia, pytała jak było. Powiedziałem, że było okej, tylko jestem zmęczony. Wydawało mi się, że chciała o coś zapytać, pragnąłem by się domyśliła, jednak spojrzała na mnie i uśmiechnęła się i włączyła silnik. Spałem bardzo długo. Ciągle wymiotowałem. Mama myślała, że jestem chory, więc pozwoliła zostać mi w domu. Wróciłem do szkoły, na treningi. Jednak zawsze bałem się, że gdzieś go spotkam. Nigdy nie wracałem sam, pamiętasz? Któregoś dnia miałem już dość. Mówiłem ci, chciałem się zabić, ale skończyło się na cięciu. To pomagało wyładować te wszystkie emocje. Mogłem się ukarać za to, że nie umiem się bronić i przeciwstawić. Gdy już nauczyłem się nie myśleć o tym zdarzeniu dostałem informację o castingu z agencji. Mama zmusiła mnie, żebym poszedł. Powiedzieli mi, że nie jestem odpowiedni, że moje ciało się nie nadaje, że powinienem popracować nad sobą. Gdy tak mówią, to znaczy, że jesteś za gruby i brzydki. Moje rany bardzo ich zdenerwowały. Powiedzieli, że model, który coś takiego robi nie ma prawa zabierać ich czasu. Powiedziałem to mamie, a ona się zdenerwowała. Krzyczała na mnie i wyzywała. Ojciec zlał mnie, bo tylko pedały i baby tną się. Długo wtedy płakałem, bo zawsze byli zadowoleni ze mnie. Byłem wystarczający. Przestałem jeść. Brałem udział w jakiś małych sesjach. Czułem na sobie spojrzenie innych, tak jakby wiedzieli, że jestem skażony... Później były następny casting, na którym też mnie odrzucili. Zacząłem słyszeć szepty, które... Głos, który wyśmiewał mnie. Wiem, że to nie może być naprawdę, ale słyszę go... Pytałeś o ten casting a ja uciekłem wyrzygać się w kiblu. Później już wiesz jak to było. Gdy pojechaliśmy na zakupy z twoimi rodzicami, zobaczyłem go, dlatego chciałem wracać. Gdy schodziłem na parking przeszedł obok mnie i przesunął ręką po moim pośladku. Przypomniał mi wtedy naszą umowę. Dlatego chciałem się zabić. Trafiłem do psychiatryka, ale nic im nie mówiłem. Nic im nie powiedziałem. Nic. Bałem się co on może zrobić... Później, gdy mama nas przyłapała... Gdy go przyprowadziła... Chciałem się poddać, ale pomyślałem o tobie. Pragnąłem powiedzieć ci wszystko, żebyś mi pomógł. Pomógł to skończyć... Strach był silniejszy, nie chciałem, żebyś mnie odrzucił... I wtedy przyjechali ci policjanci... Wiem, jakie mają metody, wyciągnęli by to ode mnie... Dlatego miałeś o mnie zapomnieć... Byłbyś szczęśliwy i bezpieczny... Nie od razu, ale po kilku miesiącach wszystko wróciłoby do normy. Myślałem, że zbiję się spadając z tych schodów... Nic mi się nie udaje, co nie? Jeśli teraz się mną brzydzisz to nic, Aominecchi... N-N-Naprawdę n-nic.- Reszta słów utonęła w moich łzach, których nie byłem w stanie dłużej kontrolować. Wyłem jak ranne zwierzę. 
 Mimo mijającego czasu chłopak dalej trzymał mnie na swoich kolanach, gładził po czole i wycierał łzy. Gdy zacząłem się dławić katarem podał mi chusteczki. Przytrzymywał je, gdy smarkałem. Przez ciemność nie mogłem jednoznacznie określić jego wyrazu twarzy.
-Aominecchi, dlaczego tu jesteś?
-Tak bardzo... Kurwa, bardzo przepraszam.- Powiedział, a z drżenia jego głosu odgadłem, że musiał płakać dłuższą chwilę.- Jestem taki ślepy i głupi... Przepraszam...
 Płakaliśmy mocno przytuleni do siebie. Nie rozumiałem dlaczego mnie przeprasza, ale pomagało. 
-Brzydzisz się mną?- Spytałem naiwnie.- Bo ja tak.
 Patrzał w moje oczy, nasze nosy stykały się. Widziałem w nich miłość. Po chwili pocałował mnie tak jak nigdy. Cały czas patrząc przelewał we mnie swoją miłość. I przysięgam w tamtej chwili byliśmy nieskończonością.





fragment piosenki pochodzi z Song to say goodbye. ostatnie zdanie to cytat z książki "Charlie". czuję się jak gówno, może dlatego podoba mi się ten rozdział.